Libertariańska teoria praw własności (KWDL #3)

W przekonaniu libertarian idealnym ładem społeczno-politycznym byłby ład, w którym wszystkie relacje międzyludzkie miałyby charakter dobrowolny. Libertarianizm oparty jest na teorii moralnej, której jądrem jest przekonanie, że każda jednostka powinna mieć prawo dowolnie zarządzać swoim ciałem i swoją własnością. Przekonanie to wyraża się najczęściej w formie zasady nieagresji, która mówi, że nikt nie ma prawa inicjować przemocy względem drugiej osoby lub jej własności. Ponieważ zasada nieagresji dotyczy nie tylko ciała, ale także własności drugiej osoby, wymaga uzupełnienia w postaci teorii praw własności. Wyobraźmy sobie, że A:
– zabiera B jakiś przedmiot (np. zegarek),
– wchodzi na teren zajmowany przez B, który B uznaje za swoją własność.
Pytanie brzmi: czy A zainicjował przemoc względem B? To zależy. By ocenić, czy doszło do naruszenia zasady nieagresji, musimy wiedzieć, kto posiadał prawomocny tytuł własności zegarka lub danego obszaru ziemi – A czy B. Być może B był jedynie w fizycznym posiadaniu danego dobra, a prawo własności do tego dobra przynależy się A. W takim wypadku, to B byłby agresorem, a A próbowałby jedynie odebrać należącą do niego własność. Widać więc wyraźnie, że bez teorii praw własności zasada nieagresji byłaby martwa.

Według libertarian prawomocny tytuł własności do jakiegoś dobra (przedmiotu czy obszaru ziemi). zdobyć można na trzy sposoby – poprzez:
(1) pierwotne zawłaszczenie,
(2) dobrowolny transfer tytułu własności,
(3) w ramach odszkodowania za inicjację przemocy.
Ponieważ przypadki (2) i (3) wydają się mało kontrowersyjne – jeśli jestem prawomocnym właścicielem jakiegoś dobra, mam prawo przekazać tytuł własności do tego dobra, komu tylko chcę; jeśli zaś naruszyłem czyjeś prawa, muszę wypłacić mu stosowane odszkodowanie – w tekście skoncentruję się wyłącznie na problemie pierwotnego zawłaszczenia.

Pierwotne zawłaszczenie
Libertariańska teoria pierwotnego zawłaszczenia opiera się na lekko zmodyfikowanej teorii zaproponowanej przez Locke’a w Drugim traktacie o rządzie (1689). Locke wskazywał, że każda osoba ma prawo do zajęcia danego kawałka ziemi (i wszystkiego, co się na nim znajduje, jeżeli: (a) teren ten nie został wcześniej zawłaszczony przez inną osobę, (b) zawłaszczająca osoba „zmieszała swoją pracę z ziemią”. Przez pojęcie mieszania pracy z ziemią rozumieć należy działania, których celem jest wykorzystanie danego obszaru, by wytworzyć dobra konieczne do zaspokojenia potrzeb jednostki – np. zdobycia pożywienia, schronienia, zapewnienia sobie komfortowej egzystencji itd. Przykładowo, jeśli osadnik wykarczował kawałek nienależącego do nikogo lasu, zasadził na oczyszczonym terenie uprawy, oswoił żyjące na nim zwierzęta, wybudował tam swój dom, to cały ten obszar staje się jego wyłączną własnością. Od tego momentu on i tylko on ma tytuł własności do tego terenu i nikt nie ma prawa (bez jego zgody) nań wchodzić lub korzystać z dóbr na nim się znajdujących. Jeśli osadnik, wykorzystując zawłaszczoną ziemię, wyprodukuje jakieś dobra (np. zboże, mięso czy drewno itp.), stają się one jego własnością (powstały one bowiem z przekształcenia dóbr, w których był posiadaniu). Podkreślmy, że mieszanie pracy z ziemią nie może mieć charakteru jakichś zupełnie arbitralnych działań, w wyniku których pojedyncza osoba wchodziłaby w posiadanie ogromnych obszarów ziemi, twierdząc, że są one konieczne dla jej utrzymania (zawłaszczanie nie może więc polegać np. na opłotowywaniu wielkiego terenu czy, jak proponował Nozick, sprowadzając sprawę do absurdu, wrzuceniu puszki soku do oceanu celem wzięcia tych obszarów w posiadanie).

Zasada osadnictwa dotyczy nie tylko ziemi, ale także innych obiektów materialnych – jeśli nie zostały one przez nikogo zawłaszczone, możemy je zawłaszczyć, mieszając z nimi pracę. Przykładowo, jednostka ma prawo zebrać znalezione w lesie owoce, upolować biegające wolno zwierzę czy nabrać wody ze strumienia. Zauważmy, że zawłaszczanie dóbr znajdujących się na terenie niczyim nie oznacza, że dana osoba zdobywa prawo do całego tego terenu. Zebranie jagód, upolowanie zwierzęcia, zaczerpnięcie wody, daje prawo do jagód, zwierzęcia czy wody, nie zaś do całego lasu czy strumienia.

Zawłaszczanie ziemi przez deklarację jest nieprawomocne
Jednym z najważniejszych następstw tej teorii jest uznanie, że zabronione jest zawłaszczanie ziemi przez deklarację. W posiadanie ziemi wchodzi się przez akt pracy, nie przez akt mowy. Jest to istotne, gdyż historycznie olbrzymia ilość terenów zawłaszczana była właśnie w ten sposób – zbrojne grupy, które przekształcały się potem w państwa, rościły sobie prawa do olbrzymich połaci niezajętych obszarów ziemi poprzez ogłoszenie się ich właścicielami. Grupy te łączyły taką deklarację z bezwzględnie realizowaną groźbą użycia przemocy względem tych, którzy naruszyć chcieliby ustalone w ten sposób prawa własności. Co więcej, tego typu zbrojne grupy uznawały się za właścicieli nie tylko do terenów dotąd niezawłaszczonych, ale także do terenów już zajętych przez jakichś osadników, którzy byli (a) bądź wywłaszczani, (b) bądź zmuszeni do płacenia danin w zamian za prawo do użytkowania gruntu, (c) bądź pozostawiani czasowo w spokoju, z zastrzeżeniem, że ich prawo do użytkowania ziemi jest warunkowe, zależne od woli danej grupy/państwa. W świetle libertariańskiej teorii praw własności zdobywane w ten sposób tytuły własności były (i są) całkowicie nieprawomocne. Dlaczego ktoś, kto ogłosił się królem jakiegoś obszaru, miałby automatycznie zyskiwać prawo do decydowania, komu i na jakich zasadach wolno zawłaszczać ziemię na tym obszarze?

Pierwszy osadnik nie inicjuje agresji
Zauważmy, że osadnik, który zdobył prawo własności do jakiegoś terenu poprzez zmieszanie pracy z nienależącą do nikogo ziemią, nie zainicjował przemocy względem żadnej osoby – po prostu wykorzystał niczyją ziemię, by zdobyć dobra potrzebne do przetrwania i szczęśliwego życia. Odmiennie wygląda sytuacja w przypadku osoby, która pojawiłaby się po akcie pierwotnego zawłaszczenia i chciała zająć już zawłaszczoną ziemię. Osoba taka inicjowałaby przemoc względem pierwotnego zawłaszczyciela, gdyż miast naśladować jego działania i zmieszać swoją pracę z innym kawałkiem niczyjej ziemi, próbowałaby przywłaszczyć sobie ziemię, którą ktoś używa jako podstawy swego utrzymania (niczym dzięcioł, który chciałby zamieszkać w dziupli pieczołowicie wystukanej przez innego dzięcioła lub lis wkradający się do nory innego lisa). Spostrzeżenie to – pierwszy osadnik nie inicjuje przemocy – ma fundamentalne znaczenie, pokazuje bowiem, że istnieją metody nieagresywnego wchodzenia w posiadanie własności prywatnej, co pozwala uzasadnić jej istnienie na płaszczyźnie moralnej.

Dwa typy krytyki zasady pierwotnego zawłaszczenia
Wobec zasady pierwotnego zawłaszczenia wysuwa się dwa zastrzeżenia. Pierwsze z nich polega na wskazaniu, że teoria ta opiera się na błędnej przesłance mówiącej, że niezawłaszczona ziemia jest niczyja, gdy tymczasem ziemia powinna być traktowana jako wspólna własność ludzkości czy danej społeczności. Konsekwencją faktu, że niezawłaszczona ziemia jest wspólna jest to, że (a) jednostki bądź nie mają prawa zawłaszczać jej wyłącznie dla siebie lub (b) jednostki mają prawo zawłaszczać ziemię, ale robiąc to, zaciągają dług, który muszą spłacić społeczeństwu (np. w formie podatku od wartości ziemi). Teorię mówiącą, że ziemia jest wspólną własnością wszystkich odrzucić trzeba jako arbitralną, nienaturalną i całkowicie niepraktyczną. Wyobraźmy sobie kogoś, kto zawłaszcza jakiś niewielki obszar na terenie obecnej Polski, by zdobyć środki na swoje utrzymanie. Trudno zrozumieć, dlaczego działanie takie – naturalne i konieczne dla przetrwania tej osoby – miałoby stanowić naruszenie praw innych osób (także osób, które nie tylko nie znajdują się w pobliżu tego obszaru, ale nawet nie wiedzą o jego istnieniu). Czy grupa osób, która założyła osadę w jakimś miejscu powinna płacić podatek, grupie ludzi, która osiadła gdzie indziej (i na odwrót)? Wydaje się również absurdem wymagać, by osoba ta pytała wszystkie żyjące na Ziemi osoby, o zgodę na używanie tego obszaru.

(Kontrintuicyjność teorii wspólnej ziemi i naturalność teorii pierwotnego zawłaszczenia zdaje się bardziej oczywista, gdy sięgamy po przykłady ze świata zwierząt: czy wszystkie dziuple znajdują się we wspólnym posiadaniu wszystkich dzięciołów, a o ich alokacji rozstrzygać powinien sejmik ptaków z całego świata, czy raczej każdy dzięcioł ma „prawo” do dziupli, którą sam zrobił w drzewie?)

Druga wątpliwość (którą podnosił sam Locke) polega na wskazaniu, że jednostki mają prawo zawłaszczać ziemię tylko pod warunkiem, że pozostanie wystarczająca ilość ziemi do zawłaszczenia dla innych. Zastrzeżenie to wydaje się o wiele bardziej zasadne od tezy mówiącej o wspólnej własności ziemi (w istocie jest to jedno z najbardziej istotnych i kontrowersyjnych miejsc w libertariańskiej teorii moralnej). Nie ma miejsca w tym krótkim wprowadzeniu, by przedstawić złożoną argumentację uzasadniającą, dlaczego zastrzeżenie to nie jest w stanie obalić libertariańskiej teorii własności, wspomnę więc o dwóch podstawowych argumentach.

Gdyby ziemi rzeczywiście było bardzo mało, a ludzi bardzo dużo, ograniczanie prawa do zawłaszczania, mogłoby być właściwym rozwiązaniem (wyobraź sobie sytuację, w której na malutką wyspę dostaje się w krótkim czasie wielka liczba rozbitków – czy ci, którzy dostali się tam wcześniej mieliby prawo nie wpuścić nań kolejnych, twierdząc, że obszar wyspy jest im potrzebny do budowaniu pól golfowych?). Nie wydaje się jednak, by taka sytuacja miała kiedykolwiek miejsce na naszej planecie (choć, oczywiście, może do tego dojść w przyszłości). Ilość ziemi była i nadal jest wystarczająca, by ludzie mogli zawłaszczać dla siebie jej fragmenty – wykorzystując je do zdobywania środków do życia i pozostawiając ziemię dla innych. Nawet jeśli zdarzają się przeludnione obszary, przeludnienie to prawie nigdy nie wynika z niewystarczającej ilości ziemi, ale jest efektem działania państw, które ograniczają prawa jednostek do swobodnego zawłaszczania ziemi. Mamy prawo wierzyć, że w ładzie wolnościowym problemy te rozwiązywałyby się w sposób naturalny (przykładowo: tam, gdzie istnieje własność prywatna ludzie są bogatsi, a tam gdzie ludzie są bogatsi – z różnych względów – ich dzietność spada).
Co więcej, nawet w sytuacji, w której ziemi rzeczywiście zaczynałoby brakować (np. w sytuacji niekontrolowanego wzrostu populacji), niekoniecznie implikowałoby to konieczność odrzucenia teorii pierwotnego zawłaszczenia. Przeciwnie, ponieważ tereny, na których własność prywatna jest szeroko rozpowszechniona, są zazwyczaj o wiele bogatsze niż tereny, na których własność jest „wspólna” (na których zarządza nią jakaś władza „reprezentująca” społeczność) – osoby przychodzące na świat wobec niedoboru ziemi mogłyby mieć się lepiej w reżimie silnej własności prywatnej niż w reżimie, w którym ziemie na różne sposoby by uwspólniano (porównaj sytuację imigranta w bogatym zachodnim kraju, który wynajmuje małe mieszkanie w wielkim mieście z chłopem pracującym w skolektywizowanej spółdzielni produkcyjnej w państwie socjalistycznym). Jeśli więc mielibyśmy podważać prawo pierwszego osadnika do ziemi, argumentując – jak chciał Locke – że pogorszył on sytuacje kolejnych osób, pogląd taki trzeba by w wielu wypadkach podważyć na gruncie empirycznym (migracja ludności z krajów socjalistycznych do krajów kapitalistycznych może być tu efektownym dowodem).

Rewizja aktualnych tytułów własności
Określając zasady prawomocnego nabywania praw własność, libertariańska teoria własności pozwala nam podzielić aktualne tytuły własności na trzy rodzaje: (1) zdobyte w prawomocny sposób, (2) zdobyte w nieprawomocny sposób (3) i takie, których status jest niejasny.

Jeśli jesteśmy w stanie dowieść, że jakaś osoba (lub grupa osób czy organizacja, także państwo) zdobyła własność niezgodnie z przedstawionymi zasadami, własność ta powinna zostać jej odebrana i oddana prawowitym właścicielom. Jeśli nie wiadomo, kto jest prawomocnym właścicielem dobra, ale wiemy, że aktualny właściciel zdobył je nieprawomocnie, dobro powinno stać dobrem niczyim, podatnym na zawłaszczenie (z zastrzeżeniem, że nie może być zawłaszczone przez obecnego, nieprawomocnego właściciela). Dotyczy to także dóbr znajdujących się aktualnie w posiadaniu państwa. Ponieważ cała własność państwowa zdobyta została z wykorzystaniem przemocy, powinna ona na nowo stać się własnością niczyją, która będzie mogła zostać następnie przejęta przez jednostki (nie dotyczy to nielicznych terenów, które ze względów praktycznych muszą pozostać we wspólnym – choć nie państwowym – posiadaniu, przede wszystkim dróg). W jaki sposób przejęcie to mogłoby wyglądać? Istnieją dwie możliwości rozwiązania problemu terenów postpaństwowych. Pierwsza z nich polegałaby na uznaniu, że stają się one na powrót ziemią niczyją, którą wolno byłoby zawłaszczyć jednostkom zgodnie z teorią pierwotnego zawłaszczenia. Taka metoda mogłaby wywołać jednakże wielką liczbę konfliktów. Dlatego sensowniejszą metodą wydaje się podzielenie dóbr państwowych (np. w formie działek) i rozdzielenie ich między (nienależące do aparatu władzy) osoby zamieszkujące dany teren. Przy czym pierwszeństwo przyznane byłoby tym, którzy nie posiadają żadnej własności, oni potrafiliby bowiem najlepiej dowieść, że (a) zawłaszczona ziemia posłuży ich utrzymaniu, jak i tego, że (b) zostali oni w większym stopniu od innych poszkodowani przez państwo. Zauważmy, że takie rozwiązanie wydaje się nie tylko sprawiedliwe, ale i korzystne strategicznie – libertarianizm obiecywałby bowiem szerokim masom możliwość przejęcia własności państwa.

O ile o własności państwa wiemy, że zdobyta została ona w sposób nieprawomocny, o tyle w pozostałych wypadkach byłoby niezwykle trudne, by prześledzić historię tytułów własności od momentu pierwotnego zawłaszczania do współczesności i tym samym uprawomocnić je w ostateczny sposób. Najbardziej narzucające się rozwiązanie tego problemu polegałoby na uznaniu, że jeżeli nie jesteśmy w stanie dowieść, że dane dobro zostało zdobyte w sposób nieprawomocny, powinniśmy założyć, że ten, kto znajduje się w jego posiadaniu, ma do niego prawo własności. Jeśli nie potrafimy dowieść, że jakieś dobro jest czyjeś, jest ono niczyje, a jeśli jest niczyje, to może zostać zawłaszczone, a fakt kontrolowania go przez aktualnego posiadacza traktować można jako sygnał, że takie zawłaszczenie zostało dokonane. Ciężar dowodu spoczywać powinien na oskarżycielu, na kimś, kto mówi – „nie masz prawa do tych dóbr, bo ukradłeś je temu i temu lub uniemożliwiałeś ich prawomocne zawłaszczenie innym”, nie zaś na kimś, kto jest w ich posiadaniu i kto zostaje oskarżony o nieprawomocne zdobycie.

Libertariańska teoria własności określa, w jaki sposób jednostki wejść mogą w posiadanie własności. Pozwala ona uzasadnić na płaszczyźnie moralnej istnienie własności prywatnej, jak i określić, czy współczesne tytuły własności mają prawomocny charakter. Ta ostatnia kwestia jest szczególnie ważna, pozwala bowiem wierzyć, że likwidując bądź ograniczając państwo do roli państwa minimalnego, udałoby się nam odzyskać wielką część obszarów, które teraz kontroluje państwo. Uwolniona spod kontroli państwa, ziemia powinna służyć jednostkom.

Udostępnij

13 Comments:

  1. Pastylce wczesno poronne owo maksymalny względny tarapaty oraz pozbycie się niechcianej brzemienności w celu postaci, jakiego nie pragną dokonywać aborcji chirurgicznej. Nie każdy przypuszczalnie dopuścić siebie na rozdzielanie brzemienności w takiż procedura, tym w wyższym stopniu, że w polskim kraju jest to nieustawowego i nagminnie związuje się z niezbędnością dociekania takiej dyspozycja w środku cezurą, co oczywiście pochłania nierozległych druków skarbowych. Aborcja farmakologiczna mieszczący się tudzież tania, pewna natomiast swobodnie przystępna.

  2. Czemu wykarczowanie lasu i obsadzenie zbożem daje prawo do połaci ziemi a nie tylko do ściętych drzew i posadzonego zboża? Nie każda grudka ziemi została zmieszana z pracą 🙂

    1. Tzn. nie sądzę, by było tak, że jednorazowe wykarczowanie i zasianie dawało wieczne prawo do ziemi. Wyobrażam sobie, że ktoś, kto (analizując taki anarchroniczny przypadek) jeździłby w czasach pierwotnych harvesterem, pługiem i siewnikiem (jest takie urządzenie), nie otrzymywałby prawa do każdego kawałka ziemi, który w ten sposób obrobił. Istotne jest to, że ktoś trwale wykorzystuje ziemię, do zdobycia środków utrzymania. Można powiedzieć, że w pewnym sensie daje to tylko prawo do drzew i posadzonego zboża i dodatkowo prawo do tego, by jeszcze raz posadzić zboże.

      Tu pojawia się ciekawy wątek (abstrahuję już od Twego pytania, bo musiałbyś je doprecyzować). Często mówi się, że zawłaszczenie ziemi może być traktowane jako forma naruszenia praw innych, bo uniemożliwiamy innym korzystanie z danego kawałka. Niewątpliwie coś w tym jest (w istocie, coś jest we wszystkim). Ale zauważmy także, że zawłaszczając ziemię i mówiąc: X jest moje, mówię również nie-X nie jest moje. Tzn. jeśli zgodzimy się, że ludzie mogą zawłaszczać ziemię, by przeżyć, to każdego takie zawłaszczenie ułatwia innym w pewnym sensie dalsze zawłaszczenie, bo ta osoba „wypada z gry w wywłaszczenie”. Wyobraź sobie, że na stole jest 20 dań i 10 osób chce coś zjeść. Z jednej strony, to że ktoś coś weźmie, jest dla nas niekorzystne, z drugiej, to że wziął może oznaczać, że straciłby prawo, by wziąć więcej, lub że musi czekać na następną kolejkę. Oczywiście, lepiej być pierwszym, ale pewno też lepiej być 9 niż być jednym z dziesięciu, którzy posiadać będą wspólnie. Z ziemią jest jeszcze tak, że zawłaszczenie przykuwa do ziemi, często ci, którzy przychodzili później nie mieli przez to gorzej – patrz gorączka złota.
      To takie luźne dygresje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.