1. Większość lewicowców opowiada się za jakąś formą redystrybucjonizmu. Uważają oni, że fakt, iż ktoś znajduje się w bardzo trudnej sytuacji materialnej (na przykład cierpi głód), daje państwu prawo do zabrania części pieniędzy ludziom lepiej sytuowanym i przekazania ich cierpiącej osobie. Redystrybucjonizm opiera się więc na czymś, co nazwałem w innym miejscu uprawniającą teorią cierpienia. Teoria ta mówi, że w pewnych okolicznościach cierpienie daje jednostce moralne prawo, by podważyć tytuły własności innych. Cierpiąca osoba ma prawo (sama lub dzięki pomocy osób trzecich, np. państwa) odebrać „niecierpiącym” część ich zasobów, by załagodzić swoją dramatyczną sytuację.
2. Oczywiście nie jest tak, że każde cierpienie daje nam prawo do odebrania innym ich własności (nie wolno mi obrabować innych, bo cierpię z powodu nieposiadania domu z basenem). Cierpienie musi być odpowiednio duże, zaś odbieranie osobom trzecim ich własności nie może powodować u nich zbyt dużych strat użyteczności. Uprawniająca teoria cierpienia opiera się więc na teorii mówiącej, że możliwe jest interpersonalne porównywanie użyteczności. Dlaczego jednak odebranie określonej sumy pieniędzy A i przekazanie jej B miałoby polepszyć sytuację B w większym stopniu, niż pogorszyć sytuację A? Wyjaśnia się to zazwyczaj przez odwołanie do teorii malejącej krańcowej użyteczności dóbr, która wskazuje, że każda kolejna jednostka danego dobra (także pieniędzy) ma dla nas mniejszą wartość niż poprzednia. Lub, by wyrazić to samo bardziej obrazowym językiem: milioner mniej cieszy się z dodatkowego tysiąca złotych niż biedak. Dla biedaka 1000 złotych to szansa, by być sytym (być może pierwszy raz od pół roku), możliwość zakupu lekarstw i ciepłych ubrań na zimę. Dla milionera 1000 złotych to kwestia kupienia kolejnego niepotrzebnego gadżetu lub zostawienia wysokiego napiwku, by zaimponować nowo poznanej kobiecie. Łącząc teorię mówiącą o możliwości interpersonalnego porównywania użyteczności z teorią malejącej krańcowej użyteczności dóbr, redystrybucjoniści wskazują, że odebranie małej sumy pieniędzy milionerowi i przekazanie jej biedakowi jest społecznie korzystne.
3. I tu dochodzimy to tytułowego problemu. Jeśli jesteś lewicowcem i popierasz redystrybucjonizm, nie powinieneś jeść lodów. Powinieneś przekazać pieniądze, które wydajesz na lody (i wszystkie przyjemności wykraczające poza twoje najpilniejsze potrzeby) osobom cierpiącym głód, nędze i choroby. Nie powinieneś jeździć na zagraniczne wycieczki, nie powinieneś pić kawy w modnych kawiarniach, nie powinieneś kupować drogich ubrań, nie powinieneś mieć samochodu lepszego niż najtańszy w miarę bezpieczny model (może nawet i to jest już zbyt dużym zbytkiem). Dlaczego? Powód jest prosty. Na świecie żyje wielka liczba osób znajdujących się w dramatycznej sytuacji materialnej. Część z nich literalnie umiera z głodu lub braku opieki medycznej. Część z nich żyje w pożałowania godnych warunkach, nie ma dostępu do bieżącej wody i sanitariatów. Część z nich musi posyłać dzieci do pracy w kopalniach, część z nich posyła je na ulicę. Pieniądze, które wydajesz na wszystkie opisane wyżej przyjemności, przydałyby im się o wiele bardziej niż tobie: wydaliby je na wodę, czynsz za mieszkanie, jedzenie, ogrzewanie, leki, ubrania, opiekę medyczną i edukację dla swych dzieci. Odmawiając sobie jedzenia lodów, tracisz zaiste niewiele – musisz zrezygnować z przyjemnego odczucia chłodu i słodyczy na twoim języku w ciepły letni dzień. Zyski tych, którym byś pomógł, byłyby niepomiernie większe. Nakarmiłbyś głodnych, napoił spragnionych, odział nagich, dał pracę bezrobotnym, zapewnił opiekę chorym. Ponieważ wszyscy ci ludzie znajdują się w bardzo trudnej sytuacji, ty zaś możesz pomóc im małym kosztem, powinieneś to zrobić. Jeżeli tego nie robisz, oznacza, że wcale nie wierzysz w lewicowe wartości, które głosisz.
4. Istnieje kilka argumentów, z pomocą których lewicowiec może bronić się przed takim zarzutem. Jedna z nich może brzmieć tak: „Na pomoc potrzebującym powinniśmy składać się wszyscy. Ja jestem skłonny dołożyć się do tej pomocy, jeśli dołożą się inni. Nie mam obowiązku wychodzić przed szereg. Fakt, że głośno postuluję takie rozwiązania, jest dowodem, że robię to, co do mnie należy”. Inny argument wyglądałby tak: „Przecież przekazuję część swoich dochodów na pomoc potrzebującym. Robię swoje. Niech inni też się dołożą. Po to właśnie potrzebna jest państwowa redystrybucja, by ludzie nie migali się od pomagania innym”. Argumentacja ta nie jest jednak przekonywająca. Teoria, na której opiera się redystrybucjonizm, mówi, że przesłankami wystarczającymi, by uznać obowiązek niesienia pomocy, jest to, że druga osoba znajduje się w bardzo trudnej sytuacji, a my możemy jej pomóc, nie tracąc przy tym zbyt wiele. Oba warunki są spełnione w przypadku lewicowca żyjącego we współczesnym świecie, dlatego jego moralnym obowiązkiem (który sam na siebie nałożył!) jest dokonać dobrowolnej redystrybucji własnych dóbr. Teoria ta nie mówi nic o tym, że niewłaściwe zachowanie innych osób znosi z nas ów obowiązek. Gdyby mówiła coś takiego, byłaby bezwartościowa, bo wystarczyłoby, by jedna osoba migała się od pomagania, by wszyscy mieli prawo się od niego migać. Fakt, że inni ludzie migają się od pomagania, nie zmienia w żaden sposób twojego obowiązku pomagania w największym stopniu, w jakim jest to w twojej sytuacji możliwe. Lewicowiec może opowiadać się za podwyższeniem podatków i zwiększeniem poziomu redystrybucji, ale dopóki rozwiązania te nie zostaną wprowadzone, jest zobligowany, by dzielić się swoimi „nadprogramowymi” dobrami z potrzebującymi. Fakt, że inni ludzie nie chcą pomagać, traktowany powinien być jako zjawisko zewnętrzne, niczym materialny fakt dotyczący nieożywionego świata (np. klęska urodzaju, która zmniejsza o połowę zasoby społeczne).
5. By lepiej zrozumieć ów problem, wyobraźmy sobie następującą sytuację. Załóżmy, że trwa wojna (Polska okupowana jest przez wojska niemieckie) i wszyscy Polacy znajdują się w trudnej sytuacji finansowej. Niektórzy jednakże radzą sobie lepiej niż pozostali. Mają jedzenie, ubrania, schronienie, pracują itd. Inni cierpią wielki głód i niedostatek. Załóżmy, że do radzącego sobie dobrze A, któremu nie grozi żadne większe niebezpieczeństwo, przychodzi wycieńczony głodem B i prosi o coś do jedzenia (załóżmy, że minimalnie uszczupli to zasoby A). Czy A powinien dać B bochenek chleba? Z lewicowej perspektywy z pewnością tak. Byłoby absurdem, gdyby A mówił, że nie da potrzebującemu chleba, dopóki do pomocy nie włączą się wszyscy, łącznie z okopującymi Polskę niemieckimi wojskami. „Jeśli naziści zrozumieją swe błędy, przestaną nas gnębić i zaczną pomagać Polakom, ja również włączę się do pomocy. Póki co jednakże nie mam moralnego obowiązku pomagać”. W tego typu sytuacjach działania trzeciej strony nie wpływają na nasze moralne zobowiązania (funkcjonalnie naziści są tu niczym klęska urodzaju czy dżuma). Osoby trzecie powinny być traktowane jako moralne tło, które mamy prawo próbować zmienić, ale które – póki nie zostało zmienione – nie ma wpływu na nasze moralne obligacje. To, że inni ludzie nie chcą pomóc starszej pani, która zasłabła na ulicy, nie oznacza, że ty – jako lewicowiec – jesteś zwolniony z moralnego obowiązku, by pomóc.
6. Nieprzekonywający jest również drugi argument: „Ale ja przekazuje część swojego dochodu potrzebującym. Wymagasz ode mnie, by oddał wszystko?”. Wymagam. Czy raczej ty sam tego od siebie wymagasz jako zwolennik redystrybucjonizmu. Powinieneś przekazywać potrzebującym wszystko, co nie jest ci niezbędne do przeżycia. Tak mówi twoja teoria, na której opierasz swoje poparcie dla współczesnego państwa redystrybującego własność innych ludzi. Co z tego, że oddałeś biednym 20% „nadprogramowych” dóbr? Nadal masz jeszcze pozostałe 80%, którymi możesz uratować życie, zdrowie i godność innych ludzi.
7. W tym miejscu pojawia się oczywisty problem. 99% lewicowców, których mamy wokół siebie, nie postępuje w ten sposób. Widziałem ostatnio paru z nich: jedli lody, pili kawę, planowali wycieczkę życia (jej trasa nie obejmowała żadnego obszaru świata, w którym toczy się wojna, a ich plany nie zakładały niesienia pomocy ofiarom konfliktu). Jeden z nich chciał wymienić swój telefon na nowszy model, choć stary zdawał się całkiem sprawnie działać. Jego dziewczyna chwaliła się nowymi butami, choć była to jej dwunasta para. Jasne, nie czytali tego tekstu, ale myślę, że nie jest on aż tak odkrywczy i że powinni byli do tego wszystkiego dojść sami. Jeśli nie w sposób analityczny, to w sposób emocjonalny: powinni odczuć sprzeczność między ich własną teorią mówiącą, że powinno się pomagać i że wolno zmuszać bogatych do pomagania, a ich własną praktyką niepomagania. Jak można wyjaśnić fakt, że sprzeczność ta objawia się w życiu większości lewicowców?
8. Jedno z wyjaśnień polega na wskazaniu, że osób tych nie interesuje tak naprawdę los biednych, a przynajmniej nie interesuje on ich tak bardzo, jak można to wywnioskować z ich wypowiedzi. Jasne, gdyby biednym można było pomóc w jakiś darmowy sposób, chętnie by się na to zgodzili, nie chcą jednakże poświęcać swoich zasobów, by tym biednym pomóc. Gdyby mogli, ruszając małym palcem, zbawić świat, zrobili to, ale ponieważ nie mają takiej magicznej mocy, nie ruszają (w większości wypadków) palcem, by uczynić świat choć trochę lepszym. Jeżeli jednak nie zależy im na losie biednych, dlaczego tak bardzo się o niego troszczą w swoich wypowiedziach? Odpowiedź wydaje się prosta. Wygłaszanie takich poglądów jest doskonałą metodą na zdobycie społecznego uznania, nie wiąże się zaś z żadnymi realnymi kosztami. Poglądy polityczne mają bardzo często charakter autokreacyjny – ludzie mówią pewne rzeczy nie dlatego, że w nie wierzą, ale dlatego że chcą, by inni myśleli, że w nie wierzą. Ponieważ cechy takie jak chęć niesienia pomocy są wysoko cenione społecznie, osoba, która afiszuje się z lewicowymi poglądami, jest postrzegana przez resztę społeczeństwa lepiej niż osoba, która uważa, że nie ma obowiązku pomagać. Gwarantuje to jej dwojakie profity. Po pierwsze, będąc uznawaną za lepszą moralnie, osoba taka jest lepiej traktowana przez innych – wiąże się to z zyskami zarówno emocjonalnymi, jak i materialnymi (chętniej przyjaźnimy się, współpracujemy i dzielimy się z osobami, które uznajemy za dobre). Po drugie, sama może myśleć o sobie lepiej. Równocześnie, wygłaszanie poglądów lewicowych nie wiąże się z żadnymi realnymi kosztami. Fakt, że popieram redystrybucję i głosuję na polityków, którzy obiecują tę redystrybucję zwiększyć, w praktycznie zerowy sposób zwiększa szanse na to, że redystrybucja zostanie zwiększona i będę musiał się na nią złożyć (jeden głos nigdy nie przeważa szali, gdy głosuje kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów ludzi). Niczym nie ryzykuję, popierając redystrybucję. Ponieważ społeczne zyski z deklarowania lewicowości są wysokie, zaś koszty takiego działania praktycznie zerowe – głoszenie lewicowych poglądów jest z ekonomicznego punktu widzenia racjonalną (maksymalizującą zyski jednostki) strategią zdobywania społecznego uznania. Wszystko to można by wesprzeć teoriami z obszaru psychologii ewolucyjnej, nie ma tu na to jednak miejsca (zresztą, każde dodatkowe zdanie powoduje, że jakiś marginalny czytelnik decyduje się nie czytać tekstu, zdanie złożone, takie jak to, kosztować może nawet kilku czytelników).
9. Co z tego wszystkiego wynika? Zależy, czy uznajesz się za lewicowca, czy nie. Jeśli tak, to masz – jeśli obchodzi cię coś takiego jak uczciwość względem samego siebie – dwie możliwości. Możesz zdecydować się działać zgodnie ze swoimi zasadami, przestać jeść lody, pić kawę na mieście i zacząć oddawać wszystkie swoje niekonieczne do przeżycia zasoby potrzebującym. Możesz też przyznać, że wcale nie jesteś lewicowcem, że dobro innych nie jest dla ciebie priorytetem, że najważniejsze jest dla ciebie twoje własne dobro. I dalej, uznać, że skoro ty sam nie chcesz oddać tego, co masz, ubogim, nie masz prawa żądać tego od innych. To nie oznacza, oczywiście, że musisz stać się całkowicie obojętnym na potrzeby innych. Oznacza to jedynie, że swoją troskę o innych będziesz musiał od teraz mierzyć ilością swoich własnych zasobów, które zdecydujesz się przeznaczyć na pomoc potrzebującym, nie zaś swoimi deklaracjami.
10. A jeśli nie jesteś lewicowcem? Myślę, że możesz wyciągnąć z tej analizy interesujący wniosek na temat lewicy (nie mówię, że ów dyskurs da się sprowadzić wyłącznie do tego elementu, inni szatani – przede wszystkim ewolucja – są tu czynni): współczesna lewicowość to w dużej mierze sygnalizowanie cnoty, kupowanie uznania społecznego w zamian za niepopartą realnym działaniem, bezkosztową deklarację troski o innych. Jest to szczególnie oburzające w przypadku lewicowych polityków, którzy do pomagania innym zmuszają osoby, które są od nich samych wielokrotnie biedniejsze, co wydaje się oczywistą oznaką ich złych intencji. W myśl sformułowanej przeze mnie kiedyś zasady: jeżeli osoby, które obrabowujesz, by rzekomo pomagać biednym, są biedniejsze od ciebie, oznacza to, że twoim prawdziwym celem nie jest pomaganie biednym (gdyby tak było, oddałbyś najpierw swoje zasoby potrzebującym).
11. Świat nie jest sprawiedliwy. Jedni dostali od losu więcej, inni mniej. Jeśli chcesz to zmienić, pracuj, zarabiaj i dziel się z potrzebującymi (popieranie kapitalizmu, który wydźwignął świat z biedy, też nie jest głupim pomysłem, ale rozumiem, że możesz mięć z tym problem). Możesz też łączyć takie działania z popieraniem lewicowych polityk redystrybucyjnych. To nie uczyni cię w oczach libertarian dobrym człowiekiem (nadal popierać będziesz agresję), ale zachowasz uczciwość względem samego siebie. Ale nie powinieneś popierać redystrybucji, jeśli sam (sama) nie oddajesz tego, co masz w nadmiarze, potrzebującym. Nie uprawiaj dobroczynności cudzymi rękoma. Nie jedz lodów, jeśli jesteś lewicowcem.
Nie jedź na gapę, wesprzyj rozwój bloga!
Bank Zachodni WBK 31 1090 1447 0000 0001 0168 2461
Twoją Uniwersalna Teoria Cierpienia jest bardzo interesująca, choć nie zgadzam się, że konieczność redystrybucji wynika właśnie ze szczególnych uprawnień cierpiących, a bardziej z potrzeby całego społeczeństwa.
Jednak z niejedzeniem lodów trochę popłynąłeś. Gdyby ten argument był słuszny, nullifikowałbyś jakikolwiek altruizm. Jeśli 800 dolarów jest w stanie uratować czyjeś życie, to kupując nowy laptop, wydaje trzy ludzkie życia. To nie jest zbyt przydatny sposób myślenia.
Jeśli Cię interesuje ten temat, to dylemat ten rozważa np. Julia Wise w swoim eseju „Tradeoffs”:
http://www.givinggladly.com/2012/03/tradeoffs.html
Polskie tłumaczenie jest w Podręczniku efektywnego altruizmu:
http://www.efektywnyaltruizm.pl/files/podrecznik.pdf
Ten tekst mówi o niespójności pomiędzy teorią, którą wyznają lewicowcy, a ich praktykami. Ja sam nie jestem zwolennikiem tej teorii (nie wierzę np. w możliwość porównywania użyteczności, chyba że w całkowicie subiektywnym sensie).
Uważam, że świat jest tak stworzony, że musimy wybierać między swoim małym szczęściem i zniwelowaniem cierpienia innych. Uważam, że mamy prawo wybrać nasze szczęście i że, równocześnie, jest wspaniale, gdy ktoś wybiera ratowanie innych. Ludzie, których najbardziej podziwiam, to ci, którzy pomagają innym (nie ci, którzy robią coś „wielkiego”).
Nie rozumiem, z czym – wg Ciebie – popłynąłem. Jeśli wyjaśnisz bliżej, postaram się odpowiedzieć.
Troszkę… ograniczone myślenie. A gdzie odniesienie się do tego, że jeśli kupujesz sobie coś za ciężko przez siebie zapracowane pieniądze, to utrudniasz życie innym? Tak, utrudniasz. Zapracowałeś, więc komuś pomogłeś. Ale wyemitowałeś spaliny. Na produkty dla Ciebie wycięto jakieś tereny lasu (być może nie na odpowiedniej polskiej lokacji, a gdzieś w Amazonii). Ludzie nie mogą już siedzieć sobie w lesie, pić wody i polować na zwierzynę w swojej okolicy, bo społeczeństwa wyniszczyły tutaj naturę. Jeśli przez swój rozwój emitujesz szkody dla kogoś innego (a żyjąc w danym systemie, aktywnie z nim nie walcząc, wspierasz go) jesteś moralnie zobowiązany łożyć na część systemu odpowiedzialną za wynagradzanie szkód. Mnie też się to nie podoba, ale taka jest prawda. Szkodzisz, wynagródz.
Jeśli więc np. plantator azjatycki produkujący na sprzedaż do Europy olej palmowy wypala lasy powinien płacić podatek ekologiczny. Jeśli używa ciągnika do uprawy powinien płacić za zanieczyszczenie środowiska. Co za głupie myślenie. Takie są realia. Każdy kto narzuca na moje dochody obciążenie finansowe jest po prostu złodziejem.
Jak rozumiem, twierdzisz, że podatki są rodzajem zapłaty za zużywanie zasobów i narzucanie innym niechcianych kosztów. Ok, ale ten tekst jest o czymś innym – mówi o sprzeczności między teorią redystrybucjonizmu opartą na uprawniającej teorii cierpienia a praktyce niepomagania typowej dla większości „lewicowców”. I potem sugeruje możliwe wyjaśnienie tej sprzeczności. Twój argument – nawet jeśli jest właściwy – nie dotyka mojego argumentu.
Moje podatki miałyby iść do amazońskich Indian?
„Ponieważ wszyscy ci ludzie znajdują się w bardzo trudnej sytuacji, ty zaś możesz pomóc im małym kosztem, powinieneś to zrobić. Jeżeli tego nie robisz, oznacza, że wcale nie wierzysz w lewicowe wartości, które głosisz.”
A jak jakiś katolik kłamie, obraża i ogólnie źle się prowadzi to oznacza, że wcale nie wierzy w katolicyzm, przestał być katolikiem czy może że nigdy nim nie był?
Podstawowym problemem tego artykułu jest najpierw postawienie chochoła w postaci redystrybucji jako postulatu absolutystycznego, anulującego wszystkie inne powinności, a następnie wymaganie niemożliwego. Co dziwi, bo chyba gdzie indziej wyraźnie twierdziłeś, że etyka nie może wymagać niemożliwego (albo możliwego, ale tylko dla największych tytanów). A tak jest w przypadku Twojego sformułowania teorii redystrybucji (pomijam czy faktyczni lewicowcy zgodziliby się z nią): bo w końcu człowiek do przeżycia potrzebuje tylko pasiaka, pryczy i zupy śmieciówki na obiad, wszystko inne nie jest mu niezbędne.
To jest stareńka kwestia „etyka przekonań vs etyka odpowiedzialności” omówiona m. in. przez Maxa Webera. Libertarianie są przeciwnikami polityki oraz zwolennikami jednej jedynej etyki – libertariańskiej etyki przekonań. Zasada nieagresji musi mieć charakter absolutny (inaczej stracilibyśmy dystynktywność libertarianizmu i moglibyśmy zacząć uzasadniać państwo). Libertarianizm odrzuca każde działanie, które stosuje agresję. Natomiast inne systemy myślowe dzielą świat ludzki na kilka obszarów, w których dominują różne etyki. Lewicowcy (przynajmniej część) nie odrzucają polityki (wg Webera obcowania z diabłem), dlatego też mogą w polityce używać etyki odpowiedzialności, i twierdzić że ludzie należą do różnych porządków życia. I dlatego lewicowcy jak najbardziej mogą używać argumentów z pkt. 4. Płacenie podatków (zakładając że państwo faktycznie dokonuje redystrybucji takiej, jakiej by chciał lewicowiec) jest wykonaniem politycznego zobowiązania (politycznego, nie „moralnego” w sensie jakiejś wszechogarniającej moralności, jak przypadku zasady nieagresji). Jeśli ktoś to odbębni, to może oczywiście wspomagać dalej, tylko że prywatnie, już na swój osobisty rachunek, i chwała mu za to. Robienie z politycznego postulatu absolutnego postulatu moralnego to jak robienie z Kazania na Górze etyki obowiązującej wszystkich chrześcijan. Być może byłaby to postawa jedynie moralna, ale politycznie byłoby to ekstremalnie szkodliwe.
Patrząc z jednostkowego punktu widzenia: jeśli lewicowiec ma pomóc małym kosztem, tak aby nie zyskał za wiele dysużyteczności, no to pomaga podatkami. Jeśli zaś lewicowiec ma oddać wszystko, co nie jest mu niezbędne do przeżycia, to w tym momencie odpala się etyka odpowiedzialności i stwierdza, że ogołocenie się do pasiaka przysporzy więcej szkody niż pożytku (bo np. będzie się łatwiejszym celem do wyzysku przez kapitalistów itp.)
Katolik nie musi być Jezusem. Lewicowiec nie musi być Matką Teresą. I może jeść lody.
Jeszcze inną kwestią jest sama możliwość etycznego życia w świecie. Wymagasz od lewicowców 100% zgodności ich przekonań z działaniami, bo jak nie, to niby są nieuczciwi. Czy to samo aby nie można powiedzieć o libertarianach? Lewicowiec powie: nie można żyć etycznie w kapitalizmie (bo nie ma alternatywy dla pracy najemnej, nie można kupować towarów wytworzonych bez wyzysku itp.), w związku z tym to wymóg etyczności jest nieuczciwy. Przecież libertarianie też płacą podatki. Co prawda niedobrowolnie, ale lewicowiec też w kapitalizmie żyje niedobrowolnie. Będąc konsekwentnym, libertarianin powinien albo zacząć działać zgodnie ze swoimi zasadami, czyli przestać płacić podatki, albo przyznać, że wcale nie jest libertarianinem, że wolność nie jest dla niego priorytetem, że najważniejsze jest dla niego jego własne dobro, i że jego libertarianizm sprowadza się w dużej mierze do sygnalizowania cnoty, kupowanie uznania społecznego na Facebooku w zamian za niepopartą realnym działaniem, bezkosztową deklarację troski o wolność.
„Podstawowym problemem tego artykułu jest najpierw postawienie chochoła w postaci redystrybucji jako postulatu absolutystycznego, anulującego wszystkie inne powinności, a następnie wymaganie niemożliwego.”
To nie jest chochoł. Uprawniająca teoria cierpienia w połączeniu z IPU i malejącą krańcową użytecznością dóbr, które są podstawą redystrybucjonizmu, takiego czegoś żądają. Nie ja to wymyśliłem i nie ja to popieram. Używam jedynie lewicowych argumentów przeciw lewicowcom. Jasne, nie wszyscy lewicowcy wprost to mówią, ale to wynika logicznie z ich teorii (plus ci bardziej radykalni to rozumieją i popierają).
„Co dziwi, bo chyba gdzie indziej wyraźnie twierdziłeś, że etyka nie może wymagać niemożliwego (albo możliwego, ale tylko dla największych tytanów). A tak jest w przypadku Twojego sformułowania teorii redystrybucji (pomijam czy faktyczni lewicowcy zgodziliby się z nią): bo w końcu człowiek do przeżycia potrzebuje tylko pasiaka, pryczy i zupy śmieciówki na obiad, wszystko inne nie jest mu niezbędne.”
No właśnie, nie może, a ich teorie opierają się na etyce, która to postuluje. Ja mówię: „nie musisz dawać nic biednym (ale fajnie, jak to robisz)”. Oni mówią: „masz obowiązek dawać, jeśli to mała strata dla ciebie i duży zysk dla innych”. Jak pokazałem, ich strata w konsumpcji na Zachodzie jest zawsze mała w porównaniu z zyskiem osoby umierającej z głodu. Sorry, tego wymaga ich własna teoria. Nie ja na nich narzuciłem te obligacje.
„Płacenie podatków (zakładając że państwo faktycznie dokonuje redystrybucji takiej, jakiej by chciał lewicowiec) jest wykonaniem politycznego zobowiązania (politycznego, nie „moralnego” w sensie jakiejś wszechogarniającej moralności, jak przypadku zasady nieagresji). Jeśli ktoś to odbębni, to może oczywiście wspomagać dalej, tylko że prywatnie, już na swój osobisty rachunek, i chwała mu za to. Robienie z politycznego postulatu absolutnego postulatu moralnego to jak robienie z Kazania na Górze etyki obowiązującej wszystkich chrześcijan. Być może byłaby to postawa jedynie moralna, ale politycznie byłoby to ekstremalnie szkodliwe.”
Mój tok myślenia jest inny. Zobowiązania polityczne zbudowane są na określonej teorii moralnej. Ja zrekonstruowałem tę teorię moralną i pokazałem, że logicznie wypływają z niej nie tylko te zobowiązania polityczne, ale również inne zobowiązania moralne. Jeżeli ich nie przestrzegasz i równocześnie narzucasz innym zobowiązania polityczne, działasz w złej woli. To jest dla mnie kluczowe – zła wola.
”Katolik nie musi być Jezusem. Lewicowiec nie musi być Matką Teresą. I może jeść lody.”
Katolik nie musi być Jezusem. Chociaż „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”, ale ok przeciśnie się do nieba zanim zamkną bramy (Jezus powiedział młodzieńcowi, że wystarczy spełniać przykazania, choć fajnie by było, jakby sprzedał wszystko co ma). Ale lewicowiec musi oddać wszystko. Dlaczego? Bo chce wyciągnąć rękę po cudze – chce łamać prawa innych, choć może pomóc nie łamiąc ich. To jest ta kluczowa różnica. Wyobraź sobie kogoś biednego i bardzo głodnego. Załóżmy, że zgadzamy się, że taka osoba ma prawo ukraść kawałek chleba. Ale nim ukradnie ma obowiązek zapytać ludzi, czy dadzą mu pracę lub użyczą mu ten kawałek za darmo lub pożyczą. Nie możesz kłaść, dlatego że jesteś głodny. Musisz najpierw wyczerpać wszystkie dobrowolne możliwości.
„Lewicowiec powie: nie można żyć etycznie w kapitalizmie (bo nie ma alternatywy dla pracy najemnej, nie można kupować towarów wytworzonych bez wyzysku itp.), w związku z tym to wymóg etyczności jest nieuczciwy. Przecież libertarianie też płacą podatki. Co prawda niedobrowolnie, ale lewicowiec też w kapitalizmie żyje niedobrowolnie.”
Na to pytania odpowiada moja analogia wojenna. Podczas okupacji też jest ciężko, ale ci co mają dużo, powinni – wedle lewicowych teorii, które zrekonstruowałem – ratować tych, co nie mają nic. Zewnętrzny świat należy traktować jako tło, które nie zmienia zobowiązań moralnych.
„Zobowiązania polityczne zbudowane są na określonej teorii moralnej.”
To wynik zafiksowania libertarianizmem i przytwierdzania go do wszystkich innych ideologii, próbując szukać w nich odpowiednika zasady nieagresji. Chyba nie tędy droga. Bo, powtarzam: większość idei poza libertarianizmem uznaje istnienie polityczności. Być może jakąś miałką lewicę socjaldemokratyczną da się w ten sposób zrekonstruować i „obalić”, ale takiego np. marksizmu już się tak łatwo obalić nie da.
„Ale lewicowiec musi oddać wszystko. Dlaczego? Bo chce wyciągnąć rękę po cudze – chce łamać prawa innych”
A to już krytyka zewnętrzna, a nie wewnętrzna. Lewicowiec nie jest libertarianinem i mało go obchodzą bajania o świętej własności prywatnej. Uważa że (na poziomie politycznym) ona nie jest święta, albo że jej część w ogóle nie jest własnością prywatną, tylko wspólną.
„Na to pytania odpowiada moja analogia wojenna.”
Chyba jednak nie. Czy bycie więźniem Auschwitz nie zmienia zobowiązań moralnych? Strażnicy, psy i zasieki to niby elementy natury, ale jednak różniące się tak bardzo od zwyczajnego życia że intuicyjnie stanowiące odrębną sferę etyczną. Znowu: ludzie tacy jak Maksymilian Kolbe to zawsze będą wyjątki, a nie reguły. Sama wojna jest również taką sferą: można, a nawet trzeba na niej zabijać wrogów, podczas gdy normalnie nie powinno się tego robić. Jeśli dla libertarianizmu zjawisko polityczne takie jak wojna nie istnieje (a nie istnieje) i wszystko opiera się na etyce przekonań („wszystko albo nic”) to już problem libertarianizmu.
„To wynik zafiksowania libertarianizmem i przytwierdzania go do wszystkich innych ideologii, próbując szukać w nich odpowiednika zasady nieagresji. Chyba nie tędy droga. Bo, powtarzam: większość idei poza libertarianizmem uznaje istnienie polityczności. Być może jakąś miałką lewicę socjaldemokratyczną da się w ten sposób zrekonstruować i „obalić”, ale takiego np. marksizmu już się tak łatwo obalić nie da.”
Ok, teraz już lepiej się rozumiemy i myślimy „podobniej”. Z tym że ja uważam, że ta miałka socjaldemokracja jest sensowniejszą i lepiej uzasadnioną wersją lewicy niż marksizm. I bardziej popularną, dlatego napisałem: „Większość lewicowców…”. Przeciętny lewicowiec (taki z ulicy) chyba jednak wierzy w to, że powinniśmy mieć jakieś prawa własności i że wolno je właśnie podważać w uzasadnionych warunkach, nie zaś, że wszystko jest wspólne i że własność jest zawsze podległa rewizji, jeśli państwu się zachce.
Marksizm to (dla mnie) trochę zbyt szerokie pojęcie w kontekście tej dyskusji, musielibyśmy dyskutować o konkretnej filozofii politycznej inspirowanej marksizmem, która proponuje konkretne cele, środki i uzasadnienia, ale to pewno temat na inną dyskusje. Mój post był o sprzeczności w myśleniu przeciętnych współczesnych lewicowców.
„A to już krytyka zewnętrzna, a nie wewnętrzna. Lewicowiec nie jest libertarianinem i mało go obchodzą bajania o świętej własności prywatnej. Uważa że (na poziomie politycznym) ona nie jest święta, albo że jej część w ogóle nie jest własnością prywatną, tylko wspólną.”
Ta krytyka trafia w „miałkiego lewicowca”, który zasadniczo uznaje własność, ale każe się nią dzielić w pewnych warunkach i w stosunku do niego jest wewnętrzna. Nie trafia w kolektywistę, który twierdzi, że wszystko należy do wszystkich.
”Czy bycie więźniem Auschwitz nie zmienia zobowiązań moralnych? Strażnicy, psy i zasieki to niby elementy natury, ale jednak różniące się tak bardzo od zwyczajnego życia że intuicyjnie stanowiące odrębną sferę etyczną”.
Zmienia ich konkretną realizację, ale nie zmienia ogólnej zasady. W Auschwitz – btw przypadek graniczny, więc nie powinienem rozważać, ale niech będzie – nadal możesz minimalną stratą czynić wielkie dobro i powinieneś to robić (jeśli jesteś miałkim lewicowcem).
Libertarianin, który płaci podatki, nie łamie zasad libertarianizmu. Zabraniają one jedynie naruszania cudzej wolności i własności, a nie zmuszają do obrony przed takimi działaniami.
Każdy libertarianin powinien dobrowolnie pomagać innym, żeby udowodnić społeczeństwu, że może się ono obyć bez pomocy państwa. Jeśli jednak tego nie robi, nie oznacza to, że jest hipokrytą działającym wbrew głoszonym ideom, tylko że po prostu zaniedbuje ich propagowanie.
Zasadniczo się zgadzam, acz zauważ Cebulo, że pieniądze, którymi byśmy pomagali biednym zostały nam zrabowane i wydane na jakieś głupoty, zmarnowane lub po prostu przywłaszczone. Często po prostu nie mamy czym pomagać. Choć wdowi grosz zawsze powinien się znaleźć.
„Zewnętrzny świat należy traktować jako tło, co nie zmienia zobowiązań moralnych”.
Teoria – a praktyka, zaczynam od siebie. Czy łatwo to przychodzi? Nie. Tak, istnieje krytyka zewnętrzna i wewnętrzna. Zaczynam od wewnętrznej – dokąd prowadzi?
Wyboista droga, lecz nie wszystko co łatwe dobre rezultaty przynosi.
To jest częsty błąd libertarian i innej prawicy, że myślą, że lewica postuluje redystrybucję od MC do LC. Lewica (przynajmniej socjaldemokratyczna na wzór zachodnioeuropejski) postuluje przede wszystkim redystrybucję od UC (górny 1%, korporacje) do LC i do MC (może z wyjątkiem UMC). MC też często wymaga pomocy. I stąd się potem biorą takie absurdy jak Twoje żądania ascezy od zjadaczy lodów i kawy.
Poza tym widzę tu błąd myślenia zerojedynkowego. „Skoro jesteś za pomocą uchodźcom to przyjmij jednego do swojego mieszkania”. „Skoro jesteś za redystrybucją to rozdaj wszystko i pędź żywot ascety”. Nie – lewica jest za sensowną pomocą, czyli taką, która nie uniemożliwia komfortowego życia na poziomie MMC czy UMC – to jest cel. I lewica jest za tym, żeby to było rozwiązanie cywilizowane, systemowe, a więc organizowane przez państwo, a nie jako jakaś nieudolna filantropia. I – co równie ważne – lewica umie patrzeć na problemy WIELOKRYTERIALNIE, a nie – jak libertarianie – sprowadzać złożone systemy społeczno-gospodarczo-polityczne do jednego kryterium (tu: pomoc materialna najuboższym) i na tej podstawie próbować je dyskredytować.
A psychologizowanie i przypisywanie adwersarzom przyziemnych pobudek (autokreacji) pominę jako prostacką adpersonę. To trochę takie pójście w panświnizm: może i my mamy w dupie najuboższych, ale wy w zasadzie też, więc oddalamy od siebie obawę, że z naszą moralnością może być coś nie tak.
„To jest częsty błąd libertarian i innej prawicy”
Traktuję to jako prowokację. 😉
„myślą, że lewica postuluje redystrybucję od MC do LC. Lewica (przynajmniej socjaldemokratyczna na wzór zachodnioeuropejski) postuluje przede wszystkim redystrybucję od UC (górny 1%, korporacje) do LC i do MC (może z wyjątkiem UMC). MC też często wymaga pomocy. I stąd się potem biorą takie absurdy jak Twoje żądania ascezy od zjadaczy lodów i kawy.”
To nie ma znaczenia dla mojej analizy. Poza tym to chyba nie jest prawda. Czy jakby gdzieś była bardzo wątła UC i biedne korporacje, to lewica nie postulowałaby redystrybucji?
„lewica jest za sensowną pomocą, czyli taką, która nie uniemożliwia komfortowego życia na poziomie MMC czy UMC – to jest cel.”
A dlaczego to jest „sensowna pomoc”? Moim zdaniem pomaganie biednym przez MC jest bardzo sensowne, a już na pewno jest sensowne wedle teorii lewicowych (lub inaczej: wynika bezpośrednio z założeń, które lewica przyjmuje).
Fajnie jest cieszyć się życiem w MC i płakać nad losem LC. Ale lepiej byłoby pomagać LC, a nie żądać okradania innych.
„I lewica jest za tym, żeby to było rozwiązanie cywilizowane, systemowe, a więc organizowane przez państwo, a nie jako jakaś nieudolna filantropia.”
To w żaden sposób nie podważa mojego argumentu, wręcz przeciwnie, mój argument polega na wskazaniu, że mówienie, że coś powinno być systemowe, bez robienia tego na poziomie własnego życia jest niemoralne. Makro powinno zgadzać się z mikro. Jeśli żądasz redystrybucji w makro, a nie dzielisz się w mikro, to mam prawo powątpiewać w twoje intencje. To nie jest rozstrzygający argument, ale fajnie, gdyby lewica miała lepsze wyjaśnienie rozbieżności między mikro i makro.
„A psychologizowanie i przypisywanie adwersarzom przyziemnych pobudek (autokreacji) pominę jako prostacką adpersonę. To trochę takie pójście w panświnizm: może i my mamy w dupie najuboższych, ale wy w zasadzie też, więc oddalamy od siebie obawę, że z naszą moralnością może być coś nie tak.”
Psychologizowanie jest ok. Moim zdaniem poglądy polityczne mają silną podbudowę biologiczną i dlatego można je postrzegać właśnie jako produkty psychologii. Np. konserwatyści mogą mieć na poziomie psychologicznym jakąś potrzebę porządku i czystości, niechęć do zmiany itp. Co złego w tym, by to zauważać? Czy jest to złe dopiero, gdy obraca się przeciw lewicy?
To nie jest tak, że libertarianie mają w dupie najuboższych, po prostu dają oni wolności leksykograficzne pierwszeństwo. Jest wielu libertarian, którzy martwią się biednymi, ale uznają oni, że nie wolno łamać praw jednostek, by pomagać biednym. Mówiąc językiem Nozicka, ich maksymą jest: „maksymalizuj ogólną użyteczność, ale robiąc to, nie naruszaj praw jednostkowych”.
Choć oczywiście część libków ma w dupie biednych, zdaje się, że badania mówią, że libertarianie są trochę mniej empatyczni od innych (nie wiem, czy brali pod uwagę, że mało kobiet jest libertariankami).
Sceptyku, nie bój się psychologii i biologii, zaakceptuj swój małpi rodowód i pozwól libertariańskiej części małp żyć tak, jak one chcą.
„Czy jakby gdzieś była bardzo wątła UC i biedne korporacje, to lewica nie postulowałaby redystrybucji?”
Jak by nie było rozwarstwienia, to by nie postulowała. Ale na ogół jest – tak działa kapitalizm.
„Moim zdaniem pomaganie biednym przez MC jest bardzo sensowne, a już na pewno jest sensowne wedle teorii lewicowych (lub inaczej: wynika bezpośrednio z założeń, które lewica przyjmuje).”
Pomaganie musi być skuteczne, a skuteczne jest profesjonalne (as in: zawodowe), czyli zinstytucjonalizowane, systemowe. Lewica nie mam nic przeciwko indywidualnym akcjom charytatywnym MC, ale najwyżej jako dodatek do skutecznego systemu, a nie jako wszystko co mamy do zaoferowania ludziom.
„Fajnie jest cieszyć się życiem w MC i płakać nad losem LC. Ale lepiej byłoby pomagać LC, a nie żądać okradania innych. ”
Oczywiście pomagamy płacąc podatki. Ale najbardziej powinni pomagać Ci, którzy najbardziej korzystają z dobrodziejstw systemu, czyli UC i korporacje.
„mój argument polega na wskazaniu, że mówienie, że coś powinno być systemowe, bez robienia tego na poziomie własnego życia jest niemoralne. Makro powinno zgadzać się z mikro. Jeśli żądasz redystrybucji w makro, a nie dzielisz się w mikro, to mam prawo powątpiewać w twoje intencje. To nie jest rozstrzygający argument, ale fajnie, gdyby lewica miała lepsze wyjaśnienie rozbieżności między mikro i makro. ”
Ten argument w ogóle nie ma sensu. Skoro uważam na przykład, że rząd powinien kupić więcej respiratorów, to oznacza to, że muszę również sam kupić jeden i w mojej piwnicy zorganizować jedno dodatkowe „łóżko” szpitalne? Albo skoro uważam, że przestępca powinien zapłacić państwu dużą grzywnę za swoje oszustwo, to powinienem również sam mu zabrać coś małego? Poziomy mikro i makro mają ze sobą niewiele wspólnego.
Pozwólmy umacniać się MC i jednocześnie pomagajmy LC i MC, wszystko kosztem pozycji UC – co złego lub niespójnego jest w tej strategii?
„Psychologizowanie jest ok. Moim zdaniem poglądy polityczne mają silną podbudowę biologiczną i dlatego można je postrzegać właśnie jako produkty psychologii. Np. konserwatyści mogą mieć na poziomie psychologicznym jakąś potrzebę porządku i czystości, niechęć do zmiany itp. Co złego w tym, by to zauważać? Czy jest to złe dopiero, gdy obraca się przeciw lewicy? ”
Nawet jeżeli poglądy mogą mieć „silną podbudowę biologiczną i dlatego można je postrzegać właśnie jako produkty psychologii” (whatever it means), to trzeba jeszcze udowodnić czy i jaki jest związek danego poglądu z danym czynnikiem biologicznym. Nie wystarczy „zauważać”, bo to nas prowadzi do internetowej pop-psychologii.
U Ciebie nie ma żadnych dowodów.
Co do autokreacji – analogicznie można przypisać autokreację libertarianom („patrzcie jacy jesteśmy wolnościowi i antysystemowi”). W każdej grupie na pewno są takie postawy. Ale twierdzenie, że u nas to tylko jednostki, a u was to wszyscy jest nieuczciwe intelektualnie.
„To nie jest tak, że libertarianie mają w dupie najuboższych, po prostu dają oni wolności leksykograficzne pierwszeństwo.”
Wszyscy dają pierwszeństwo wolności tylko inaczej ją definiują:
lewica – wolność od biedy i wykluczenia
prawica – wolność od grzechu
libertarianie – wolność od naruszania świętego prawa własności
„Jest wielu libertarian, którzy martwią się biednymi, ale uznają oni, że nie wolno łamać praw jednostek, by pomagać biednym.”
Przy czy najwyższym z praw jednostek jest święte prawo własności. Tak zdefiniowawszy prawa jednostek krokodyle łzy wylewane nad biednymi wydają się mało wiarygodne. Przecież libertarianie są dorośli i rozumieją konsekwencje swoich założeń?
„Choć oczywiście część libków ma w dupie biednych, zdaje się, że badania mówią, że libertarianie są trochę mniej empatyczni od innych ”
Trochę…
„Sceptyku, nie bój się psychologii i biologii, zaakceptuj swój małpi rodowód i pozwól libertariańskiej części małp żyć tak, jak one chcą.”
Czy ja czegoś zakazuję? 🙂
Ale z tego, że libertariańskie małpy mają prawo głosić swoje poglądy jeszcze nie wynika, że te poglądy są mądre, czy naukowe. Ten potencjał można by dużo lepiej spożytkować 🙂
„Jak by nie było rozwarstwienia, to by nie postulowała”.
W sensie, że jakby wszyscy mieli tyle samo, to by nie postulowała. 😉
„ Ale na ogół jest – tak działa kapitalizm.”
Myślę, że kapitalizm umożliwia rozwój, a naturalne i nabyte różnice między ludźmi będą zawsze bardziej wyraźne w systemie umożliwiającym rozwój niż w systemie, który go ogranicza. W tym sensie rzeczywiście kapitalizm generuje rozwarstwienie. Jeśli teza ta jest prawdziwa, to wyjaśniałaby, dlaczego Skandynawia może być „fajniejsza”, a USA bardziej przoduje w technologii i nauce (pytanie, czy fajniejsze, zrównoważone kraje miałyby się tak dobrze, gdyby nie istniały kraje rozwarstwione typu USA czy Chiny, które przodują w rozwoju lub taniej produkcji?). Ale ja nie mam nic do rozwarstwień.
„Pomaganie musi być skuteczne… Oczywiście pomagamy płacąc podatki…”.
Ale tu już uciekasz od tematu. Ja sugeruję, że lewicowcy postępują źle, bo mówią o pomaganiu i argumentują na jego rzecz za pomocą określonej teorii moralnej, a nie realizują tej teorii moralnej w swoim życiu prywatnym. A ta uzasadniająca teoria wymaga moim zdaniem stosowania i na obszarze polityki, i na obszarze państwa. Chcecie obrabowywać innych z ich dóbr, ale przecież moglibyście oddać wasze własne dobra, co wynika – jak pokazywałem – z waszej własnej teorii.
„Skoro uważam na przykład, że rząd powinien kupić więcej respiratorów, to oznacza to, że muszę również sam kupić jeden i w mojej piwnicy zorganizować jedno dodatkowe „łóżko” szpitalne? Albo skoro uważam, że przestępca powinien zapłacić państwu dużą grzywnę za swoje oszustwo, to powinienem również sam mu zabrać coś małego? Poziomy mikro i makro mają ze sobą niewiele wspólnego.”
Tak, jeśli uważałbyś, że cierpienie chorych daje rządowi prawo do zwiększenia podatków i przekazania większej sumy na ich rzecz, to powinieneś przekazać swe pieniądze na chorych (dowcipność Twej analogii bierze się z tego „organizowani łóżka w piwnicy”, ale chodziłoby po prostu o przekazanie tych pieniędzy ludziom, którzy zajmują się organizowaniem pomocy).
Jak jesteś tylko demokratą i uważasz, że rząd ma po prostu mandat od ludzi do rządzenia, to nie musisz nic robić, ale jak jesteś lewicowcem i uważasz, że wolno zabierać niecierpiącym, by pomagać cierpiącym, to musisz pomagać. Leżąca u podstaw takie etyki teoria moralna nie różnicuje między makro i mikro (a teoria demokratyczna może różnicować). Za pomocą uprawniającej teorii cierpienia nie da się sensownie odróżnić mikro i makro.
„Nawet jeżeli poglądy mogą mieć „silną podbudowę biologiczną i dlatego można je postrzegać właśnie jako produkty psychologii” (whatever it means), to trzeba jeszcze udowodnić czy i jaki jest związek danego poglądu z danym czynnikiem biologicznym. Nie wystarczy „zauważać”, bo to nas prowadzi do internetowej pop-psychologii. U Ciebie nie ma żadnych dowodów.”
Niestety nauka nie rozwinęło tego jeszcze dostatecznie. To nie pop psychologia, ale spekulacje wobec braku danych. Pop psychologia to spekulacje mimo obecności danych.
„Co do autokreacji – analogicznie można przypisać autokreację libertarianom („patrzcie jacy jesteśmy wolnościowi i antysystemowi”). W każdej grupie na pewno są takie postawy. Ale twierdzenie, że u nas to tylko jednostki, a u was to wszyscy jest nieuczciwe intelektualnie.”
Nie musi tak być. Przecież może być tak, że jedna grupa opiera się na „upolitycznieniu autokreacji”. Np. prawicowcom zarzucano „osobowość autorytarną”. Symetria może być dowiedziona, ale nie jest konieczna.
„Wszyscy dają pierwszeństwo wolności tylko inaczej ją definiują:
lewica – wolność od biedy i wykluczenia
prawica – wolność od grzechu
libertarianie – wolność od naruszania świętego prawa własności”
No to inaczej, libertarianie dają pierwszeństwo wolności rozumianej na sposób libertariański.
„Przy czy najwyższym z praw jednostek jest święte prawo własności. Tak zdefiniowawszy prawa jednostek krokodyle łzy wylewane nad biednymi wydają się mało wiarygodne. Przecież libertarianie są dorośli i rozumieją konsekwencje swoich założeń?”
Wielu nie jest dorosłych. https://www.youtube.com/watch?v=RFerC5-HJ-w
Zasadniczo wierzymy, że wolność jest efektywna i nie będzie za dużo biedy, ale deontologiczny libertarianizm uznaje, że unikanie agresji jest ważniejsze niż walka z biedą. Jeśli walka z biedą wymagałaby agresji, to libertarianie uznają, że nie należy z nią walczyć. Póki co jednakże mamy dobre powody, by myśleć, że producentem biedy jest aktualnie państwo.