Jak państwo niszczy społeczeństwo

Jaka jest relacja między istnieniem państwa a ilością i jakością relacji społecznych? Tradycyjna teoria wskazuje, że państwo pełni względem społeczeństwa dwojaką rolę. Po pierwsze, istnienie państw jest warunkiem istnienia społeczeństw (przynajmniej w przypadku współczesnych społeczeństw złożonych z milionów ludzi skupionych na relatywnie niewielkich obszarach). Bez państwa nie byłoby społeczeństwa (kooperacji jednostek celem realizowania wspólnych celów), ludzie pogrążyliby się bowiem w Hobbesowskiej „wojnie wszystkich przeciwko wszystkim”. Miast handlować, świadczyć sobie wzajem usługi, wspólnie spędzać czas, walczyliby ze sobą. W tym ujęciu państwo jawi się jako fundament, na którym zbudowane jest społeczeństwo. Po drugie, państwo nie tylko umożliwia zawiązanie się relacji społecznych, ale pełni istotną rolę w ich podtrzymywaniu czy stymulowaniu. Bez aktywnej polityki prospołecznej państwa, relacje społeczne byłyby o wiele słabsze. Wyobraźmy sobie państwo minimalne, które zajmowałoby się wyłącznie zapewnianiem porządku, a więc umożliwianiem kooperacji, ale tej kooperacji w żaden sposób by nie stymulowało. W przekonaniu zwolenników tradycyjnej teorii „ilość” kooperacji byłaby w takim społeczeństwie o wiele zbyt mała, więzi społeczne byłyby zaś wyjątkowo słabe. Ludzie wprawdzie handlowaliby ze sobą, spędzali wspólnie czas i rozwiązywali problemy społeczne, robiliby to jednak nie tak intensywnie, jak mogliby, gdyby w procesy te zaangażowało się państwo. Dlatego konieczne są interwencje państwowe, które zapewnią odpowiedni poziom społecznych interakcji.

W niniejszym tekście chciałbym skupić się na drugim aspekcie działania państwa. Pokażę, że państwo nie jest – jak głosi tradycyjna teoria – katalizatorem więzi społecznych, ale że jest dla nich destruktywne. Państwo niszczy relacje społeczne. Istnieje tu bardzo prosta relacja: im więcej państwa, tym mniej więzi społecznych i tym niższa ich jakość. Siła państwa jest – jak wskazywali Albert Jay Nock i Frank Chodorov – odwrotnie proporcjonalna do siły społeczeństwa.

Wypychanie działań prywatnych przez działania państwowe
Zasoby, którymi rozporządza państwo, to zawsze zasoby odebrane jednostkom. By zrealizować jakiś projekt, państwo musi obrabować jednostki z określonej ilości zasobów. Im większą liczbę działań podejmuje państwo, tym mniej zasobów pozostaje w rękach jednostek, by mogły one samodzielnie tworzyć więzy społeczne. Dotyczy to zarówno pieniędzy, jak i wolnego czasu: im dłużej jednostki muszą pracować, by „zarobić na podatki”, tym mniej wolnego czasu mają. Tym samym, odbierając społeczeństwu zasoby, które przeznaczone mają być na działania stymulujące powstawanie więzi społecznych, państwo zmniejsza możliwości dobrowolnego tworzenia tych więzi. Każdemu widocznemu społecznemu zyskowi wynikającemu z działań państwa towarzyszy więc niewidoczna strata społeczna.

Spostrzeżenie to wydaje się trywialne, jednak większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z jego dalekosiężnych konsekwencji. Widzą oni jakąś prospołeczną aktywność państwa i uznają, że bez niej społeczeństwo byłoby w istotny sposób słabsze. To jednakże, czego nie widzą – by odwołać się do rozróżnienia Bastiata – to więzi społeczne, które zadzierzgnęłyby się, gdyby państwo nie odebrało społeczności pieniędzy i czasu potrzebnych do ich wytworzenia.

bastiatWedług Bastiata myślenie nie tylko o tym, co widać, ale także o tym,
czego nie widać, to podstawowa umiejętność kogoś,
kto chce analizować sprawy społeczne

Załóżmy, że państwo opodatkowuje społeczność i z pieniędzy zdobytych w ten sposób (a) buduje osiedlowy dom kultury, (b) przeprowadza kampanię społeczną poruszającą ważki temat. Działania te mogą (nie jest to wcale oczywiste) nieść ze sobą jakiś zysk społeczny. Ludzie będą spotykać się w domu kultury, odkryją swe artystyczne talenty i założą amatorski teatr, który pozwoli im wyrazić ich prawdziwe ja i poruszać ważne problemy społeczne. Wzruszeni kampanią społeczną ludzie przestaną bić dzieci, zaczną jeść bogate w tłuszcze nienasycone ryby i segregować śmieci. Czego jednakże nie widzimy na tym pięknym (jeśli ktoś gustuje w tego typu historiach) obrazku? Więzi społecznych, które powstałyby samorzutnie, gdyby podatnicy nie byli zmuszeni płacić na te działania, a które wobec braku zasobów, nigdy nie powstaną. Pozbawieni obciążeń podatnicy mogliby pracować mniej lub mieliby po prostu więcej pieniędzy. Mając więcej czasu i pieniędzy, mogliby więcej czasu spędzać z rodziną, wynająć salę, by grać w koszykówkę, częściej odwiedzać kawiarnie, w których piliby kawę i omawiali bieżące tematy polityczne, wybrać się na koncert ulubionego zespołu, przeznaczyć pieniądze na fundacje charytatywne itd. Ci, którzy śpiewają pieśń pochwalną na cześć państwa stymulującego powstawanie więzi społecznych, rzadko kiedy rozumieją, że pieśń ta towarzyszy pogrzebowi, podczas którego chowany jest równoległy świat, który mógłby powstać, gdyby państwo nie zdecydowało się interweniować. Rewersem (o wyższym zazwyczaj nominale) każdego działania państwa jest działanie uniemożliwione w wyniku odebrania społeczeństwu zasobów. Nie ma nic za darmo. Państwo nie tworzy czegoś z niczego, tworzy coś z czegoś, co nie będzie mogło być następnie użyte do zrobienia czegoś innego. W istocie to, co otrzymujemy od państwa, najlepiej postrzegać jako prezent, za który musimy zapłacić.

Skoro państwo zastępuje więzi społeczne, które powstałyby wobec jego bierności, więziami generowanymi z wykorzystaniem zrabowanych zasobów, by obronić tezę o społecznotwórczym charakterze państwa, musimy pokazać, że więzi generowane przez państwo są liczniejsze/silniejsze niż więzi powstające w samorzutny sposób. Tego jednakże nie da się zrobić.

Problem wiedzy
Po pierwsze, by móc generować korzystne więzi, państwo musiałoby posiadać wiedzę na temat tego, jakie więzi jednostki uznają za korzystne. To jeden z dwóch podstawowych problemów socjalizmu – problem wiedzy. Skąd państwo ma wiedzieć, czego tak naprawdę chcą jednostki? Urzędnicy mogą oczywiście stwierdzić, że na jakimś obszarze mamy do czynienia z małą aktywnością społeczną i próbować tę aktywność zastymulować. To może się udać (mieszkańcy postfaktycznie uznają, że zyskali na interwencji) lub nie (mieszkańcy uznają, że więcej stracili na tej interwencji). Wydaje się jednak skrajnie nieprawdopodobne, że centralny planer byłby w stanie zaprojektować system efektywnie stymulujący powstawanie więzi społecznych na obszarze całego kraju. Problemem byłoby z jednej strony zdobywanie wiedzy na temat preferencji społecznych, z drugiej strony ich agregowanie, z trzeciej ustalanie metod działania, które przynosiłyby więcej zysków niż strat. Ten ostatni problem jest szczególnie niepokojący z punktu widzenia metodologii. W jaki sposób centralny planer miałby określić, czy dla społeczeństwa korzystniejsze byłoby uczestniczyć w festiwalu teatralnym, czy spędzać czas w pubie przy piwie na omawianiu bieżących wydarzeń? A co w sytuacji, gdyby cześć osób uznała dane więzi społeczne za korzystne, część zaś – nie (ateiści mogą nie cieszyć się, że ludzie spotykają się w kościołach, itp.). I czym w ogóle są więzi społeczne? Jak je opisywać? Jak mierzyć ich jakość i natężenie?

Problem zachęt ekonomicznych
Po drugie, by móc generować korzystne więzi, państwo musi chcieć to robić. To drugi problem socjalizmu – problem zachęt ekonomicznych. Załóżmy, że państwo zabiera obywatelom 5% dochodu, by – zgodnie ze swym nominalnym celem – stymulować te relacje. Powstaje olbrzymia zachęta ekonomiczna, by pieniądze te zostały przejęte przez tych, którzy mają nimi zarządzać. Równocześnie osoby te będą pozbawione zachęty ekonomicznej, by wydawać je w sposób efektywny. Politykom opłaca się więc kraść (w szerokim znaczeniu tego słowa obejmującym tworzenie różnego rodzaju układów) i nie opłaca się dbać o społeczeństwo. Nawet gdyby dało się pokazać, że wolne społeczeństwo nie radzi sobie z budowaniem więzi społecznych, że jest ekonomicznie opłacalnym te więzi stymulować i że jest w stanie to robić, nie mamy żadnej gwarancji, że państwo będzie chciało to robić. W istocie, teoria ekonomiczna (ta sama teoria, która mówi, że rynek nie będzie sobie radził i interwencje państwowe mogą okazać się potrzebne!) wskazuje, że nie będzie miało najmniejszego zamiaru tego robić. Innymi słowy, nawet przy bardzo optymistycznym (dla zwolenników etatyzmu) założeniu, że państwo ma do wykonania jakąś robotę i wie, jak ją wykonać, możemy być prawie pewni, że robota ta nie zostanie wykonana, pieniądze zaś na nią przeznaczone, zostaną rozdzielone między swoich lub zmarnowane. Problem wiedzy i problem zachęt sprawiają, że państwo jest bardzo słabym producentem więzi społecznych. Odbierając społeczeństwu zasoby, uniemożliwi powstanie wielkiej liczby relacji społecznych, których brak nie zostanie zrównoważony powstaniem odpowiedniej liczby więzi zastymulowanych przez państwo.

Więzi dobrowolne vs więzi generowane przez państwo
Problem związany z wypychaniem więzi dobrowolnych przez więzi państwowe polega również na tym, że więzi te w istotny sposób różnią się od siebie. Nie jest to więc typowy problem wydajnościowy (zamiast x jednostek otrzymujemy 0,7x jednostek A). Więzi dobrowolne wydają się bardziej wartościowe niż więzi tworzone pod przymusem.

Rozważmy kwestię pomocy społecznej. W systemie państwowym obowiązek pomocy bierze na siebie państwo. Obywatele zostają opodatkowani i zdobyte w ten sposób pieniądze przekazane zostają wybranym przez urzędników potrzebującym. Rola obywatela sprowadzana jest tu do minimum. Jest on jedynie biernym obserwatorem procesu pomocy społecznej. Teoretycznie powinien on kontrolować proces redystrybucji, partycypując w procesie demokratycznym, jednak obywatele są pozbawieni realnych metod kontroli władzy. Obywatel przestaje być darczyńcą i staje się obiektem działań państwa. Może jedynie postfaktycznie uznać, że chciał zostać obrabowanym na rzecz biednych. Ponieważ jednostki nie mają możliwości, by kontrolować, co dzieje się z ich pieniędzmi, przestają się tym interesować. Tracą zainteresowanie problemami biednych. Nie mają z nimi kontaktu. Nie brudzą sobie rąk pomaganiem. Ich oczy kierują się ku polityce, na którą i tak nie mają wpływu. Obywatele przestają być więc pomagającymi podmiotami, a stają się przedmiotami redystrybucji.

System państwowej pomocy społecznej działa niewydajnie. Ze względu na problem wiedzy i zachęt – nie potrafi odróżnić realnie potrzebujących od sępów żerujących na systemie. Efektem jest osłabienie społecznej wrażliwości – podatnik widzi, że „fałszywi biedni” żyją na jego koszt i, nie mogąc odróżnić realnie potrzebujących od sępów, traci chęć pomocy komukolwiek. Równie niepokojące zjawiska mają miejsce po drugiej stronie. Ponieważ pomoc nie jest uzależniona od sytuacji potrzebującego, ale jest przyznawana w sposób mechaniczny, potrzebujący traci jakąkolwiek zachętę, by starać się wyjść z biedy. Nie tylko system jest obsiadany jest przez sępy, ale zmienia również realnie potrzebujących w sępy, które decydują się żyć z opieki społecznej. Równocześnie, otrzymujący pomoc, słysząc, że pomoc im się należy, nie traktują podatników, jak kogoś, kto udziela im pomocy, ale jako kogoś, kto ma obowiązek ich utrzymywać (proces ten wzmagany jest depersonalizacją systemu opieki społecznej). Nie chcą uwolnić się z sytuacji, która wymaga, by przyjmowali pomoc. W dłuższym trwaniu potrzebujący tworzą grupę nacisku, która żąda, by im pomagano. W ładzie państwowym pomoc, miłosierdzie i wdzięczność zastąpione zostają przemocą, resentymentem, nieufnością i roszczeniami.

Nie jest więc tak, że te same więzi, które produkowane byłyby w sposób dobrowolny, produkowane byłyby w sposób państwowy. Produkcji więzi społecznej nie da się znajconalizować tak, jak da się znacjonalizować produkcję cukru. W istocie, państwo zastępuje powstające w sposób samorzutny relacje społeczne całkowicie odmiennym typem relacji społecznych. Czyż przymusowych więzi nie nazywamy kajdanami? Wolne społeczeństwo i społeczeństwo państwowe to dwa zupełnie odmienne społeczeństwa, połączone całkowicie odmiennymi typami więzi.

Państwo rozbija tradycyjne więzi społeczne
W wyniku działania państwa osłabione zostaną zarówno dalsze więzi (łączące współpracujące ze sobą osoby; potrzebujących i pomagających; lokalną wspólnotę), jak i więzi łączące najbliższe sobie osoby – państwo uderza szczególnie silnie w rodzinę. Przykładowo:

(1) Organizując edukację dzieci, państwo wchodzi w kompetencje rodziców, co prowadzi do rozbijania relacji między dziećmi i rodzicami. Relacje ta zostają jeszcze bardziej osłabione przez istnienie państwowego systemu emerytalnego i systemu pomocy społecznej. Dorosłe dzieci nie czują obowiązku pomagania rodzicom, co prowadzi do „porzucania” osób starszych. Krewni nie czują obowiązku (i nie mają zasobów, by to robić) pomagania rodzinie itd. Rozpadowi ulegają więc relacje rodzinne.

(2) Uniezależniając otrzymywanie pomocy społecznej od dobrych relacji z pomagającymi, państwo promuje negatywne postawy społeczne. Osoba potrzebująca może zachowywać się w sposób uznawany za niedopuszczalny, gdyż nie wpłynie to na fakt otrzymywania przez nią pomocy. Znaczenie tego czynnika jest nie do przecenienia. W społeczeństwie, w którym więzi tworzą się w sposób oddolny, jednostka musi starać utrzymywać się jak najlepsze relacje z ludźmi wokół niej, by nie zostać wykluczona z możliwości korzystania z profitów, jakie partycypacja w tych relacjach ze sobą niesie. W społeczeństwie państwowym wolno łamać wszelkie zasady współżycia społecznego, koszty tych naruszeń zostają bowiem zeksternalizowane.

(3) Ponieważ relacje społeczne zastąpione są relacjami biurokratycznymi, najbardziej cennymi umiejętnościami przestają być umiejętność współpracy, komunikacji i negocjacji, a staje się umiejętność wykorzystywania istniejącego systemu. Osłabieniu ulega szczerość relacji, ponieważ wewnątrz administracji publicznej konieczne jest udawanie, że realizowane są cele nominalne, gdy w istocie realizowane są cele realne. Prowadzi to do wytworzenia się kultury udawania, która przenika wszystkie instytucje państwowe, a także resztę relacji społecznych.

(4) Przecięcie bezpośredniej relacji między pomagającym a potrzebującym i zastąpienie jej relacją potrzebującego z państwem prowadzi do pojawienia się mentalności roszczeniowej i wytworzenia się kultury biedy. Korzystanie z pomocy społecznej staje się sposobem na życie, która zmienia potencjalnie produktywne jednostki w narkomanów pomocy społecznej (dodatkowym efektem tej sytuacji jest to, że biedni, bezrobotni czy wykluczeni, stają się dla reszty społeczeństwa moralnie podejrzani – ponieważ nie sposób odróżnić prawdziwego biednego od sępa, wzrasta obojętność na cierpienie).

(5) Ponieważ państwo „rozwiązuje” problem dóbr publicznych za pomocą przemocy, osłabieniu ulegają lokalne społeczności, które powstawały po to, by radzić sobie z tymi problemami. Powolnej erozji ulega cała „kultura środka” – stowarzyszenia, kluby, organizacje sąsiedzkie, kościoły, samopomoc, spółdzielnie itd. Na placu boju pozostają zatomizowane jednostki i wszechpotężne państwo.

Długotrwałe efekty wypychania inicjatyw prywatnych przez działania państwa
Problem wypychania inicjatyw dobrowolnych poprzez działania państwa posiada dodatkowe, dynamiczne konsekwencje, które objawiają się w dłuższej perspektywie czasowej. Im dłużej państwo wyręczać będzie społeczeństwo w działaniach generujących więzi społeczne, tym trudniej społeczeństwu będzie samodzielnie tworzyć takie więzi. Istnieje niebezpieczeństwo, że stymulacja więzi społecznych przez państwo sprawi, że liczba tych więzi zacznie spadać, społeczeństwo przestanie bowiem potrafić je samodzielnie nawiązywać. Jak wskazuje Anthony de Jasay w Against Politics: „Porządek społeczny posiada właściwości samowymuszające, które – niczym mięśnie – rozwijają się wraz z użyciem i zanikają, gdy nie są używane”.

jasayAnthony de Jasay – jeśli państwo będzie wyręczać społeczeństwo
w rozwiązywaniu jego problemów,
konsekwencją będzie atrofia społecznych mieśni

Umiejętność wspólnotowego działania nie jest czymś danym, ale czymś, czego musimy się nauczyć i co musi być bezustannie trenowane. Im dłużej dana społeczność żyć będzie pod rządami państwa, tym w mniejszym stopniu potrafić będzie samemu rozwiązywać stające przed nią problemy. Jedną z najbardziej przerażających cech państw opartych na ideologiach kolektywistycznych jest prawie całkowita nieumiejętność tworzenia horyzontalnych więzi społecznych przez żyjące w takim reżimie jednostki. Argument mówiący, iż państwo musi organizować życie społeczne, gdyż jednostki nie potrafią tego zrobić, ma charakter samospełniającej się przepowiedni. Jak wskazuje Michael Taylor, im częściej państwo interweniuje „tym bardziej staje się konieczne (…), gdyż altruizm i zachowania oparte na dobrowolnej współpracy zanikają w obecności państwa i rosną w jego nieobecności. (…) państwo wzmacnia warunki, które rzekomo czyniły je potrzebnym”. Jeśli państwo na wstępie uznaje, że społeczeństwo nie jest w stanie zrealizować żadnego projektu, który wymaga kooperacji większej liczby osób i wszystkie takie projekty realizować będzie samo (wykorzystując przemoc), społeczeństwo nigdy nie nauczy się działać kolektywnie.

Rozważmy kilka przypadków:
(a) Miasteczko zostało zalane w wyniku powodzi. By zminimalizować straty, konieczna jest współpraca wszystkich mieszkańców.
(b) Jedna z osób w danej społeczności zdiagnozowana została z chorobą, która wymaga drogiego leczenia. Konieczna jest zbiórka pieniędzy.
(c) Na danym obszarze zwiększyła się liczba kradzieży, policja nie potrafi pomóc. Rozwiązaniem może być stworzenie patrolu sąsiedzkiego.

Jeżeli państwo zostawi ludziom zasoby, by mogli poradzić sobie z tymi problemami, spróbują oni je rozwiązać. Raz i drugi może się to nie udać, ale z biegiem czasu nauczą się to robić. Zdobyte w ten sposób doświadczenia zostaną przekazane następnym pokoleniom. Wytworzy się więc kultura wspólnotowego rozwiązywania problemów, sieć horyzontalnych więzi i nieformalnych hierarchii, które pozwolą nie tylko rozwiązywać już znane problemy, ale sprawią, że społeczność będzie w stanie zmierzyć się z nowymi, nieoczekiwanymi wyzwaniami. Jeśli jednak państwo będzie ich w tym wyręczać, nie będą potrafili działać w kolektywny sposób. Owocem będzie bierność, bezradność, obojętność i nieufność. Jak wskazuje de Jasay: „Ludzie, którzy zostali zmuszeni, by polegać na państwie, nigdy nie nauczą się sztuki polegania na sobie, ani nie nabiorą zwyczaju angażowania się w działania społeczne”.

Im mniej udanych dobrowolnych interakcji, tym mniejsze zaufanie społeczne między jednostkami i grupami, tym mniejsza liczba prób wchodzenia w takie interakcje. Jedną z metod przezwyciężania dylematu więźnia (głównego argumentu, którym etatyści posługują się przeciw wolności) jest powolne przełamywanie oporów przed dobrowolnym działaniem wspólnotowym przez powtarzalne podejmowanie interakcji w nadziei, że druga strona odpowie tym samym. Sukces takiej strategii wytwarza między podmiotami więź, która pozwala w następnej sytuacji z większą łatwością podejmować działanie wspólnotowe. Im więcej razy jednostki wejdą ze sobą (w różnych konfiguracjach) w dobrowolne interakcje zakończone sukcesem, tym większa będzie ich skłonność do powtarzania tych działań (i równocześnie, im więcej takich interakcji, tym większe umiejętności rozpoznawania, kto jest, a kto nie jest wiarygodnym partnerem w działaniu). Jeżeli państwo uniemożliwia obywatelom samodzielne przezwyciężenie dylematu więźnia, cofa się ono w rozwoju do etapu stanu natury. Im mniejszy zakres dobrowolnych relacji i zaufania społecznego, tym większym problemem będzie kolektywne działanie. Nadzorowana przez państwo społeczność nie będzie potrafiła produkować dóbr wspólnych, eliminować gapowiczów i nagradzać altruistów. Paradoksalnie więc, im bardziej państwo organizować będzie życie społeczne, tym bardziej jego pomoc będzie konieczna. Narracja propaństwowa miesza więc przyczynę ze skutkiem: nie dlatego państwo musi angażować się w życie społeczne, gdyż podmioty nie potrafią ze sobą współpracować, ale podmioty nie potrafią ze sobą współpracować, gdyż państwo angażuje się w życie społeczne.

Rywalizacja między grupami społecznymi
Państwo nie tylko przecina powiązania łączące różne jednostki czy grupy społeczne, ale wprowadzając różnego rodzaju formy redystrybucji i regulacji, czyni grupy te antagonistycznymi. Gry o sumie dodatniej (produkcja i wymiana) zostają zastąpione przez gry o sumie zerowej (transfery wyprodukowanych dóbr) lub ujemnej. Grupy społeczne, które w systemie wolnorynkowym współpracowały ze sobą, wymieniając się produkowanymi dobrami, w państwie stają się rywalami walczącymi o te same zasoby państwowe. Jak wskazywał Bruno Leoni, dla współczesnych państw typowym zjawiskiem jest „wojna prawna” między grupami społecznymi, które próbują podporządkować sobie inne grupy dla własnych zysków. Jeśli przedstawiciele dwóch grup społecznych walczą o zdobycie tej samej puli pieniędzy, które państwo odebrało społeczeństwu, lub jakichś przywilejów, grupy te stają się sobie wrogie, gdyż zysk jednej oznacza stratę drugiej.

Jeszcze bardziej dramatyczny w swych skutkach może być proces skłócania grup społecznych na tle politycznym. Zwycięstwo polityczne pozwala nie tylko zdobyć dobra zawłaszczone innym, ale równocześnie narzucić prawo, które będzie służyło zwycięskiej grupie. Osoby wspierające jedno ugrupowanie polityczne (które jest w jakimś stopniu zgodne z jego zasadami) żyją w bezustannym lęku, że druga strona odniesie zwycięstwo i narzuci im swoje prawa. W istocie, to właśnie w państwie socjaldemokratycznym mamy do czynienia z Hobbesowską wojną wszystkich ze wszystkimi, choć przeniesiona jest ona na poziom polityczny. Jednym z najcelniejszych spostrzeżeń Hobbesa było przypuszczenie, że w stanie anarchii przemoc inicjować będą nie tylko osoby z natury agresywne, ale i osoby nieagresywne. Dziać tak będzie się dlatego, że nieagresywne jednostki będą żyć w ciągłym strachu przed napaścią ze strony innych, dlatego inicjować będą ataki wyprzedzające (ataki te, pozornie agresywne, będą miały charakter obronny). Dokładnie ten sam proces ma miejsce w systemach demokratycznych na poziomie grupowym. Antagonistyczne grupy muszą próbować całkowicie zdominować drugą stronę, mają bowiem powód obawiać się ataku z przeciwnej strony. Strategia neutralnej rozwagi, wyciągania ręki i chęci współpracy jest w demokracji strategią przegrywającą.

hobbesHobbes bał się, że w anarchii wybuchnie wojna wszystkich przeciwko wszystkim.
A co z wojną wszystkich przeciwko wszystkim w demokracji?

Tak więc to nie zróżnicowanie społeczne jest głównym powodem istnienia konfliktów, ale istnienie państwa, które umożliwia, by jedna z grup zdobyła przewagę kosztem innych. Przykładowo, ateiści nie mają powodu obawiać się wierzących (i nawzajem), jeśli żadna ze stron nie dysponuje narzędziem, które może posłużyć do narzucenia swojej wiary innym. Jeśli jednak wierzący mogą zmusić dzieci ateistów, by uczyły się w państwowych szkołach programu przenikniętego ideami religijnymi i by płacili na ich kościół itd., ateiści mogą czuć się zagrożeni. Podobnie wierzący mogą się czuć zagrożeni rugowaniem treści religijnych z publicznej szkoły bądź wykorzystaniem państwa do walki z kościołem. Jednak wobec braku państwa ateista i wierzący mogą żyć w zgodzie, a spór między nimi rozstrzygnie się nie na tej ziemi. Tak więc państwo nie tylko uniemożliwia wspólnotowe działanie, ale również prowadzi do zantagonizowania grup społecznych, co jeszcze bardziej osłabia wzajemne zaufanie jednostek względem siebie.

Państwo a agresja
Na koniec wspomnieć musimy o tym, w jaki sposób sam fakt organizacji życia społecznego za pomocą narzędzi przymusu wpływa na kształt tego życia. Zapytać musimy o długotrwałe konsekwencje faktu, iż nasze społeczeństwo zbudowane jest na fundamencie przemocy. Temat ten jest niemalże całkowicie nieobecny we współczesnych naukach społecznych (nic dziwnego: skoro nie widzą one przemocy państwowej, jakże mogą mierzyć jej wpływ). Jest oczywiste, że maltretowane zwierzę, bite dziecko i niewolony człowiek rozwijać będą się w niewłaściwy sposób, dlaczego więc właściwie rozwijać miałoby się społeczeństwo bezustannie poddawane przemocy?

Znane powiedzenie głosi, że przemoc rodzi przemoc. Agresywne zachowania, które nie zostaną ukarane, rodzą agresję u ofiary. Jeśli poddawana agresji państwowej jednostka nie może ze względu na nierówność sił zemścić się na państwie, będzie mścić się na innych. Społeczeństwo jest niczym dziecko bite przez ojca i matkę, które, nie mogąc bronić się przed oprawcami, zaczyna atakować inne dzieci. Przemoc, której jednostki doznają ze strony państwa, jest następnie przerzucana na inne jednostki. Fakt, że A jest ofiarą przemocy ze strony P, nie usprawiedliwia na płaszczyźnie moralnej tego, że A inicjuje przemoc wobec B, stanowi jednak dobre wyjaśnienie źródeł jego agresywnych zachowań. Doskonałym przykładem tego zjawiska jest stosunek do własności prywatnej. Obrabowywane ze swoich zasobów społeczeństwo zaczyna wyznawać własnościowy relatywizm (by posłużyć się sformułowaniem Hoppego). Relacja między właścicielem a jego dobrem zostaje osłabiona i nie posiada już bezwarunkowego charakteru. Święte prawo własności zostaje zeświecczone, podlega rewizji i interpretacji. Podobnie wygląda sytuacja w kontekście prawa do zarządzania własnym ciałem. Wyobraźmy sobie poborowego, który wracając z wojska, pijany zakłóca porządek publiczny, molestuje kobiety i napada na obywateli. Czy takie zachowanie jest moralnie niedopuszczalne? Z pewnością. Czy jednak jest ono czymś dziwnym? Czy nie jest to „naturalna” reakcja na to, co zrobiono z tym poborowym? Czy nie porwano go i nie używano jego ciała jako narzędzia? Dlaczego więc on nie miałby traktować innych ludzi w ten sam sposób, w jaki potraktowało go państwo? A co z uczniem, który wbrew swojej woli, predyspozycjom i potrzebom zmuszany jest do przesiadywania w państwowej szkole? Dlaczego właściwie uczeń ten miałby zachowywać się w sposób kulturalny i cywilizowany, jeśli nie jest w taki sposób traktowany przez państwo? W jaki sposób państwo, które inicjuje na wielką skalę przemoc względem swoich obywateli ma nauczyć ich, że przemoc jest czymś złym? Dyskurs państwowy, nie potępiając tak naprawdę inicjowania przemocy, nie daje narzędzi, by stworzyć spójną wizję moralności. Moralność państwowa opiera się na sprzeczności: inicjowanie przemocy jest złe – inicjowanie przemocy nie jest złe, gdy dokonuje go władza. Choć teoria państwowa próbuje na różne sposoby załagodzić tę sprzeczność, to nie udaje się jej tego osiągnąć ani na poziomie teoretycznym, ani – tym bardziej – na poziomie psychologicznym.

W systemie państwowym agresja nie zostaje nigdy jednoznacznie potępiona i istnieje nań przyzwolenie. Narracja państwowa uznaje więc, że przemoc jest normalną metodą rozwiązywania konfliktów. Tak jak dziecko, które było bezustannie bite uzna, że bicie jest właściwą metodą działania, tak obywatel (to złe i bezradne zarazem dziecko państwa) uznawać będzie, że przemoc jest czymś uzasadnionym. Dyskurs państwowy dopuszcza stosowanie agresji, w związku z czym ludzie będą po tę przemoc sięgali o wiele chętniej, niż w sytuacji, gdyby była ona jednoznacznie potępiona. Nie mogąc bronić się przed przemocą wertykalną i nie będąc powstrzymywane przez dyskurs, który inicjowanie przemocy potępia, jednostki zwracają się w stronę przemocy horyzontalnej. Dlatego duża część przemocy, z którą spotykamy się w życiu codziennym, mimo że przez państwo zabroniona, jest jego produktem.

Podsumowanie – jak państwo niszczy społeczeństwo
(1) Odbierając jednostkom zasoby, za pomocą których mogłyby one budować relacje społeczne, państwo uniemożliwia wytworzenie się dobrowolnych więzi społecznych. Wytwarzane przez państwo więzi społeczne nie powstają obok więzi wytwarzanych dobrowolnie dodatkowo, ale wypierają więzi dobrowolne.
(2) Urzędnicy państwowi nie mają wiedzy i zachęt ekonomicznych, by stymulować więzi społeczne w efektywny sposób. Zasoby przejęte przez nich w tym celu zostaną w dużej mierze rozkradzione lub roztrwonione.
(3) Więzi społeczne stymulowane przez państwo mają inny charakter od więzi dobrowolnych – wydają się cechować o wiele „niższą jakością”. Państwo niszczy tradycyjne więzi społeczne. Rozbija relacje między dziećmi a rodzicami, relacje rodzinne, lokalne wspólnoty, kościoły, stowarzyszenia.
(4) Biorąc na siebie obowiązek rozwiązywania problemów społecznych, państwo oducza jednostki współpracy. Z biegiem czasu społeczeństwo staje się coraz bardziej bierne i zatomizowane.
(5) Nie potrafią samo rozwiązywać problemów, społeczeństwo wzywa na pomoc państwo, co stanowi doskonałe uzasadnienie jego dominacji na społeczeństwem. Państwo samo stwarza warunki swojej konieczności.
(6) Państwo skłóca grupy społeczne. Zamieniając gry o sumie dodatniej w gry o sumie zerowej antagonizuje grupy, który mogłyby żyć w pokojowych relacjach.
(7) Państwo uczy społeczeństwo, że agresja jest prawomocną metodą działania, co uniemożliwia wytworzenia się i zinternalizowanie przez jednostki spójnych zasad moralnych organizujących życie społeczne.

Udostępnij

One Comment:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.