- Anarchokapitaliści uważają, że fundamentem moralności społecznej winna być zasada nieagresji, która wskazuje, iż nikt nie ma prawa inicjować przemocy względem drugiej osoby lub jej prawomocnie zdobytej własności.
- Równocześnie, anarchokapitaliści nie zgadzają się, by powołać do istnienia nadrzędną, monopolistyczną instytucję, która będzie wymuszać na mieszkańcach danego obszaru przestrzegania prawa opartego na zasadzie nieagresji. Niezgoda ta podyktowana jest przekonaniem, że instytucja taka – monopolizując stosowanie przemocy i pobierając podatki – łamałaby zasady, do pilnowania których została powołana (co więcej, ze względu na immanentną tendencję do rozrostu szybko przekształciłaby się w instytucję drapieżną, którą całkowicie podporządkowałaby sobie społeczeństwo). Choć anarchokapitaliści nie są pacyfistami i wierzą, że zasadę nieagresji wolno egzekwować z użyciem przemocy (mamy prawo się bronić, gdy ktoś nas atakuje), nie wierzą jednakże, że wolno robić to, powołując państwo.
- Tu jednakże pojawia się fundamentalny problem: z jednej strony anarchiści chcą uczynić zasadę nieagresji jądrem życia społecznego, z drugiej strony kastrują się z możliwości efektywnego wdrożenia jej w życie, zabraniając powołania instytucji, która dysponowałaby narzędziami pozwalającymi ją skutecznie egzekwować. W jaki sposób zasada X, która nie jest powszechnie podzielaną wartością, ma stać się zasadą powszechnie egzekwowaną, jeśli rezygnujemy z powołania podmiotu mającego możliwość tej zasady egzekwowania?
- Anarchokapitaliści wierzą, że egzekwowaniem zasady nieagresji zajmowałyby się prywatne podmioty, jednak to zakłada, że podmioty te będą (same z siebie bądź zmuszane przez społeczność) chciały egzekwować właśnie tę zasadę moralną. Dlaczego jednak miałyby one uznawać, że właściwą zasadą jest zasada nieagresji (lub jakakolwiek inna zasada)? Fundamentalny problem anarchokapitalizmu nie polega na tym, że nie wolno nam go wprowadzić siłą (teoria libertariańska tego nie zabrania, zniszczenie państwa byłoby bowiem aktem stricte obronnym), ale na tym, że nie mamy żadnej pewności, że anarchokapitalizm – gdy już powstanie – będzie produkował efekty, o które nam chodzi. Może okazać się, że ani prywatni producenci prawa, ani ich klienci (społeczeństwo) nie zamierzają oglądać się na etykę libertariańską. Pewność wdrożenia tej etyki moglibyśmy zdobyć tylko i wyłącznie, samemu stając za sterem władzy, co jednakże zmuszałoby nas do zaprzeczenia tej etyce. Anarchokapitaliści mogą więc albo przymuszać innych do wolności, czego efektem będzie jej likwidacja, albo dać ludziom wolność, by potem bezradnie patrzeć, jak ją sobie nawzajem odbierają. Gwałt państwa bądź impotencja anarchii.
- Rozwiązania tego problemu upatrywać można w samopodtrzymujących właściwościach anarchokapitalizmu. Być może, raz zapuszczony, trwałby on w stanie dynamicznej równowagi, gdyż żadnej jednostce nie opłacałoby się próbować go zmienić (choć opłacalna byłaby zmiana, nieopłacalne byłoby dążenie do zmiany). Jednostki – kierowane własnym interesem – reprodukowałyby relacje wolnościowe jako najbardziej efektywne, tym samym gwarantując trwałość całego systemu. Agencje ochrony regulowałyby spory między sobą, odwołując się do zasady nieagresji jako najefektywniejszej formy kontraktu (tylko zasada nieagresji umożliwia polubowne rozwiązywanie konfliktów osób wyznających odmiennego formy moralności). Jednostki ubezpieczałyby się od bycia obiektami agresji, gdyż byłaby to najkorzystniejsza forma kontraktu. Agencje dbałyby o klientów, nie chcąc ryzykować konfliktów i utraty klientów itd. Cała społeczność podlegałaby systemowi samowymuszania kontraktów – choć każdy mógłby próbować łamać prawa innych, nikomu by się to nie opłacało. Ekonomia zastąpiłaby przymus jako konieczne dopełnienie moralności. To nie dobra natura człowieka ograniczałoby strukturę władzy, ale rozproszona struktura władzy ograniczałaby zło ludzkiej natury.
(Tu pojawia się pytanie – czy samopodtrzymywalność nie wymagałaby określonego układu sił w punkcie wyjścia? Czy nim nie zapuścimy anarchokapitalistyczngo motoru, nie należałoby dokonać radykalnej redystrybucji? Jeśli nie zawsze sprawdzał się postfeudalny kapitalizm, to nie sprawdzać mógłby się także postpaństwowy anarchokapitalizm. Takie rozwiązanie polecić można nie tylko ze względów ekonomicznych, ale i moralnych – rozważali je zarówno Nozick, jak i Rothbard. Rozkułaczanie kułaków, czy raczej: rozkulczykowanie kulczyków, może okazać się niezbędne).
- Fundamentalny problem anarchokapitalizmu to problem walki dobra ze złem. Dobry człowiek może nie mieć szansy wygrać ze złym, jeśli nie będzie stosował metod złego. Jeśli będzie je stosował, być może wygra, ale przestanie być dobrym człowiekiem. Zło wprawdzie przegra, ale tylko po to, by zostać zastąpione inną odmianą zła.
Anarchokapitalistów proponuje wysłać na studia z symulacji komputerowych procesów społecznych
https://www.facebook.com/ModelowanieProcesowSpolecznych/posts/500099000169549
Swietnie napisane! Najlepszy z Twoich tekstow.
Dzięki.
lubie twojego bloga za to, że nie akceptujesz każdej tezy na ślepo, jednocześnie rozumiejąc i przyjmując założenia wolnościowe – zdolności samokrytyczne są moim zdaniem w tym środowisku bardzo bardzo bardzo rzadkie
Dzięki.
Ogólnie są chyba dość rzadkie. Myślę, że wśród libertarian mogą być trochę wyższe, bo przeciętnie są oni bardziej analityczni i mniej emocjonalni. Jedyni ludzie, których udało mi się przekonać do zmiany zdania na drodze czysto rozumowej, to libertarianie. Acz mogę się mylić.