Bryan Caplan „Otwarte granice” – recenzja

Nakładem Freedom Publishing i Instytutu Misesa ukazała się właśnie książka ekonomisty Bryana Caplana i rysownika Zacha Weinersmitha zatytułowana Otwarte granice. Co nauka i etyka mówią nam o imigracji. Caplan argumentuje, bardzo przekonująco, że powinniśmy – zarówno ze względów ekonomicznych, jak i moralnych – pozwolić ludziom na swobodne przemieszczania się miedzy krajami.

Otwarte granice nie są typową książką ekonomiczno-polityczną, napisane są bowiem w formie komiksu (sami autorzy ­określają swe dzieło jako non-fiction graphic novel). Komiksy są często wykorzystywane do prezentowania różnych – także naukowych – idei, przeważnie jednak służą przedstawieniu w prostszej formie tego, co zostało opisane w sposób bardziej poważny i skomplikowany w bardziej tradycyjny sposób. Na tym tle książka Caplana i Weinersmitha jest wyjątkowa: Otwarte granice to pierwszy pełny wykład poglądów Caplana na temat problemu imigracji. Komiks nie służy tu więc uproszczeniu trudnego, ale sproblematyzowaniu nowego.  Książka liczy ponad 240 stron (ostatnie 30 zajmują przypisy i bibliografia stanowiące naukową podbudowę argumentów Caplana), autorzy dają sobie więc czas, by omówić dokładnie różne aspekty problemu. Szczególnie istotne jest obszerne omówienie argumentów przeciwników otwartych granic. Komiksowa forma nie ogranicza więc ostatecznie „akademickiej” treści, przeciwnie, działa na jej korzyść. Forma ta okazała się tak efektywna (i efektowna) w dużym stopniu ze względu na naturę problemu imigracji. Po pierwsze, imigracja jest problemem „przestrzennym”. Dotyczy miejsc, wyznaczania granic i wreszcie ruchu. Po drugie, imigracja dotyczy ludzi – różnych ludzi pochodzących z różnych miejsc na świecie. Obie kwestie powodują, że tematyka ta zdaje się niezwykle rysowalna. Trudno wyobrazić sobie, że tak efektowną książkę można by napisać np. o edukacji.

 

 

Świetnym posunięciem wydaje się wprowadzenie do książki samego Caplana. Autorzy kreują tym samym typ superbohatera. Jego supermoce to nieufność wobec powszechnie uznawanych narracji i fanatyczna miłość do danych. Ta miłość Caplana do danych ­– chęć oparcia swoich przekonań na empirii, a nie wyłącznie na ideologii czy emocjach, które permanentnie wiodą nas na manowce – jest, jak sądzę, największą zaletą kolejnych książek Caplana, które układają się w coraz bardziej imponującą kolekcję:
– demokracja nie działa tak, jak chcielibyśmy, by działała – argumentował w Micie racjonalnego wyborcy,
– wyluzuj trochę z wychowaniem dzieci, nie masz aż takiego wpływu na ich przyszłość – argumentował w Selfish reasons to have more kids,
– edukacja to strata czasu i pieniędzy – przekonywał w Edukacji pod lupą,
– otwórzmy granice, argumentuje teraz w Otwartych graniach.
A w planach jest już kolejna książka – na temat biedy – na którą niecierpliwie czekam, bo i tu Caplan zamierza włożyć kij w mrowisko utartych opinii.

Otwarcie granic się opłaca
Główną tezę Otwartych granic można podzielić na dwie mniejsze: ekonomiczną i etyczną. Teza ekonomiczna głosi, że otwarcie granic oznaczać będzie w dłużej perspektywie czasowej ogromny wzrost gospodarczy – możliwe jest nawet zwiększenie światowego PKB o 2,5 razy. Z wzrostu tego skorzystają zarówno imigranci, jak i społeczności, które ich przyjmą. Otwarcie granic opłaci się więc wszystkim. W tym ujęciu granice jawią się jako wzniesiony sztucznie mur, który oddziela niezwykle produktywne rzesze ludzi od gospodarek, który mogłyby z ich produktywności skorzystać.

Dlaczego osoby, które nie były zbyt produktywne w krajach rozwijających się, miałyby nagle stać się produktywne po przekroczeniu granic krajów rozwiniętych? Czy przekroczenie granic zmienia nieproduktywnych w produktywnych? Tak, ponieważ produktywność tylko częściowo zależna jest od naszych cech, w istotnym stopniu generowana jest zaś przez bycie częścią sprawnie działającej gospodarki czy szerzej: dobrze funkcjonującej kultury. Lepiej być (przynajmniej z finansowego punktu widzenia) niezbyt rozgarniętym członkiem dobrze funkcjonującej kultury niż wybitnym członkiem kultury opartej na nieefektywnych zasadach. Nie jest więc tak, że zarabiasz tak dobrze w porównaniu z ludźmi w krajach rozwijających się, bo jesteś taki świetny, jest raczej tak, że gospodarka/kultura, w której żyjesz, jest tak świetna, że możesz w niej o wiele efektywniej spożytkować swoje talenty.

Czego jednak brakuje krajom rozwijającym się, a co znajduje się w krajach rozwiniętych? Dobrego prawa, technologii, kapitału, dobrych praktyk biznesowych (poczynając od tak fundamentalnych kwestii jak liczenie kosztów, księgowość, dbanie, by pracownicy pojawiali się punktualnie w pracy), służby zdrowia, stabilnego otoczenia (brak przestępczości), tradycji, edukacji, możliwości otrzymania kredytu i wielu innych rzeczy. Osoba opuszczająca kraj, w którym wszystkie te rzeczy kuleją, i przenosząca się do kraju, w którym rzeczy te zasadniczo działają, automatycznie staje się o wiele bardziej produktywna. W jednym z wywiadów Caplan wyjaśnia to nastepująco: „Nawet jeśli w nowym państwie będziesz jedynie pucybutem, którego zadaniem jest oszczędzać czas twoich klientów, tak by nie musieli go przeznaczać na czyszczenie butów, będziesz zarabiał dużo więcej, gdyż czas twoich nowych klientów jest o wiele bardziej cenny niż czas twoich klientów w kraju, który opuściłeś”. Jak wskazuje Caplan, imigranci wzbogaciliby nie tylko siebie, ale również kraje, do których by przybywali. Nie wchodząc w ekonomiczne zawiłości, wynika to z prostego faktu, że w nowoczesnej gospodarce rynkowej, pojawienie się kolejnej osoby jest raczej powodem do radości niż smutku, nie ma bowiem żadnego naturalnego limitu osób, które taka gospodarka może wchłonąć. Wyobraź sobie, że na bezludną wyspę, na której znalazło się dziesięć osób, przybywa kolejny rozbitek. Nie pomyślałbyś chyba, że to powód dla zmartwienia, dla tej pierwotnej dziesiątki.

Otwarcie granic jest sprawiedliwe
Teza etyczna mówi, że zakazywanie ludziom przekraczania granic państwowych jest głęboko niemoralne, ponieważ bez uzasadnionego powodu odbiera ludziom szansę na przeniesienie się w miejsce, w którym mogliby oni polepszyć swoje życie. Według Caplana zło tego działania jest tym większe, w im trudniejszej sytuacji znajduje się osoba chcą przekroczyć granice. A ponieważ wiele osób, które w poszukiwaniu lepszego życia chciałoby dostać się do bogatych zachodnich krajów, żyje w skrajnym ubóstwie, zło to wydaje się bardzo duże. Na rzecz tej tezy Caplan argumentuje na dwa sposoby. Po pierwsze, odwołuje się do argumentacji intuicyjnej (idzie tu śladami swego „ulubionego filozofa” Michaela Huemera), po drugie wskazuje, że wszystkie najważniejsze teorie etyczne skłaniają nas do poparcia idei otwartych granic.

Czy w libertarianizmie skończyła się epoka rothbardyzmu-hoppeanizmu i nastała epoka huemeryzmu-caplanizmu? Zamiast rozumowo odkrytych zasad moralnych intuicje? Zamiast aprioryzmu dane?

Argumentując w trybie intuicyjnym, Caplan nie powołuje się na żaden system etyczny (musisz wierzyć, że coś jest dobre, bo tak mówią profesorowie etyki), ale apeluje do szeroko rozpowszechnionych intuicji moralnych czytelników (już teraz wiesz, co jest dobre, ja tylko pomogę ci rozjaśnić twoje myśli). Wyobraź sobie, że w wyniku kryzysu gospodarczego w mieście X panuje bardzo trudna sytuacja gospodarcza. A, który wychował się w X, nie ma się z czego utrzymać i przymiera głodem. Z bólem serca (nie chce opuszczać rodzinnego X) decyduje się udać do miasta Y, w którym B, właściciel wielkiej fabryki, szuka ludzi do pracy. Jednak w całą sprawę miesza się C, który ogłasza, że jeśli A pojawi się w Y, zostanie schwytany, uwięziony i następnie deportowany do X. Nasuwają się tu dwa pytania: „czy C ma moralne prawo tak postąpić?” oraz „jakie warunki musiałyby zaistnieć, by C miał prawo tak postąpić?”. A jeśli przyznamy, że C nie ma prawa tak postępować, to czy prawo postępować w ten sposób ma państwo? Czy jeśli pewne rzeczy są złe, gdy robi je jednostka, to nie będą również złe, gdy dopuści się ich państwo?

Oczywiście, możemy wyobrazić sobie sytuację, w której takie działanie ze strony C byłoby uzasadnione. Przykładowo, C może mieć uzasadnione przekonanie, że A wcale nie przyjechał do Y, by szukać pracy, ale że ma zamiar zdestabilizować sytuację polityczną w tym mieście. Albo A może mieć zamiar „doić” funkcjonujący w Y system pomocy potrzebującym. Możemy wymyślić wiele tego typu powodów, możemy również spierać się o ich zasadność. Ostatecznie jednak przykład ten mówi nam, że trzeba mieć dobry powód, by móc zabraniać przemieszczania się komuś, kto chce poprawić swój byt, w innym wypadku ryzykujemy bowiem dopuszczenie się niesprawiedliwości czy zła. Istnieje wielka różnica między twierdzeniem „są sytuacje, w których sprawiedliwe państwo może nie wpuścić kogoś na swój teren” a stwierdzeniem „państwo ma prawo nie wpuszczać ludzi na swój teren i nie ma obowiązku się z tego tłumaczyć”. Nie musimy w tym miejscu rekonstruować libertariańskiej teorii imigracji (nie jest wcale taka prosta, jak może się zdawać), istotne, by rozumieć, że przedstawiona argumentacja intuicjonistyczna wystarczy, by otworzyć temat granic. A może i same granice.

Caplan wzbogacą argumentację intuicyjną, wskazując, że otwarcie granic jest właściwym rozwiązaniem nawet wtedy, gdy jesteśmy zwolennikami bardziej teoretycznych form etyki. Jak argumentuje, niezależnie od tego, czy popieramy utylitaryzm, egalitaryzm, kantyzm, libertarianizm czy może chrześcijaństwo, powinniśmy opowiadać się za otwartymi granicami.

Jesus was an open borderist!

Tezy Caplana – imigracja jest sprawiedliwa, imigracja jest efektywna – mogą wydawać się wielu osobom dość intuicyjne. Po pierwsze, na tej samej zasadzie, na jakiej ktoś spod Radomia ma prawo przyjechać do pracy w Warszawie, na tej samej zasadzie ktoś z Afryki powinien mieć prawo przyjechać do pracy w Warszawie (lub pod Radom). Po drugie, na tej samej zasadzie, na jakiej spodziewamy się, że przeniesienie się spod Radomia do Warszawy będzie korzystne ekonomicznie zarówno dla przyjezdnego, jak i dla warszawiaków, mamy prawo myśleć, że korzystne będzie przeniesienie się z Afryki do Warszawy. Równocześnie jednak tezy te zdają się kontrowersyjne. Dlaczego?

Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice
Pierwsza wątpliwość związana może być tzw. błędem stałej ilości pracy (lump of labour fallacy), a więc przekonaniem, że ilość pracy w gospodarce jest stała i że pojawienie się imigrantów, oznaczać będzie pogorszenie sytuacji wszystkich, ponieważ tę samą ilość pracy podzielić będzie trzeba na większą liczbę osób. O wiele większy niepokój budzi jednak idea imigrantów, którzy przybywają do zamożnych państw z myślą o wykorzystywaniu istniejącego w nich systemu socjalnego. Tacy imigranci socjalni, w przeciwieństwie do imigrantów ekonomicznych, nie imigrują w poszukiwaniu pracy, ale w poszukiwaniu zasiłków.

Caplan argumentuje przekonująco, że znane hasło „albo państwo opiekuńcze, albo wolna imigracja” nie znajduje poparcia w danych. Możemy mieć i to, i to. Wskazuje on, że nawet po uwzględnieniu istnienia państwa opiekuńczego migranci wzbogacaliby gospodarki, w których by się pojawiali. (Oczywiście jako libertarianin Caplan chętnie zlikwidowałby państwo opiekuńcze, ale nie tak argumentuje w swej książce. W istocie Caplan w Otwartych granicach nie tylko nie presuponuje libertarnianizmu, ale unika mówienia na jego temat, chcąc pokazać, że przedstawione propozycje są właściwe nie tylko z punktu libertarianizmu, ale również z innych punktów widzenia. Jest to taktyka często stosowana również przez Huemera.)

Oczywiście, imigranci różnią się od siebie. Jeśli przyjmowano by niedyskryminacyjnie wszystkich imigrantów, zyski byłyby mniejsze, niż gdyby przyjmowano jedynie niektórych. Najmniej korzystni dla gospodarki są imigranci podeszli wiekiem (szczególnie ci niewykwalifikowani), którzy będą jedynie obciążać system opieki społecznej (nazwijmy ten podtyp imigracji socjalnej do imigracją emerytalną). Najkorzystniejsi są imigranci, którzy mają za sobą okres edukacji (szczególnie ci wysoko wykwalifikowani), nie trzeba bowiem za tę edukację płacić – pamiętajmy, co Caplan myśli o edukacji (z drugiej strony jednak edukacja jest dobrym narzędziem asymilacji). Czy idea otwartych granic wymaga jednak od nas niedyskryminacyjnego wpuszczania wszystkich, czy jesteśmy w stanie zgodzić się na taką dyskryminację (w tym kontekście używamy tego pojęcia w sposób nienacechowany aksjologicznie)? Do kwestii tej jeszcze wrócimy. Ostatecznie jednak Caplan twierdzi, że dobre powody, by myśleć, że imigranci polepszą sytuację w kraju, do którego przybywają, i bardzo dobre powody, by myśleć, że sytuację te polepszą imigranci wpuszczani przy zastosowaniu jakichś metod selekcji.

Westernizacja imigrantów czy regres Zachodu?
O wiele bardziej niepokojące wydają się kwestie społeczno-kulturowo-polityczne. Jeden z podstawowych problemów może wyglądać tak. Model ekonomiczny, na którym opiera się teoria Caplana, zdaje się zakładać, że imigrantów interesować będzie przede wszystkim dostatnie życie. Przybywający do zachodnich krajów imigranci przywiozą ze sobą oczywiście pewien kulturowy bagaż, z biegiem czasu jednak ulegną oni westernizacji. Nie oznacza to, że zupełnie zatracą swoją dawną tożsamość, nie mniej jednak, gdy ich wartości wejdą w kolizję z wartościami zachodnimi, ostatecznie wygrają (lub zdobędą dominującą przewagę) te ostatnie. Albo odrzucą oni wartości niezachodnie, albo stworzą ich nową, możliwą do pogodzenia z wartościami zachodnimi wersję. Caplan zakłada więc, że imigranci posiadają (i posiadać będą) słabe tożsamości. W istocie, wydaje się, że zakłada on, że defaultowo wszyscy posiadamy słabe tożsamości, silne tożsamości są bowiem przydatne jedynie w sytuacji kryzysu czy zagrożenia. Ponieważ dawne społeczności żyły w stanie permanentnego zagrożenia, silne tożsamości były w nich niezwykle rozpowszechnione, co powoduje, że wielu z nas myśli, że są one w jakiś sposób naturalne. Wszyscy ludzie tak naprawdę chcą tego samego – długiego i dostatniego życia dla siebie i swoich rodzin – a różnego rodzaju silne tożsamości, które czasem przyjmują, są produktem niesprzyjających warunków do życia i wraz z zaniknięciem tych (migracją do krajów zachodnich) zostaną (w tym lub następnym pokoleniu) odrzucone.

Bryan Caplan i kamień ekonomiczny
Tutaj pojawia się interesujący problem. Kraje rozwinięte uwikłane są w dziwne relacje z krajami rozwijającymi się. Wiele żyjących na Zachodzie osób wierzy, że jesteśmy w jakiś sposób odpowiedzialni za sytuację tych ostatnich – czy to dlatego, że powinniśmy odkupić (realne i urojone, swoje i cudze) winy kolonizacji, czy to ze zwykłej przyzwoitości. Równocześnie istnieje problem różnic kulturowych. Z jednej strony wierzymy (choć nie wszyscy się do tego przyznają), że nasze wartości są tymi właściwymi (nieuchronność etnocentryzmu), z drugiej chcemy zachować pewną elastyczność, margines błędu moralnego. Wydaje się, że idea otwartych granic elegancko (podejrzanie elegancko?) rozwiązuje te problemy: zarówno chęci pomocy krajom rozwijającym, jak i chęci promowani wartości zachodnich bez imperializmu. Pomoc nie polega tu na przekazywaniu pieniędzy rządom innych państw (co jest silnie korupcjogenne – dla obu stron) ani na próbach demokratyzowania krajów, które demokratyzowane być nie chcą, ale na umożliwieniu chętnym spośród mieszkańców tych krajów dołączenia do naszej gospodarki i kultury.

Caplan wierzy więc, że odnalazł „kamień ekonomiczny”, który rozwiąże na raz olbrzymią liczbę problemów ekonomiczno-polityczno-społecznych: pomoże zarówno imigrantom, jak i naszej gospodarce (odwróć kolejność, jeśli jesteś egoistą), spowoduje westernizację bez imperializmu, wzbogaci Zachód elementami kultur niezachodnich (choć przykłady, które podaje, to głównie jedzenie) i, wreszcie, zapewni pokój, bo nie opłaca się bombardować kraju, z którym się handluje. Miast narzucać nasze wartości innym kulturom, umożliwimy im ich odkrycie tych wartości. W istocie więc nie jest to tak naprawdę westernizacja, ile raczej proces powolnego odkrywania przez różne kultury tych samych, uniwersalnych wartości. Konwergencja, która tylko przygodnie ma charakter konWESTrgencji (czuję, że ten termin się nie przyjmie). Jeśli Caplan ma rację, to za pomocą jednej polityki jesteśmy w stanie zrealizować cele stawiane sobie zarówno przez liberałów, jak i lewicowców.

Takie słodziaki, a wy nie chcecie przyjąć.

Czy jednak Caplan ma rację? Czy te tożsamości rzeczywiście są słabe? Czy muzułmanie przybywający do państw Zachodu porzucą swą religię lub stworzą jakąś jej liberalną wersję, pop-islam lub lib-islam? Czy przybywający do Europy Afrykanie będą traktować społeczeństwa, w których się znajdą, jako swoje wspólnoty, czy może będą próbowali zrobić wszystko, co się da, by zmienić je w społeczeństwo, które znają ze swej ojczyzny (odbudowując na przykład hierarchie płciowe i plemienne)? Czy imigranci i ich dzieci będą rozsądnie głosować w wyborach? Czy nie zbanują wolności i nie zcancelują tolerancji? Caplan przedstawia dużo argumentów wskazujących, że historia imigracji do USA (i innych państw) dowodzi, że imigranci asymilują się, uczą języka i liberalizują się. Jeśli nie w pierwszym, to w drugim pokoleniu. A nawet jeśli nie zawsze idzie im to tak łatwo, to – jak twierdzi Caplan – wpływ poglądów imigrantów na realizowane polityki nie jest zbyt wielki. Z faktu, że w społeczeństwie istnieje jakaś grupa osób o poglądach X, nie wynika w żaden osobisty sposób, że społeczeństwo będzie dryfowało w stronę poglądów X. Jeśli osoby te nie są zorganizowane i nie posiadają kapitału symbolicznego, nikt nie będzie przejmował się ich poglądami. I zanim osoby te się spostrzegą, zdążą się już zwesternizować.

Błąd nieuzasadnionej ekstrapolacji
Zastanawiając się nad tymi problemami, możemy przejść do podstawowej wątpliwości, jaką rodzić może książka Caplana. Czy Caplan nie popełnia jakiejś formy błędu nieuzasadnionej ekstrapolacji. Czy z faktu, że dane mówią o tym, że w przeszłości osoby przybywające do USA z określonych miejsc w określonej liczbie nie spowodowały negatywnych konsekwencji, możemy wyciągnąć wniosek, że w przyszłości osoby przybywające z innych miejsc i przybywające w dużo większej liczbie nie spowodują negatywnych konsekwencji? Czy z faktu, że historycznie kwestie takie jak transport w naturalny sposób ograniczały imigracje, możemy wnioskować, że gdyby USA teraz otworzył granice (gdy koszty transportu są o wiele niższe), imigracja nadal przebiegałaby stopniowo? Czy z faktu, że inne państwa nie korzystały obficie z imigracji jako narzędzia destabilizacji innych państw (sytuacja na granicy z Białorusią), wynika, że nie będą tego robić w reżimie otwartych granic? I wreszcie, czy z faktu, że stanowiący 1% populacji imigranci asymilują się, możemy wywieść wniosek, że równie dobrze (lub prawie również dobrze) będą się asymilować, gdy będzie ich 10 lub 30%? I tak dalej. Problem z danymi polega na tym, że opisują one historię. Czasem dane pozwalają stworzyć jakieś trwałe prawo czy zasadę, dzięki czemu tracą swój ledwie historyczny charakter (dane marzą, by stać się podstawą prawa), ale, jak się zdaje, w kwestiach takich jak długotrwały polityczno-społeczno-gospodarczy wpływ imigracji na społeczeństwo nie ma żadnych żelaznych praw. Dlatego też mamy prawo obawiać się, że wprowadzenie na szeroką skalę tego typu polityk mogłoby wiązać się z poważnymi problemami. Ostatecznie więc najlepszy argument przeciw imigracji zdaje się argumentem konserwatywnym: wspólnotę trudno zbudować, a łatwo zniszczyć, trzeba być więc ostrożnym w jej reformowaniu. A wprowadzenie polityki otwartych granic jest jedną z najbardziej radykalnych reform, jakie można sobie wyobrazić.

Co na to Edmund Burke? Zanim posłuchacie porady „człowieka od danych”, dwa razy się zastanówcie, możecie bowiem uruchomić mechanizmy, których nie rozumiecie i których nie będziecie w stanie kontrolować.

Istnieją dwa sposoby, na które można odpowiedzieć na te zarzuty. Po pierwsze, może próbować pokazać, że te ekstrapolacje są w każdym wypadku uzasadnione. Po drugie, i tej sprawie poświęcimy nieco więcej miejsca (także dlatego, że jest prostsza), można argumentować, że nawet jeśli niepokoje te są uzasadnione, to są uzasadnione tylko w kontekście całkowitego lub bezwarunkowego otwarcia granic. Idea otwartych granic może być bowiem traktowana jako idea bardziej otwartych granic. Zapytajmy więc, jak bardzo powinny być otwarte granice. Jeśli spojrzymy na sprawy w ten sposób, nie będzie łatwo uzasadnić, że powinny być otwarte dokładnie w ten sposób, w jaki są otwarte obecnie. Jeśli, jak wskazuje Caplan, istnieją potencjalne astronomiczne zyski związane imigracją, ale przesadna imigracja może powodować pewne niepokojące konsekwencje, z pewnością istnieje jakiś punkt, w którym zmaksymalizujemy ekonomiczne i moralne zyski z imigracji. Z pewnością nie znajdujemy się w tym punkcie.

Rozwiązania punktowe
Co więcej, możemy sterować nie tylko zakresem imigracji, ale również sposobem, w jaki jest on realizowana. Caplan zapożycza tu od Tima Horforda, autora książki Undercover Economist, pojęcie keyhole solutions, które nawiązuje do chirurgii minimalnie inwazyjnej. Zamiast rozcinać brzuch pacjenta, współcześni chirurdzy starają się, jeśli jest to tylko możliwe, wykonać jedynie niewielkie nacięcia (wielkości dziurki od klucza, stąd nazwa), przez które umieszczają kamerę oraz narzędzia chirurgiczne. Skoro musimy zrobić pacjentowi krzywdę, niech będzie ona minimalna. Tłumaczka tłumaczy to jako „rozwiązanie wytrych”, choć może nieco lepszym – lecz mniej zgrabnym – tłumaczeniem byłoby określenie „rozwiązania punktowe”. O tego typu rozwiązaniach Caplan mówił już wcześniej w kontekście anarchizmu i państwa minimalnego. Jeśli anarchokapitalizm nie potrafi poradzić sobie z jakimś problemem związanym z produkcją bezpieczeństwa, prawa i rozstrzyganiem sporów, nie powinniśmy od razu całkowicie monopolizować produkcji tych dóbr, ale zaprojektować rozwiązania punktowe, które pozwolą zachować jak największy zakres rozwiązań dobrowolnych. Libertarianie i liberałowie powinni pamiętać, że zawsze gdy – z tych czy innych względów – musimy zgodzić się na ograniczenie wolności, wybierać powinniśmy tego typu rozwiązania punktowe.

Jak wyglądać mogą rozwiązania punktowe w kontekście imigracji? Caplan wskazuje na przykład, że jeśli boimy się negatywnego wpływu politycznego imigrantów, możemy maksymalnie opóźniać proces naturalizacji, jeśli zaś boimy się obciążenia systemu opieki społecznej, możemy opóźnić moment, w którym imigranci będą zdobywać prawo do otrzymywania tego typu świadczeń. Takich rozwiązań można wymyślić oczywiście więcej. Jeśli po jednej stronie postawimy ogromne ekonomiczne i moralne zyski z bardziej otwartych granic, po drugiej zaś zagrożenia związane z niekontrolowalną imigracją, zastosowanie punktowych rozwiązań pozwoli nam maksymalnie przesunąć się w stronę imigracji (na tej samej zasadzie na jakiej projektując państwo minimalne, chcemy maksymalnie przesunąć się w stronę anarchizmu).

Caplanowska opowieść o rozwiązaniach punktowych może wydawać się nieco naiwna. Fine tuning czy manipulowanie pokrętłami, o którym mówi, to narzędzia rzadko stosowane w demokracji. Politycy nie troszczą się o minimalnie inwazyjne działanie, co gorsze, nie troszczy się o nie również duża część wyborców (jak mówił Mitch Hedberg: „Imagine if the headless horseman had a headless horse. That would be fucking chaos”). Z tego względu ci, którzy obawiają się liberalnych polityk imigracyjnych, mają prawo bać się, że pokrętła – niezależnie jak czułe – będą i tak maksymalnie przekręcone. To jednak być może przesada, nawet jeśli niemożliwy jest fine tuning, to znajdujemy się tak daleko od maksymalizacji zysków z imigracji, że powinniśmy zgodzić się liberalizację naszych polityk w tym zakresie.

Oni będą zajmować się fine tuningiem. Możesz woleć jednego z nich, ale nie od ciebie zależy, który z nich będzie rządził.

Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica
Na koniec napisać trzeba jeszcze parę słów na temat odmiennego spojrzenia na problem granic, które może mieć polski czytelnik. Łatwo mówić o otwieraniu granic, gdy jest się wielkim, zajmującym pół kontynentu mocarstwem z wojskowym budżetem przekraczającym 700 miliardów dolarów. Mniej zachęcająco wygląda to, gdy jest się państwem na skraju Europy, które graniczy z mającą imperialistyczne zapędy Rosją. Byłoby dobrze, gdybyśmy o propozycjach Caplana myśleli z tym zastrzeżeniem. Projekt otwartych granic jest w pewnym sensie długofalowym projektem globalnym (USA są państwem na tyle potężnym, że mogą angażować się w globalne projekty), a nie programem polityki dla krajów takich jak Polska do zrealizowania w następnym kwartale. Co nie zmienia faktu, że Polska powinna dobrze przeanalizować ów projekt i starać się już teraz zmaksymalizować – moralne i ekonomiczne – zyski płynące z bardziej otwartych granic, a do problemów związanych z imigracją podejść, korzystając z sensownych rozwiązań punktowych. Słowem: potrzebna nam jest ambitna etyka i rzetelna ekonomia.

Otwarte granice możesz kupić pod tym linkiem. Wykorzystując mój kod: stanislawwojtowicz.pl, kupisz książkę z 25% rabatem!

Udostępnij

5 Comments:

  1. Duży plus za cywilizowanie niektórych konfiarzy, którzy mają ciągotki w stronę soft-rasizmu („ciapaci” itp).
    Drugi plus za SMBC style 🙂

    Z drugiej strony – uwagi do przemyślenia:
    1. Przecież już teraz państwa mają dość zniuansowane (fine tuning) polityki imigracyjne (różne dla różnych krajów źródłowych, różne dla różnych grup zawodowych, inne traktowanie imigranci vs uchodźcy, zielone karty, loterie wizowe, pule itp.).
    2. Co jeżeli skutkiem pełnego otwarcia granic będzie drastyczny wzrost popularności prawicowego ekstremizmu? (i nie – nie musi to być „naturalny” efekt, może być sztucznie potęgowany przez polityków i niektóre media / internet lub napędzany ludzkimi atawizmami, co już widzieliśmy w 2015)
    3. Co z problemem „drenażu mózgów” w krajach będących źródłem imigracji? Jeżeli najaktywniejsi i najbardziej niezadowoleni wyjadą stamtąd to kto te kraje zreformuje? To może być efekt pogłębiający nierówności, jak „grodzone osiedla vs slumsy” zamiast sensownej polityki urbanistycznej. Lub „elitarne płatne szkoły” drenujące zadbane dzieci vs „bieda-szkolnictwo publiczne”, gdzie zdolni-ale-biedni nie mogą się rozwijać.
    4. To globalne rozwarstwienie to w ogóle szerszy, ważny i pominięty we wpisie problem – odpowiedzialność na dłuższą metę to „zrównoważony rozwój”, a nie ciągłe fale migracyjne. Migracja nie jest przyjemnością, to najczęściej bolesna konieczność – rozłąka, ryzyko. Zgoda – na krótką metę „pomaganie tylko na miejscu” jest mitem i w wielu sytuacjach trzeba się bardziej otworzyć na migrację. Ale to nie może być jedyna propozycja na problemy wojen, prześladowań, głodu, katastrofy klimatycznej, upadku rolnictwa, kryzysów ekonomicznych, epidemii itp. Zostawienie tych obszarów samym sobie to zafundowanie sobie ciągłych wylęgarni teroryzmu, przestępczości czy oddanie ich (globalnie niekorzystynym) wpływom Chin czy Rosji.
    5. Pytasz „Czy muzułmanie przybywający do państw Zachodu porzucą swą religię lub stworzą jakąś jej liberalną wersję, pop-islam lub lib-islam?” ale to jest źle postawione (a może tylko niezgrabnie sformułowane) pytanie, bo ISIS czy inny islamizm to tylko niewielki odsetek islamu. Muzułmanie już teraz – u siebie – na ogół wyznają umiarkowany islam, zwłaszcza ci z dużych ośrodków miejskich. Trochę to protekcjonalne.
    6. Stawiasz opozycję: korzyści ekonomiczne vs zagrożenia kulturowe, zupełnie pomijając korzyści kulturowe. Tak jakby imigranci nigdy nie wnosili nic wartościowego do kultury kraju docelowego.

    Na koniec odległa analogia – ale poszerzająca dyskurs w zakresie dywagacji etycznych z wpisu: czy etycznym jest zezwolenie KAŻDEMU pasażerowi tonącego statku na wejście do szalupy, gdy wiemy, że liczba pasażerów chcących na nią wsiąść spowoduje jej szybkie zatonięcie?

    1. „1. Przecież już teraz państwa mają dość zniuansowane (fine tuning) polityki imigracyjne (różne dla różnych krajów źródłowych, różne dla różnych grup zawodowych, inne traktowanie imigranci vs uchodźcy, zielone karty, loterie wizowe, pule itp.).”

      No tak, ale loterie wizowe, zielone karty i pule to właśnie nie fine tuning, tylko grube rozwiązania, które powodują, że wpuszcza się według Caplana o wiele za mało imigrantów. Chodzi o to, by wpuścić maksymalnie dużo, a ewentualne problemy z tym związane rozwiązywać punktowo (np. okresami karencji odnośnie obywatelstwa czy socjalu), a nie poprzez niewpuszczanie.

      „2. Co jeżeli skutkiem pełnego otwarcia granic będzie drastyczny wzrost popularności prawicowego ekstremizmu? (i nie – nie musi to być „naturalny” efekt, może być sztucznie potęgowany przez polityków i niektóre media / internet lub napędzany ludzkimi atawizmami, co już widzieliśmy w 2015)”

      Bardzo dziwny argument. Nie stosujemy polityk nieprawicowych, bo ich stosowanie spowoduje wzrost nastrojów prawicowych.
      Caplan odnosi się do kwestii stosunku rodzimych społeczności i twierdzi, że im większa ekspozycja na inność, tym większa tolerancja dla inności. Twierdzi, że w stanach, gdzie jest dużo imigrantów, stosunek do imigracji jest lepszy. Oczywiście może tu zachodzić odwrotna przyczynowość, ale z tym też polemizuje, może już nie tak przekonywająco.

      „3. Co z problemem „drenażu mózgów” w krajach będących źródłem imigracji? Jeżeli najaktywniejsi i najbardziej niezadowoleni wyjadą stamtąd to kto te kraje zreformuje? To może być efekt pogłębiający nierówności, jak „grodzone osiedla vs slumsy” zamiast sensownej polityki urbanistycznej. Lub „elitarne płatne szkoły” drenujące zadbane dzieci vs „bieda-szkolnictwo publiczne”, gdzie zdolni-ale-biedni nie mogą się rozwijać.”

      O drenażu też mówi, może trochę powierzchownie. Ale czy jak Polak chce wyjechać do Berlina na studia, to mamy go nie wypuścić, bo ma zostać w Polsce i reformować nasz kraj?
      Inna sprawa, że może być tak, że z niektórych krajów trzeba po prostu się zrywać, bo nie mają przyszłości.
      Trzeba by sprawdzić, czy zwiększenie imigracji z kraju X jest jakoś skorelowane z tym, że ten kraj idzie do przodu, czy powoduje, że kraj zostaje w tyle.

      „4. To globalne rozwarstwienie to w ogóle szerszy, ważny i pominięty we wpisie problem – odpowiedzialność na dłuższą metę to „zrównoważony rozwój”, a nie ciągłe fale migracyjne”.

      Ale to zakłada, że jakiś rząd światowy będzie tym zarządzał. „Sorry, musicie zostać w tym miejscu, bo liderzy „na forum OeNZet” zadecydowali, że „zrównoważony rozwój””. To mało libertariańskie. Caplan chce obalić mury, a nie pędzić krowy.

      „Migracja nie jest przyjemnością, to najczęściej bolesna konieczność – rozłąka, ryzyko.”

      Niech ludzie decydują.

      „Pytasz „Czy muzułmanie przybywający do państw Zachodu porzucą swą religię lub stworzą jakąś jej liberalną wersję, pop-islam lub lib-islam?” ale to jest źle postawione (a może tylko niezgrabnie sformułowane) pytanie, bo ISIS czy inny islamizm to tylko niewielki odsetek islamu. Muzułmanie już teraz – u siebie – na ogół wyznają umiarkowany islam, zwłaszcza ci z dużych ośrodków miejskich. Trochę to protekcjonalne.”

      No ja widzę to inaczej, nie mniej jednak Caplan sugeruje, że jak ktoś się boi islamu, to lepiej rozpuścić islam w Zachodzie niż koncentrować go na jednym obszarze i czekać aż wybuchnie. A w kwestii relacja między fundamentalistami a umiarkowanymi, to problem jest taki, że 10% fundamentalistów może dominować 90% umiarkowanych.

      „Stawiasz opozycję: korzyści ekonomiczne vs zagrożenia kulturowe, zupełnie pomijając korzyści kulturowe. Tak jakby imigranci nigdy nie wnosili nic wartościowego do kultury kraju docelowego.”

      Złośliwie w kierunku Caplana napisałem, że potrafi wymienić tylko jedzenie. To, czy wnoszą coś wartościowego, zależy od twoich preferencji. To jest silnie subiektywne. Wyobrażam sobie, że ktoś może nie czuć się ubogacony obecnością imigrantów, i nie będzie w tym nic złego.

      „czy etycznym jest zezwolenie KAŻDEMU pasażerowi tonącego statku na wejście do szalupy, gdy wiemy, że liczba pasażerów chcących na nią wsiąść spowoduje jej szybkie zatonięcie?”

      Wiadomo, że nie. Dlatego fine tuning.

  2. „Czasem dane pozwalają stworzyć jakieś trwałe prawo”

    >>> stworzyć <<< ?

    Przydało by mi się trwałe prawo grawitacji działające w przeciwną stronę.
    Albo chociaż jakieś nietrwałe, żeby sobie przez chwilę polatać 😛

  3. ” Co z problemem „drenażu mózgów” w krajach będących źródłem imigracji? ”
    – nie rozumiem : jeśli ktoś chce zachować swój potencjał um. dla ojczyzny, to zostaje , a jeśli woli wyjechać, to – ” niech” ! Jeśli zaś np Sceptyk miałby mieć prawo decydowania za owego emigranta, to znaczy dokładnie tyle, że UŻYWA innego człowieka do realizacji swego celu. Aha: ” szczytność ” owego celu nie ma znaczenia , cel nie uświęca środków i nie może ograniczać indywidualnej wolności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.