Libertarianizm a dzieci

Od kwestii aborcji płynnie – wraz z porodem – przechodzimy do kwestii dzieci i ich praw. Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, dzieci wraz z płodami i zwierzętami (dodać trzeba byłoby tu jeszcze osoby kognitywnie upośledzone) zajmują nietypowe miejsce w teorii libertariańskiej. Powodem jest to, że teoria ta stworzona została prymarnie po to, by określić relacje między dorosłymi, samostanowiącymi jednostkami. Jądro tej teorii – zasada nieagresji – daje jednostce prawo do dowolnego zarządzania jej ciałem i jej sprawiedliwie zdobytą własnością. Daje jej takie prawo, bo nie widzi powodów, dla których ktoś miałby mieć prawo, by wpływać na to, w jaki sposób jednostka chce przeżyć swoje życie. Z oczywistych względów takie rozumowanie nie może być w pełni zastosowane do dzieci. Dzieci są bowiem kognitywnie niedojrzałe i egzystencjalnie niesamodzielne – przyznanie im pełnej wolności skończyłoby się dla nich tragicznie. Dlatego rodzice mają prawo ograniczać wolność dzieci (słynną „wolność do zabawy nożyczkami lub zapałkami”) dla ich dobra. Relacje między dziećmi a ich opiekunami nie mogą być więc normowane zasadą nieagresji w sposób, w jaki normuje ona relacje między dorosłymi, świadomymi, racjonalnymi podmiotami. Potrzebujemy jakichś innych, bardziej złożonych zasad. Równocześnie jednak jeśli libertariańska teoria właściwego traktowania dzieci chce być libertariańska właśnie, musi ona pamiętać, że dzieci, choć nie są takimi samymi ludźmi jak dorośli, to nadal są ludźmi, w związku z czym przysługuje im prawo do wolności czy prawo do bycia wolnym od przemocy. Prawo to jest wprawdzie ograniczone, ale tym, co ogranicza to prawo, jest wyłącznie fakt, że pewne ograniczenia wolności są konieczne dla właściwego rozwoju dziecka. Innymi słowy, rodzice mają prawo ograniczać wolność dziecka wyłącznie dla jego dobra.

Sformułowanie właściwej teorii postępowania względem dzieci wymaga odpowiedzi na cztery pytania:
(1) Kto ma prawo do opieki nad dziećmi?
(2) Czy rodzice mają pozytywne obowiązki względem dzieci?
(3) W jakim zakresie rodzice (lub inni opiekunowie) mogą ograniczać wolność dzieci?
(4) Kiedy dzieci mogą uwolnić się spod władzy rodzicielskiej?

 

 

Kto ma prawo do opieki nad dziećmi?
Libertariańska odpowiedź na pytanie o prawo do opieki nad dziećmi jest zasadniczo zgodna z ogólnie przyjętym poglądem, że prawo to należy – ze względu na wspólnotę genetyczną – do rodziców (a w dalszej kolejności do rodziny). Prawo to nie powinno mieć charakteru absolutnego, co oznacza, że może być utracone, jeśli rodzice trwale dopuszczają się przemocy względem dzieci lub są winni bardzo poważnych, wpływających na rozwój zaniedbań względem nich. W sytuacji, gdy rodzice zachowują się względem dziecka w niewłaściwy sposób, społeczność ma prawo wywierać na nich presję, by postępowali w odpowiedni – zgodny z dobrem dziecka – sposób. W ostateczności społeczność ma prawo odebrać rodzicom to prawo i znaleźć dla dzieci innych opiekunów.

Podstawowa różnica między libertariańskim a bardziej etatystycznym spojrzeniem na ten problem polega, jak sądzę, na wskazaniu, że wszelkie przemocowe interwencje w prawo rodziców do wychowywania dzieci są ostatecznością i winny być stosowane po wyczerpaniu innych możliwych środków perswazji.

Czy rodzice mają pozytywne obowiązki względem dzieci?
O wiele ważniejszą kwestią jest kwestia tego, czy rodzice posiadają pozytywne obowiązki względem dzieci. Pojawia się tu potencjalne napięcie między intuicjami moralnymi większości ludzi a etyką libertariańską.

Większość osób zdaje się wierzyć, że rodzice mają obowiązek opiekować się swoimi dziećmi (w końcu to oni powołali je na świat), a jeśli się od tego obowiązku w migają, można ich do jego spełnienia w jakiś sposób zmusić. Oczywiście literalne zmuszanie rodziców do zajmowania się dziećmi, którymi nie chcą się zajmować, mogłoby być kontrskuteczne (tacy rodzice słabo nadawaliby się na opiekunów), dlatego w takich przypadkach wybiera się rozwiązanie pośrednie, zasądzając alimenty, które pozwalają (przynajmniej teoretycznie) sfinansować wychowanie dzieci przez innych opiekunów. Najbardziej typową jest tu sytuacja, w której ojciec odchodzi od rodziny, ale sąd nakłada na niego obowiązek alimentacyjny – tym samym jest on zmuszony od opiekowania się dzieckiem w pośredni sposób, gdyż ponosi koszty opieki, która jest dostarczana przez inne osoby (w tym wypadku przez matkę, która została z dzieckiem).

W „Etyce wolności”, wychodząc z przekonania, że libertarianizm odrzuca istnienie praw pozytywnych, Rothbard uznał, że zmuszanie rodziców do opieki nad dziećmi lub karanie ich za tej opieki brak, łamie ich prawa. Trzecie, poprawione wydanie „Etyki” możesz kupić tutaj.

Prawo do głodzenia dzieci
I tu pojawia się wspomniane potencjalne napięcie. Jak wiadomo, libertarianizm sprzeciwia się istnieniu praw pozytywnych, a popiera jedynie prawa negatywne. Prawa negatywne to prawa, które skorelowane są z obowiązkiem powstrzymywania przed jakimiś działaniami. Moje (negatywne) prawo do kontrolowania mojej własności skorelowane jest z obowiązkiem wszystkich innych osób powstrzymywania się od ingerowania w tę własność. Z kolei przyznanie komuś pozytywnego prawa (np. prawa do edukacji czy opieki medycznej), oznaczałoby, że inne osoby mają obowiązek dostarczyć tej osobie to, co jest przedmiotem prawa (np. edukację czy opiekę medyczną). Istnienie praw pozytywnych jest więc zaprzeczeniem najważniejszej idei libertarianizmu, a więc prawa jednostki do zarządzania jej ciałem i jej sprawiedliwe zdobytą własnością. Rozumowanie to doprowadziło Rothbarda do uznania, że w zgodzie z doktryną libertariańską rodzice nie posiadają pozytywnych obowiązków względem swych dzieci. W Etyce wolności pisał on:

Kiedy odniesiemy naszą teorię do rodziców i dzieci, będzie to oznaczało, że rodzic nie ma prawa do dokonania agresji na swych dzieciach, lecz także, że nie powinien mieć prawnego obowiązku, aby je karmić, ubierać czy edukować, jako że takie obowiązki byłyby wówczas  narzucane rodzicom siłą, co tym samym pozbawiałoby ich praw. Rodzicom nie wolno zabijać swych dzieci ani ich okaleczać i prawo słusznie zkazauje czynienia tego, lecz rodzic powinien mieć legalne prawo do niekarmienia dziecka, to jest do pozwolenia, aby ono umarło. Dlatego też prawo nie może zmuszać rodzica do karmienia dziecka i utrzymywania go przy życiu. 

Rothbard z typową dla siebie bezkompromisowością idzie tam, dokąd prowadzą go konsekwencje wcześniej przyjętych przesłanek. Zarysowane tu „prawo do głodzenia” jest jednym z najczęściej wypominanych mu poglądów, mających wskazywać, jak bardzo bezduszny jest libertarianizm. Teoria ta została później udoskonalona przez Waltera Blocka, który wskazał, że rodzice mają wprawdzie prawo niekarmienia dziecka, ale nie mają prawa zrezygnować z karmienia go, nie informując o tym wspólnoty, tak by ktoś inny mógł się zaopiekować takim dzieckiem. Innymi słowy, ktoś, kto chciałby przestać zajmować się dzieckiem, mógłby to zrobić, ale musiałby dać innym szansę do wzięcia tego dziecka w opiekę.

Rothbard oczywiście zdawał sobie sprawę, że jego wniosek jest kontrowersyjny. W eseju Kid Lib podkreślał konieczność rozdzielenia oceny moralnej takiego działania w ramach etyki prywatnej od kwestii tego, czy w odpowiedzi na takie działanie wolno nam użyć przemocy:

Rodzice (…) mają (…) moralny obowiązek i odpowiedzialność, aby przygotować swoje małe dzieci do dorosłości, aby dbać o nie, udzielać im schronienia, wychowywać je i kształcić ich charakter. Ale załóżmy, że niektórzy rodzice nie wypełniają takich moralnych obowiązków. Czy możemy powiedzieć, że prawo – w postaci organów wykonawczych – ma prawo wkroczyć do akcji i zmusić rodziców do tego, by w odpowiedni sposób zajęli się swoimi dziećmi? Odpowiedź musi brzmieć: nie. Dla libertarianina prawo może być tylko negatywne, może tylko zakazywać agresywnych i przestępczych działań jednej osoby wobec drugiej. Nie może ono zmuszać do pozytywnych działań, niezależnie od tego, jak chwalebne czy wręcz konieczne mogą być takie działania. Fakt, że rodzic nie opiekuje się swoim dzieckiem w odpowiedni sposób, może czynić z niego moralnego potwora, ale prawo nie powinno zmuszać go, aby postępował w inny sposób.

Rothbard wskazuje, że istnieje moralny obowiązek do opieki nad dzieckiem, wskazuje również nie powinien istnieć prawny obowiązek takiej opieki, istnienie takiego obowiązku byłoby bowiem naruszeniem zasady nieagresji. Ludzie mają prawo do pełnej wolności, nawet jeśli z naszej perspektywy to, w jaki sposób korzystają z tej wolności, jawi nam się jako całkowicie niemoralne i czyni z nich moralne potwory.

Walter Block – rodzice mają prawo nie karmić/nie zajmować się dzieckiem, ale jeśli decydują się na takie działanie, muszą dać innym osobom szansę do zaopiekowania się nim.

Za chwilę zastanowimy się, czy z wnętrza teorii libertariańskiej można argumentować na rzecz pozytywnych obowiązków rodziców względem dzieci. Najpierw jednak zauważmy, że nawet gdybyśmy zgodzili się na rozwiązanie zaproponowane przez Rothbarda i Blocka, prawdopodobnie nie miałoby to tak dramatycznych konsekwencji, jak mogłoby się wydawać. Ostatecznie bowiem głównym powodem, dla którego rodzice zajmują się swoimi dziećmi, nie jest to, że jest im to nakazane przez prawo, ale fakt, że kochają swoje dzieci lub (by wyrazić tę samą prawdę w mniej romantyczny sposób) ze względu na wspólnotę genetyczną posiadają silną potrzebę opieki nad nimi. Wydaje się więc, że problem ten dotyczyłby jedynie części rodziców, którzy z jakichś względów byliby pozbawieni takiego naturalnego instynktu. Co więcej, można domniemywać, że dziećmi porzuconymi przez rodziców zajęłyby się różnego rodzaju instytucje charytatywne, rodziny zastępcze itd. Z faktu, że prawo nie nakazuje X, nie należy wysnuwać wniosku, że ludzie nie będą robili X.

Czy rodzice mają obowiązek opiekować się swoimi dziećmi?
Część libertarian odrzuca jednak doktrynę Rothbarda–Blocka. W jaki sposób argumentują oni na rzecz pozytywnych obowiązków rodziców względem dzieci? Poprzez wskazanie, że rodzice sami przyjęli na siebie takie obowiązki. Choć bowiem libertarianizm sprzeciwia się idei, że ludzie posiadają naturalne pozytywne obowiązki, nic nie stoi na przeszkodzie, by ludzie sami przyjmowali na siebie pozytywne obowiązki. Przykładowo, jeśli kupiłeś u mnie rejs statkiem wycieczkowym, to w trakcie trwania tego rejsu mam pozytywny obowiązek zapewnić ci odpowiednie (opisane w umowie) wyżywienie. Nie mam prawa odmówić wydawania ci posiłków, argumentując, że obowiązek wydawania ci posiłków, naruszać będzie moją wolność.

W jaki jednak sposób rodzice, którzy wspólnie powołują na świat dziecko, nakładają na siebie obowiązek wychowania go? Mechanizm nałożenia na siebie przez rodziców tych obowiązków wyjaśnić można, podobnie jak w przypadku obowiązku donoszenia ciąży bądź, odwołując się do teorii implicytnej umowy, bądź wskazując, że jest to rodzaj obligacji, którą zaciągamy względem drugiej osoby, gdy w wyniku naszych działań znajduje się ona w zagrażającej życiu sytuacji.

Teoria implicytnej umowy wskazywałaby – odwołując się do analogii z pasażerem samolotu – że tak jak nie mamy prawa wyprosić kogoś z lecącego samolotu, ponieważ zapraszając go na pokład, zawarliśmy z nim implicytną umowę, że nie wyrzucimy go w trakcie lotu, gdyż znudziło nam się jego towarzystwo, tak nie mamy prawa powoływać dziecka do istnienia, a następnie zaprzestawać opieki nad nim, gdyż z jakiegoś względu opieka ta nam się sprzykrzyła. Innymi słowy, wydanie dziecka na świat konstytuuje implicytną umowę, w ramach której matka zobowiązuje się opiekować dzieckiem. Rekonstruując argument przeciw ewikcjonizmowi, wskazałem, że dziecko w brzuchu matki nie przypomina nieproszonego gościa, ale że zostało „zaproszone” na ten świat i do brzucha matki w wyniki dobrowolnych (i, dodajmy, niekoniecznych) działań rodziców. Można więc uznać, że ów lot samolotem, podczas którego trwania nie możemy wyrzucić dziecka, trwa nie 9 miesięcy, ale 9 miesięcy plus (średnio) 18 lat.

Z kolei teoria narażenia na niebezpieczeństwo polega na wskazaniu, że choć nie mamy naturalnego pozytywnego obowiązku pomagania możemy nabyć taki obowiązek, jeśli dana osoba znalazła się w niebezpieczeństwie w wyniku naszych, naruszających jej prawa, działań. Jak wyjaśnia tę linię argumentacji Stephan Kinsella:

Jeśli przechodzisz obok jeziora, w którym jakaś osoba tonie, nie masz obowiązku (takiego, który mógłby być egzekwowany z użyciem siły) podjęcia próby ratowania go; ale jeśli wepchniesz kogoś do jeziora, masz pozytywny obowiązek podjęcia próby ratowania go. Jeśli tego nie zrobisz, możesz odpowiadać za zabójstwo. Jeśli w wyniku swoich dobrowolnych działań powołałeś do życia niemowlę, które by móc przeżyć, potrzebuje schronienia, jedzenia, opieki, to twoje zachowanie jest podobne do wrzucenia kogoś do jeziora. W obu przypadkach stwarzasz sytuację, w której inny człowiek bardzo potrzebuje pomocy, bez której zginie. Stwarzając sytuację, w której czyjeś przeżycie wymaga twojej pomocy, nakładasz na siebie obowiązek niesienia tej pomocy.

Roderick Long uważa, że kobieta ma prawo do aborcji, ale jeśli zdecyduje się na urodzenie dziecka, ma obowiązek się nim opiekować.

Podobnie argumentuje Roderick Long. Jeśli w wyniku naszych działań na świecie pojawił się człowiek, jednak człowiek ten nie jest w stanie przeżyć samodzielnie, winniśmy zapewnić mu środki do przeżycia:

Jeśli S dobrowolnie stawia O w sytuacji, w której brak podjęcia przez S pozytywnego działania na rzecz O spowoduje śmierć O, to takie zaniechanie ze strony S jest zabójstwem, a nie tylko pozwoleniem na śmierć.
Kiedy kobieta dobrowolnie rodzi dziecko – tzn. dobrowolnie sprowadza je na świat – dobrowolnie przenosi je z sytuacji, w której jest ono podłączone do automatycznego systemu podtrzymywania życia, do sytuacji, w której nie ma ono dostępu do takiego systemu. Innymi słowy, odcina je od systemu podtrzymywania życia i umieszcza w sytuacji, w której jego przetrwanie zależy od jej opieki (…). A skoro dobrowolnie stawia swoje dziecko w sytuacji, w której bez jej pozytywnej pomocy dziecko to zginie, to odmówienie mu takiej pomocy oznaczałoby zabicie tego dziecka, a nie jedynie pozwolenie na jego śmierć (…).

Wątpliwości
Podobnie jak w przypadku aborcji część teoretyków nie jest przekonana, że urodzenie dziecka przypomina sytuację, w której zawieramy implicytną umowę/narażamy kogoś na krzywdę. W tekście Libertarianism and Obligatory Child Support Łukasz Dominiak przekonująco argumentuje, że trudno zrozumieć, w jaki sposób zajście w ciążę i wydanie kogoś na świat miałoby stanowić jakąś formę zawarcia umowy między rodzicami i dzieckiem. Równie wątpliwa w jego przekonaniu jest teoria narażenia na niebezpieczeństwo. Dominiak przedstawia tu dwa argumenty. Po pierwsze, obligacja wynikająca z narażenia kogoś na niebezpieczeństwo powiązana musi być z naruszeniem praw tej osoby. Przykładowo, we wspomnianym przez Kinsellę przypadku ktoś nakłada na siebie pozytywny obowiązek uratowania kogoś, ponieważ wcześniej wepchnął go do wody, co związane było ze złamaniem jego praw. Po drugie, wedle Dominiaka nie ma dobrej analogii między wepchnięciem kogoś do jeziora a powołaniem kogoś do życia, w tym pierwszym wypadku bowiem pogarszamy sytuację istniejącej osoby, w tym drugim nie pogarszamy niczyjej sytuacji, ale tworzymy życie.

Profesor Dominiak znów nie jest przekonany. „By throwing someone into a lake you worsen his situation, otherwise he would not complain or there would be no issue at stake; by getting pregnant, on the other hand, you do not worsen anyone’s situation, you create life. Hence, obligatory child support cannot be justified as a duty that stems from creation of peril.”

Etyka tworzenia ludzi
Dominiak, jak sądzę, trafnie wskazuje, na niedoskonałości analogii między wepchnięciem człowieka do jeziora a wrzuceniem bytu w świat. Ale – jak sądzę – analogia ta nadal jest przydatna, nadal oświetla istotne elementy tego, co się dzieje, gdy powołujemy życie na świat, a następnie porzucamy to życie, nim stanie się samodzielne. Jak pisałem w poprzednim tekście, powoływanie nowego bytu jest tak nietypową sytuacją, że trudno znaleźć dobrą analogię, która oddawałaby 1:1 wszystkie moralne aspekty takiego działania. Zarówno wrzucenie kogoś do wody, jak i powołanie kogoś do życia i porzucenie łączy jednak to, że w obu przypadkach zaniechania niesienia pomocy drugiej osobie związane będzie z jej cierpieniem i śmiercią, cierpieniem i śmiercią, których mogliśmy uniknąć – w przypadku aborcji nie decydując się na niezabezpieczone współżycie. (Nawiasem mówiąc, nie jest wcale powiedziane, że w przypadku powołania do istnienia nowego bytu, nie mamy tu do czynienia z „naruszeniem praw dziecka”. Dlaczego nie uznać, że umieszczanie kogoś w macicy, a potem wypychanie na wrogi, nieprzyjazny świat – antynataliści chętnie by na to przystali – nie stanowi naruszenia praw?)

Wyobraźmy sobie następujący eksperyment myślowy. Załóżmy, że dzieci pojawiałyby się na świecie nie jako owoc stosunku seksualnego i ciąży, ale można by je powołać do istnienia, naciskając przycisk – byłaby to jakaś superwydajna forma technologii in vitro połączona z technologią klonowania. Czy wiedząc, że nie posiada odpowiednich zasobów (a może nawet i chęci), by zaopiekować się dziećmi, matka miałaby prawo tysiąckrotnie nacisnąć taki przycisk i wygenerować tysiąc nowych istnień, które kilka dni po urodzeniu zmarłyby w cierpieniach? Dominiak pisze, że „zachodząc w ciążę, nie pogarszamy niczyjej sytuacji, ale tworzymy życie”, ale czy stworzenie życia tylko po to, by skazać je na cierpienie nie jest na pewnym poziomie ­równoznaczne z „pogorszeniem czyjejś sytuacji”? Utylitarysta mógłby to ująć w następujący sposób: użyteczność nieistniejącej osoby wynosi zero, użyteczność istniejącej osoby, której życie jest pasmem cierpień, wynosi -1000 jednostek użyteczności, dlatego stwarzając kogoś, kogo życie będzie pasmem cierpień, generujemy cierpienie innej osoby w wysokości -1000 jednostek użyteczności. Dominiak może odpowiedzieć, że libertarianizm nie zakazuje powodowania cierpienia, a jedynie łamania prawa istniejących osób. Ponieważ powołując dziecko do życia, nie złamałem prawa żadnej osoby, nie wiąże się to z nałożeniem na siebie żadnej obligacji. I rzeczywiście, nie możemy powiedzieć, że tworząc życie, łamiemy prawa jakiejś istniejącej osoby. Ale nie jest dla mnie oczywiste, czy zamyka to sprawę, czy może, wręcz przeciwnie, nie otwiera sprawy, której tradycyjna libertariańska teoria nie jest w stanie rozwiązać, jest to bowiem teoria stworzona do rozwiązywania relacji między istniejącymi ludźmi nie zaś etyka tworzenia ludzi. Fakt, że powołując do życia nowego człowieka, nie łamiemy praw żadnego istniejącego człowieka, nie trafia w sedno sprawy, które polega na pytaniu: czy wolno nam tworzyć niesamodzielne byty i potem je porzucać?

Czy stworzenie nowego człowieka nakłada na ciebie obowiązek opiekowania się nim?

Ostatecznie więc wydaje się, że z wnętrza libertarianizmu można argumentować zarówno przeciw obowiązkowi rodziców do opieki nad dziećmi (jak Rothbard i Block), jak i za takim obowiązkiem (jak Long). Interesujące jednak, że nie widać, w jaki sposób z wnętrza libertarianizmu można by argumentować na rzecz obowiązku innych osób do opieki nad dziećmi opuszczonymi (w wyniku decyzji czy na przykład śmierci) przez swoich rodziców.

Czy rodzice wychowujący dzieci mogą ograniczać ich wolność i stosować względem nich przemoc?
Stosunek rodziców do dzieci ukształtowany jest w efekcie działania dwóch, w pewnym sensie sprzecznych ze sobą, sił. Pierwsza z nich wskazuje, że dzieci są ludźmi, w związku z czym przysługują im prawa, a konkretnie prawo, by być wolnym od inicjacji przemocy. Druga z nich wskazuje, że ponieważ dzieci nie są samodzielne (nie są w stanie zapewnić sobie środków do przetrwania) i nie są w pełni ukształtowane kognitywnie, do momentu osiągnięcia pełnej samodzielności muszą znajdować się pod opieką dorosłych. To zaś oznacza, że nie możemy myśleć o przemocy w kontekście dzieci tak, jak myślimy o przemocy kontekście dorosłych (przykładowo: nie wolno nam brać innych dorosłych na ręce bez ich zgody czy posyłać ich do łóżka o dziewiętnastej, szczególnie bez kolacji).

Wydaje się, że analiza tych przeciwstawnych sił (chcemy szanować człowieka w dziecku, dziecko nie jest w pełni ukształtowanym człowiekiem) pozwala sformułować następującą zasadę: rodzice nie powinni ograniczać wolności swych dzieci, chyba że jest to konieczne do realizacji nadrzędnego celu, jakim jest rozwój dziecka i doprowadzenie go to pełnej autonomiczności. Należy pamiętać, że zakres tych ograniczeń będzie się zmniejszać wraz ze zdobywaniem przez dzieci samodzielności. Przykładowo, rodzice mają prawo, czy nawet obowiązek, nie wypuszczać trzylatka na samodzielne przechadzki po okolicy, ale rodzice, którzy bez ważnego powodu zabranialiby takich przechadzek trzynastolatkowi, naruszaliby jego wolność. Wynikałoby to z faktu, że zabranianie takich aktywności nie jest konieczne, by doprowadzić trzynastolatka do samodzielności (lub inaczej: dawanie mu wolności jest konieczne do doprowadzenia go do pełnej samodzielności). Jednak gdyby jakiś ośmiolatek chciałby się wyłącznie bawić i nie chciałby się w ogóle angażować w edukację, rodzice mogliby próbować go – w ten czy inny sposób – „przymusić” do edukacji, w przekonaniu, że pewien podstawowy poziom edukacji (umiejętność czytania, pisania i liczenia) jest warunkiem funkcjonowania w naszym społeczeństwie.

Zauważmy, że w zgodzie ze sformułowaną zasadą zasadniczo zabronione jest bicie dziecka czy stosowanie kar cielesnych. Oczywiście, możemy wyobrazić sobie sytuacje graniczne, w których zastosowanie jakiś form takich kar może być konieczne, niemniej jednak generalnie powinna obowiązywać zasada wyczerpania wszelkich możliwych środków perswazji, nawet jeśli będzie wiązać się to dla rodziców z jakimiś uciążliwościami. Jak się zdaje, zbyt często rodzice uznają, że taką uzasadniającą przemoc „wyższą konieczność” konstytuuje ich zniecierpliwienie. Rodzice powinni szanować autonomię cielesną dziecka.

Zarysowanie ogólnej teorii relacji opiekunów z dziećmi jest być może łatwiejsze niż wskazanie, w jaki sposób teoria ta miałaby być realizowana w praktyce. Przykładowo, możemy pytać, kto miałby kontrolować, czy rodzice zachowują się w odpowiedni sposób względem swych dzieci, i jakie sankcje powinny grozić za nieodpowiednie – oparte na nieuzasadnionej przemocy – zachowania. W tym miejscu interesuje nas ogólny zarys etyki libertariańskiej, nie zaś opis tego, jak dokładnie powinna być ona wdrażana w życie. Niemniej jednak, mówiąc w kontekście egzekucji zasad obowiązujących w relacji między rodzicami a dziećmi, podkreślić należy że wszelkiego rodzaje oparte na przemocy ingerencje w to, w jaki sposób rodzice wychowują swoje dzieci (w szczególności groźba odebrania praw rodzicielskich) są ostatecznością i podejmowane winny być tylko i wyłącznie, gdy dochodzi do ewidentnego, nieuzasadnionego i trwałego łamania zasady nieagresji względem dzieci.

Kiedy dzieci mogą uwolnić się spod władzy rodzicielskiej?
Powodem, dla którego opieka rodziców nad dziećmi jest konieczna, jest fakt, że przez kilkanaście pierwszych lat życia dzieci są niesamodzielne i nie są w pełni rozwinięte fizycznie i psychicznie. Tak więc moment, w którym dzieci powinny wychodzić spod opieki rodzicielskiej, powinien być momentem uzyskania przez nie fizycznej, kognitywnej i społecznej dojrzałości. Ponieważ różne osoby osiągają ów moment w różnym wieku, problem ten, by nie musieć za każdym razem wikłać się w ustalanie, czy ów moment został osiągnięty, rozwiązuje się w naszej kulturze przez przyjęcie jakiegoś momentu, na przykład 18 roku życia, jako uśrednionej granicy dojrzałości. Niemniej jednak część dzieci może chcieć uwolnić się spod opieki rodziców wcześniej, w związku z czym libertarianizm – jako filozofia wolności –powinien być otwarty na taką możliwość i nie powinien bagatelizować problemu dzieci, które czują, że w swym domu rodzinnym są pozbawione wolności. Tak więc dziecko powinno mieć prawo wystąpić z inicjatywną, w ramach której pozwalano by mu opuścić dom rodzinny i rozpocząć samodzielne życie. Wydaje się, że dowodem na to, że dziecko jest w stanie żyć samodzielnie byłoby to, że potrafiłoby się utrzymać i kompetentnie zarządzać swoimi sprawami.

Problem tego, kiedy dzieci stają się w pełni dojrzałe, wiąże się również z kwestią tak zwanego wieku zgody, a więc momentu, w którym uznaje się, że osoba jest władna decydować, że bierze udział w stosunku seksualnym w świadomy i dobrowolny sposób. I znów, problem ten rozwiązuje się przeważnie przez ustalenie jakiejś arbitralnej granicy (w różnych kulturach czy systemach prawnych może być ona różna), co jest korzystne z pragmatycznego punktu widzenia, może jednak lokalnie generować niesprawiedliwości czy nielogiczności. Nie będziemy jednak rozwijać tego tematu. W tego typu kwestiach teoria libertariańska może po prostu przejąć rozwiązania wypracowane w liberalnych systemach prawnych (które przeważnie zawierają w sobie wielkie pokłady praktycznej mądrości), chyba że da się wykazać, że rozwiązanie te w jakiś istotny sposób kłócą się z zasadami libertariańskimi (a więc generują więcej naruszeń, niż generowałyby jakieś inne możliwe rozwiązania).

Podsumowanie
Podsumowując, powiedzieć trzeba, że istnieje tylko jeden problematyczny element libertariańskiej teorii relacji między dorosłymi i dziećmi – kwestia obowiązku rodziców do opieki nad dziećmi. Istnieją, jak sądzę, dobre argumenty na rzecz obu stanowisk w tej kwestii: teorii braku obligacji, jak i teorii nabytej obligacji.

Ktoś, kto czuje niedosyt, że niniejszy wpis – tak jak poprzedni – nie doprowadził do konkluzywnych ustaleń, może pocieszyć się tym, że coś jednak ten tekst osiąga – pokazuje mianowicie, że libertarianizm nie wymaga przyjęcia radykalnego stanowiska Rothbarda, które dla wielu jest trudne do zaakceptowania. Oczywiście, krok taki nie wszystkim się spodoba, część libertarian miast dostrzec w nim godną pochwały próbę „cywilizowania” libertarianizmu, potraktuje je jako jego (dalsze) rozmiękczanie. Ale tak już jest w świecie etyki (szczególnie libertariańskiej): w tym, co jedni uznają za koszerny posiłek, inni wyczuwać mogą truciznę.

Wszystkie zamieszczone na blogu teksty są bezpłatne. Jeżeli chciałbyś wesprzeć istnienie bloga i przyczynić się do promocji idei wolnościowych, proszę o wpłaty na konto.

Santander Bank
31 1090 1447 0000 0001 0168 2461

Udostępnij

24 Comments:

  1. „Interesujące jednak, że nie widać, w jaki sposób z wnętrza libertarianizmu można by argumentować na rzecz obowiązku innych osób do opieki nad dziećmi opuszczonymi (w wyniku decyzji czy na przykład śmierci) przez swoich rodziców.”

    Rzeczywiście – niestety nie widać. Libertarianie de facto stoją na stanowisku: niech zdychają, opieka społeczna do rozwiązania, prywatni sponsorzy osieroconych dzieci na pewno rozwiążą problem zawsze dla dobra tych dzieci.

    1. „Rzeczywiście – niestety nie widać. Libertarianie de facto stoją na stanowisku: niech zdychają, opieka społeczna do rozwiązania”

      Sęk w tym, że przyjęcie innego stanowiska – że ludzie mają pozytywny obowiązek pomagać potrzebującym (nie mówimy tu o nagłych wypadkach typu, dziecko topi się w płytkim stawie, tutaj część libertarian zgodziłaby się, że mamy obowiązek pomóc) – wiąże się z poważnym problemami:
      (1) niewątpliwie łamie to prawa tych, których zmusza się do świadczenia pomocy, te osoby są wykorzystywane jako narzędzia do realizacji celów innych osób, to jest mocno podejrzane moralnie i trzeba unikać, jak tylko się da, takich sytuacji,
      (2) wymaga stworzenia lub wzmocnienia aparatu państwowego, co wiąże się z zagrożeniem, że ten aparat będzie działał dla własnego interesu, a nie dla interesu społecznego,
      (3) będzie generować różnego typu nieprzewidziane konsekwencje (od zmniejszenia zachęty do pracy, przez rozbijanie relacji społecznych, po pogorszenie sytuacji biednych przez spowolnienie rozwoju – nie twierdzę, że zawsze i wszędzie one działają, ale twierdzę, że trzeba je brać pod uwagę).

      „prywatni sponsorzy osieroconych dzieci na pewno rozwiążą problem zawsze dla dobra tych dzieci”

      Nie wiadomo, tak jak nie wiadomo, czy państwo rozwiąże. Tu by trzeba zrobić analizę porównawczą, ale pewno jej nie zrobimy, więc zostaje nam wiara w założeniach, od których wychodzimy.

      1. „te osoby są wykorzystywane jako narzędzia do realizacji celów innych osób, to jest mocno podejrzane moralnie i trzeba unikać, jak tylko się da, takich sytuacji,”

        Utrzymywanie systemu, w którym przewidziano procedury pomocy dzieciom-sierotom to „wykorzystywanie osób jako narzędzi do realizacji celów innych osób”? To się ociera o paranoję 🙂 chcą mnie użyć jako NARZĘDZIE !!!111

        „wymaga stworzenia lub wzmocnienia aparatu państwowego, co wiąże się z zagrożeniem, że ten aparat będzie działał dla własnego interesu, a nie dla interesu społecznego,”

        Ale przecież na co dzień obserwując dziesiątki państw widzimy, że – lepiej lub gorzej – jednak swoją pomocą chronią interes społeczny takich osób jak dzieci-sieroty (i pośrednio interes innych grup zmniejszając przyszłe problemy i wydatki na walkę z przestępczością, służbę zdrowia etc). Jest to przedmiotem wielu badań. W „ładzie” anarcho-libertariańskim, jak w wielu „państwach upadłych”, społeczeństwo by takiej ochrony nie dostało.

        „będzie generować różnego typu nieprzewidziane konsekwencje (od zmniejszenia zachęty do pracy, przez rozbijanie relacji społecznych, po pogorszenie sytuacji biednych przez spowolnienie rozwoju – nie twierdzę, że zawsze i wszędzie one działają, ale twierdzę, że trzeba je brać pod uwagę).”

        Profesjonalne pomaganie dzieciom-sierotom skutkuje zmniejszeniem zachęt do pracy, rozbijaniem relacji społecznych i spowolnieniem rozwoju? A czasem nie odwrotnie? Libertariańska logika…

        „więc zostaje nam wiara w założeniach, od których wychodzimy.”

        Postawa „zostaje nam tylko wiara” jest trochę niegodna naukowca, zwłaszcza takiego, który stawia w temacie daleko idące postulaty (i na którym spoczywa ciężar dowodowy). Na gruncie nauk ekonomicznych i społecznych dużo bardziej skomplikowane zjawiska się z sukcesami bada.

        1. „Utrzymywanie systemu, w którym przewidziano procedury pomocy dzieciom-sierotom to „wykorzystywanie osób jako narzędzi do realizacji celów innych osób”? To się ociera o paranoję chcą mnie użyć jako NARZĘDZIE !!!111”

          Jeżeli jakaś osoba produkuje coś, nie łamiąc praw innych i wykorzystując do tego zasoby, do których miała prawo, to jeśli inne osoby odbierają jej część tego, co produkuje, to traktują tę osobę jako narzędzie do osiągania swoich celów. Ciężko temu zaprzeczyć. Możesz twierdzić, że cierpienie innych daje nam prawo do traktowania innych w ten sposób, ale ciężko będzie Ci twierdzić, że nie dochodzi tu do pewnej formy uprzedmiotowienia/zniewolenia drugiej strony.

          Istnieją różne chytre metody, za pomocą których próbuje się dowodzić, że ludzie nie mają prawa zachować tego, co wyprodukowali, ale one nie są zbyt przekonywające. Dlatego, jak mówię, redystrybucjonista powinien przyznać, że zabierając A i dając B, traktuje A jako narzędzie i argumentować, że wolno ludzi tak traktować.

          „Ale przecież na co dzień obserwując dziesiątki państw widzimy, że – lepiej lub gorzej – jednak swoją pomocą chronią interes społeczny takich osób jak dzieci-sieroty (i pośrednio interes innych grup zmniejszając przyszłe problemy i wydatki na walkę z przestępczością, służbę zdrowia etc).”

          Ja nie twierdzę, że państwo nie pomaga sierotom, że bierze kasę od podatników i nie daje nic potrzebującym. Twierdzę, że powołanie takiego systemu pomagania sierotom wzmacnia państwo, które następnie robi wiele innych rzeczy, których nie było w pierwotnej umowie.

          Mówi się, że konieczność robienia X uzasadniania istnienie państwa, ale państwo oprócz X (które często robi nieefektywnie) robi też Y, którego robienie może powodować, że państwa nie opłaca się mieć.

          „Profesjonalne pomaganie dzieciom-sierotom skutkuje zmniejszeniem zachęt do pracy, rozbijaniem relacji społecznych i spowolnieniem rozwoju? A czasem nie odwrotnie?”

          Czasem tak, czasem odwrotnie. Ta sama polityka może na część odbiorców działać tak, a na część inaczej. Płacenie samotnym matkom może równocześnie jednym samotnym matkom super pomagać, a dla innych stwarzać zachęty do bycia samotną matkom. Życie jest skomplikowane.

          „Postawa „zostaje nam tylko wiara” jest trochę niegodna naukowca, zwłaszcza takiego, który stawia w temacie daleko idące postulaty (i na którym spoczywa ciężar dowodowy).”

          Moim zdaniem na poziomie etycznym ciężar dowodu spoczywa na ludziach, którzy twierdzą, że wolno zabierać jednym i dawać drugim. Jak A chce obrabować B, by dać pieniądze swojemu dziecku, to moim zdaniem na A spoczywa ciężar dowodu.

          „Na gruncie nauk ekonomicznych i społecznych dużo bardziej skomplikowane zjawiska się z sukcesami bada.”

          Nie jestem przekonany. Rozwiązania tego problemu wymagałoby sprawdzenia, jak zupełnie inny system od obecnego działałby w dłuższej perspektywie czasowej. To nie jest moim zdaniem łatwe do oceny.

          1. „zasoby, do których miała prawo”
            „dochodzi tu do pewnej formy uprzedmiotowienia/zniewolenia drugiej strony.”

            Taki tok rozumowania jest spójny tylko jeżeli przyjmiemy skrajne stanowisko, że prawno własności, jest święte, absolutne i ma pierwszeństwo nad innymi wartościami. Takie myślenie jest związane z wiarą, że bogacz swój majątek w stu procentach zawdzięcza sobie i ignorowaniem wartości wszystkiego co pośrednio lub bezpośrednio, na przestrzeni swojego życia, otrzymuje od społeczeństwa.

            Na szczęście większość ludzi nie podziela takiego stanowiska. Dla większość prawo własności jest ważnym prawem wymagającym ochrony, ale nie najważniejszym (oklepany przykład niekarania matki kradnącej chleb dla głodnego dziecka), więc akceptują normalnie funkcjonujące praworządne państwa ściągające podatki i przeznaczające je na wyżywienie sierot.

            „które następnie robi wiele innych rzeczy, których nie było w pierwotnej umowie.”

            A słyszał o takim wynalazku jak liberalna demokracja? Że to wyborcy i prawo mają wpływ na państwo? W ogóle posługiwanie się ogólnym terminem „państwo” i nie odróżnianie liberalnej i praworządnej demokracji od feudalnej monarchii jest trochę mylące.

            „stwarzać zachęty do bycia samotną matkom”

            Teraz już niestety jedziesz prawicowymi mitami. Zaraz zaczniesz pisać o „welfare queen”. Bycie samotną matką to nic prostego.

            „Nie jestem przekonany. Rozwiązania tego problemu wymagałoby sprawdzenia, jak zupełnie inny system od obecnego działałby w dłuższej perspektywie czasowej. To nie jest moim zdaniem łatwe do oceny.”

            Są różne zaawansowane metody analizy danych, za pomocą których bada się wpływ różnych rozwiązań na społeczeństwo. Niewiedza nie uprawnia Cię do stawiania mocnych tez. Jeżeli jednak uważasz, że twoje tezy dotyczące efektywności rozwiązań ekonomicznych są niefalsyfikowalne na gruncie współczesnych nauk, to jednocześnie twierdzisz, że są nienaukowe.

        2. Obserwując uważnie „dziesiątki państw” zobaczymy także: mordowanie noworodków w Sparcie, sprawę Alfiego Evansa, lotne brygady aborcyjne wykonujące do niedawna przymusową aborcję w Chinach w ramach „polityki jednego dziecka”, i obozy koncentracyjne dla dzieci.

          1. W czasie wojny, katastrofy klimatycznej, kryzysów gospodarczych, rosnących nierówności, epidemii i kryzysów migracyjnych postulowanie znaczącego osłabienia państw zakrawa na sabotaż.

          2. Podczas, pandemii, wojen, zwalczań terroryzmu, rzekomo nieuchronnych „Peak Oil” i innych takich, państwa nie ulegają osłabieniu, tylko dramatyczne poszerzają zamordyzm. Jakoś nigdy nie zostaje on całkowicie wycofany po zastapieniu starej paniki przez nową. Wydatnie przyczyniają się do tego rozmaici „Sceptycy”, których sceptycyzm nigdy nie dotyczy poczynań kapitana państwo.

          3. „dramatyczne poszerzają zamordyzm”

            zamordyzm jest w Rosji i Chinach. Zrównywanie liberalnych demokracji i zamordystycznych dyktatur działa w interesie tych ostatnich.

          4. Gdyby Sceptykowi ktoś zabrał telefon, to by pewnie powiedział, że to nieistotne, a może nawet słuszne, skoro w jakichś Chinach zabierają telefon, zegarek, portfel i samochód.

            Dodałby też zapewne że zrównywanie tych zdarzeń działa w interesie Chin 🙂

          5. w życiu już tak jest, że czasami trzeba poświęcić trochę, żeby ocalić całą resztę

        3. „W „ładzie” anarcho-libertariańskim, jak w wielu „państwach upadłych”, społeczeństwo by takiej ochrony nie dostało”.

          Dlatego ciężko dyskutuje się z ludźmi, którzy z góry wiedzą jak będzie i traktują swoje czarne wizje jako poważny argument.
          I wiadomo, bez monopolu państwa ludzie zamienią się bestie.

          1. „Dlatego ciężko dyskutuje się z ludźmi, którzy z góry wiedzą jak będzie i traktują swoje czarne wizje jako poważny argument.”

            Jest dokładnie odwrotnie – to libertarianie wiedzą dokładnie jak będzie (cudownie) i to postulując radykalną anarchię.
            Ja właśnie sugeruję, żeby przyjrzeć się temu co jest realnie teraz w państwach upadłych.

            „I wiadomo, bez monopolu państwa ludzie zamienią się bestie.”

            W anarchii zwykli ludzie nie zmieniają się w bestie, tylko kilka procent bezwzględnych przemocowców uzyskuje dużo większy wpływ na resztę.

          2. „to libertarianie wiedzą dokładnie jak będzie (cudownie)”.

            – napisz, gdzie w powyższym tekście jest napisane „jak będzie”. Jedyną osobą, która to robi jesteś ty. I uważasz to za argument.

            O jakich państwach upadłych mówisz? Czy padnie przykład Somalii? 😀

          3. „napisz, gdzie w powyższym tekście jest napisane „jak będzie”. ”

            chociażby tu: „Co więcej, można domniemywać, że dziećmi porzuconymi przez rodziców zajęłyby się różnego rodzaju instytucje charytatywne, rodziny zastępcze itd.”

            „O jakich państwach upadłych mówisz?”

            kolor czerwony: https://fragilestatesindex.org/

          4. Jest różnica między napisaniem „moża domniemywać”, a pisaniem, że tak będzie na 100%, co robisz.

            Jeżeli przyjrzysz się historii państw upadłych, to wszystkie zaliczyły regres w wyniku eksperymentwania z modelem państwa etatystycznego albo socjalistycznego. Co ma do tego libertarianizm?

          5. W tekstach libertarian wiele jest tego typu „domniemeń” odnośnie przyszłości z cyklu „jak to będzie panie dzieju w akapie” (co do bezpieczeństwa sierot, uczciwości prywatnych agencji ochrony, nienadużywania wszechobecnej broni, dostępności prywatnej służby zdrowia, etc.). Na ogół nie są one popare twardymi danymi analizowanymi zgodnie z rygorystyczną metodologią naukową, są tylko domniemaniami „filozoficznymi”.

            Ja nie piszę jak będzie. Ja mówię: spójrzcie, drodzy fantaści, na to co JEST teraz. Na państwa upadłe i na państwa pół-upadłe. I zastanówcie się (a może realnie zbadajcie, jeżeli chcecie uchodzić za naukowców) czy wiele zjawisk, do których tam dochodzi nie byłoby również powszechnych w Waszej dystopii, gdyby Wam się udało rozmontować państwo. Sytuacja gdy państwo nie funkcjonuje lub funkcjonuje w wersji minimum naprawdę nie jest korzystna dla większości zwykłych ludzi.

          6. Nie, jedyną osobą, która twierdzi jak będzie, jesteś Ty. Teraz stawiasz chochoły, które również bierzesz za poważny argument. Libertarianie nigdy nie stwierdzają, że chodzi o powołanie do życia świata idealnego, wolnego od przestępstw i problemów. Coś Ci się pomerdało z marksizmem.

            Libertarianizm to przede wszystkim postulat oparcia relacji międzyludzkich na dobrowolności, co prowadzi do odrzucenia nieetycznych podstaw, na jakich opiera się instytucja państwa (inicjacja agresji i monopol na przemoc).

            Nie będę drugi raz tłumaczył, dlaczego państwa upadłe są upadłe. To jak dyskusja z osobą, która uważa, że banda terroryzująca mieszkańców to przykłąd anarchii. Wygodnie pomijając, że jest to wyłącznie dowód na porażkę państwa, które zmonopolizowało usługi w zakresie bezpieczeństwa i wcześniej rozbroiło swoich obywateli.

            Najzabawniejsze, że osoby błędnie zakładające z góry pojawienie się przemocy, jeżeli nie będzie państwa, gotowe są przemilczeć fakt, że tylko państwa stać na prowadzenie wyniszczających wojen totalnych, takich jak np. na Ukrainie. Polecam zapoznać się, czym w naukach politycznych jest pojęcie democide.

          7. „Nie, jedyną osobą, która twierdzi jak będzie, jesteś Ty. ”

            Libertarianie postulują radykalną zmianę zapewniając, że prowadzi ona do świata lepszego od obecnego. Pozostaję tylko sceptyczny.
            To co napisałeś powyżej jest kłamstwem – różne „domniemania” dotyczące przyszłości pojawiają się często na tym blogu.

            „Teraz stawiasz chochoły, które również bierzesz za poważny argument. Libertarianie nigdy nie stwierdzają, że chodzi o powołanie do życia świata idealnego, wolnego od przestępstw i problemów.”

            Nie twierdzę, że libertarianie postulują „powołanie do życia świata idealnego”. Twierdzę, że głęboko mylą się postulując, że dzięki rozmontowaniu państwa i wprowadzeniu anarchii świat będzie lepszy. Liczne przykłady z obszarów gdzie państwo nie działa (obecnych i historycznych) pokazują, że w takim systemie jakość życia dla zwykłych ludzi spada, przemocy jest więcej.

            „Libertarianizm to przede wszystkim postulat oparcia relacji międzyludzkich na dobrowolności, co prowadzi do odrzucenia nieetycznych podstaw, na jakich opiera się instytucja państwa (inicjacja agresji i monopol na przemoc).”

            Odebranie państwu monopolu na przemoc prowadzi do proliferacji przemocy. Z dwojga złego znacznie lepsza jest dobrze funkcjonująca praworządna demokracja liberalna, w której w dużym stopniu przemoc można kontrolować, od anarchii, w której trudno jest ją kontrolować.

            „Nie będę drugi raz tłumaczył, dlaczego państwa upadłe są upadłe. ”

            W tej dyskusji od tego „dlaczego są upadłe” ważniejsze są SKUTKI braku państwa, np. skutki braku państwowego monopolu na przemoc.

            „To jak dyskusja z osobą, która uważa, że banda terroryzująca mieszkańców to przykłąd anarchii. ”

            Banda terroryzująca mieszkańców to nie przykład anarchii to często SKUTEK anarchii.

            „rozbroiło swoich obywateli”

            Jasne, jasne – i tam gdzie nie „rozbrojono” obywateli skala przemocy jest niska, a na przykład strzelaniny w amerykańskich szkołach wcale nie mają związku z dostępem do broni. Daj spokój z tym pistolecikowym korwinizmem.

            „gotowe są przemilczeć fakt, że tylko państwa stać na prowadzenie wyniszczających wojen totalnych, takich jak np. na Ukrainie. ”

            Przejawem ignorancji lub złej woli jest zrównanie państwa demokratycznego (Ukraina i wspierający ją Zachód), ofiary, z państwem autorytarnym niedemokratycznym, Rosją, agresorem. Państwo demokratyczne broni swoich obywateli: czy anarchia dałaby im taką profesjonalną obronę? To co tutaj robisz to „blaming the victim”. Wrzucanie do jednego worka Ukrainy i Rosji to działania bardzo podobające się rosyjskim propagandzistom.

          8. „Libertarianie postulują radykalną zmianę zapewniając, że prowadzi ona do świata lepszego od obecnego”.

            Nie.

            „różne „domniemania” dotyczące przyszłości pojawiają się często na tym blogu”.

            Powtórzę: Jest różnica między napisaniem „moża domniemywać”, a pisaniem, że tak będzie na 100%, co robisz Ty.

            „Twierdzę, że głęboko mylą się postulując, że dzięki rozmontowaniu państwa i wprowadzeniu anarchii świat będzie lepszy”.

            Nikt nie twierdzi, że świat będzie „lepszy”. Będzie inny.

            „Liczne przykłady z obszarów gdzie państwo nie działa (obecnych i historycznych) pokazują, że w takim systemie jakość życia dla zwykłych ludzi spada, przemocy jest więcej”.

            Jakie przykłady? 🙂 „Niedziałające państwo”, to dalej państwo, które narzuca regulacje i monopol na przemoc. Niedziałającym państwem jest Wenezuela, Korea Północna itd.

            „Odebranie państwu monopolu na przemoc prowadzi do proliferacji przemocy”.

            Nie.

            „(…) od anarchii, w której trudno jest ją kontrolować”.

            Podaj przykład zaistnienia anarchii, w duchu libertariańskim, który można uznać za przykład. Jedyny, jaki miał faktycznie miejsce, to Pogranicze. Badania historyczne pokazują, że było tam bezpieczniej, niż na obszarach pod kontrolą rządu federalnego. Wbrew filmom hollywodzkim, które pokazują inny obraz „Dzikiego Zachodu”.

            „ważniejsze są SKUTKI braku państwa”.

            Jeżeli na skutek działań państwa dochodzi do katastrofy humanitarnej i rozpadu, to podawanie tej sytuacji za przykład zaistnienia anarchii jest zwyczajnym lenistwem intelektualnym. W ten sposób oszukujesz sam siebie.

            „na przykład strzelaniny w amerykańskich szkołach wcale nie mają związku z dostępem do broni”.

            Na przykład strzelaniny w szkołach są tam wynikiem wprowadzenia Gun Free Zones, gdzie nikt nie może wejść z bronią. Poza tym, kto ma takie ograniczenia w nosie.

            „Daj spokój z tym pistolecikowym korwinizmem.”

            Mamy to! Pierwsze argumentum ad korwinum. Fakt jest taki, że rozbrojenie społeczeństwa oraz upadek monopolisty, który miał gwarantować bezpieczeństwo, to prosta droga do stworzenia rażącej dysproporcji. Pierwszą grupą, która przejmie kontrolę będą jednostki wojskowe albo gangi. I nie będzie to dowodem na SKUTKI realiów, jakie były wcześniej w upadłym państwie.

            „Wrzucanie do jednego worka Ukrainy i Rosji to działania bardzo podobające się rosyjskim propagandzistom”.

            Pozwolisz, że tak jak przy ad korwinum nie wskoczę na ten niski poziom? Stwierdzenie faktu, że prowadzona jest wojna totalna na terenie Ukrainy, to żadne sprzyjanie Rosji. Możliwość prowadzenia wojen totalnych to domena państwa, bez znaczenia jaki jest system polityczny. Zwyczajnie państwo na to stać. Natomiast zagadnienie democide w politologi dotyczy również działań państw demokratycznych w stosunku do własnych obywateli.

          9. Podsumowując. Upadłe państwa charakteryzują się walką o władzę nad tym państwem. Są grupy, które miały dostęp do broni i to one będą uzurpować sobie prawo do powołania nowych struktur władzy państwowej. Dodatkowo, jeżeli państwo eksperymentowało np. z socjalizmem, to problemy humanitarne będą efektem tych eksperymentów, a nie wynikiem zaistnienia anarchii. Tak wygląda kontekst sytuacyjny w państwie upadłym, gdzie zostaje zniszczona struktura społeczno-gospodarcza. Twierdzenie, że jest to przykład niedziałania anarchii jest niepoważne.

  2. Pingback: lucabet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.