Na stronie Instytutu Misesa ukazał się właśnie mój tekst zatytułowany „Libertarianizm a problem finansowania kultury”, w którym wyjaśniam, dlaczego państwo powinno przestać finansować kulturę (obniżając równocześnie wielkość podatków). Zapraszam do lektury i komentowania!
Stanisław Wójtowicz, Libertarianizm a problem finansowania kultury
Wersja audio:
Wszystkie zamieszczone na blogu teksty są bezpłatne. Jeżeli chciałbyś wesprzeć istnienie bloga i przyczynić się do promocji idei wolnościowych, proszę o wpłaty na konto.
Santander Bank
31 1090 1447 0000 0001 0168 2461
„Wiele z form kultury wysokiej, które aktualnie finansuje państwo, jest przez część społeczeństwa traktowana nie jako ekonomiczne dobro, ale jako ekonomiczne (a często także moralne) zło. Przykładowo, ateiści niechętnie spoglądają na wspieranie kultury religijnej, konserwatyści na wspieranie kultury podważającej tradycyjne modele społeczne, feministki na wspieranie kultury utrwalającej patriarchat i tak dalej.”
To spostrzeżenie zostało poczynione w sekcji artykułu poświęconej problemom metodologicznym. Ale to jest równocześnie bardzo silny argument o charakterze etycznym. Sytuacja w której ktoś jest zmuszany do finansowania dzieł/treści które uważa za bluźniercze czy nieetyczne to coś znacznie poważniejszego niż sytuacja, w której zostajemy zmuszeni do finansowania czegoś co nas kompletnie nie obchodzi. Może warto ten wątek rozwinąć w sekcji wcześniejszej.
Tak, racja.
Argument można rozwinąć i metodologicznie, i moralnie.
Przykładowo, w 2001 roku wystawiono instalacje Doroty Nieznalskiej pt. „Pasja”, której elementem było zdjęcie genitalniów męskich zawieszone na krzyżu.
Trudno dowodzić, że choć katolicy zostali opodatkowani, by z ich pieniądzy sfinansować takie dzieło (załóżmy, że było tu finansowanie państwowe), to ZYSKALI na jego sfinansowaniu, gdyż katolicy mogą uważać, że powstanie „Pasji” jest samo w sobie niekorzystne (lepiej byłoby, gdyby zostali opodatkowani i artystka wydała pieniądze na wakacje, a nie na stworzenie dzieła).
Ale można też argumentować, że odbieranie przymusem pieniądzy, by potem sfinansować z nich dzieło oobrażające podatników, jest tym bardziej moralnie wątpliwe.
Bardzo dobry tekst, zwłaszcza część metodologiczna, która, jak słusznie pisze autor, nie jest specyficznie libertariańska. To skądinąd ciekawe, że w celu przekonania innych do swoich tez libertarianie wychodzą poza swoją filozofię w kierunku ekonomii, prakseologii, teorii racjonalnego wyboru, wyboru publicznego. Na poziomie filozofii rozważania te ucina brzytwa Okchama. Państwo jest nieetyczne, więc nie ma miejsca na finansowanie przez nie czegokolwiek. Kropka. Ale retorycznie to argumenty niefilozoficzne są niejednokrotnie najistotniejsze. To świadczy o naszej epoce, która jest merkantylna, a nie moralna.
Jeśli chodzi o uwagi, to mam dwie. Nie sądzę, że jakby państwo nie zabierało pieniędzy obywatelom, toby ją wydawali na tworzenie miejsc kultury (chyba, że źle zrozumiałem argument, bo słuchałem tekstu w wersji audio [https://www.youtube.com/watch?v=IYHfpXv2xmM]). To jest argument typu „czego nie widać” i on ma wg mnie ograniczone zastosowanie.
Nie sądzę też, że jakby ludzie nie odwiedzali miejsc typu Wawel i nie płacili za bilety, toby znaczyło, że wcale nie jest on dla nich cenny. To nie jest tak, że Wawel jest cenny jako miejsce wizyt. Ludzie cenią go jako miejsce tworzące tożsamość, wyobrażoną wspólnotę; jest symbolem, nie trzeba tam bywać, żeby mieć zysk psychiczny z jego istnienia.
„skądinąd ciekawe, że w celu przekonania innych do swoich tez libertarianie wychodzą poza swoją filozofię w kierunku ekonomii, prakseologii, teorii racjonalnego wyboru, wyboru publicznego. Na poziomie filozofii rozważania te ucina brzytwa Okchama. Państwo jest nieetyczne, więc nie ma miejsca na finansowanie przez nie czegokolwiek. Kropka. Ale retorycznie to argumenty niefilozoficzne są niejednokrotnie najistotniejsze. To świadczy o naszej epoce, która jest merkantylna, a nie moralna.”
Libetarianizm jest nieco „schizofreniczny”. Z jednej strony prezentuje się jako oparty na zasadach deontologicznych, z drugiej jego czołowi przedstawiciele to w dużej mierze albo wolnorynkowi ekonomiści, albo osoby wierzące w efektywność wolnego rynku. Rothbard, Hoppe i Block, trzech nieprzejednanych absolutystów, poświęciło dużą część swego pisarstwa na pokazywaniu, że rynek jest efektywny.
Ale tak, deontologiczny libertarianizm by powiedział, że należy być za wolnością, nawet jak nie będzie efektywna, jak w słynnym cytacie z Rothbarda.
Ale już taki Huemrowsko-Caplanowsko-Friedmanowski mógłby uznać, że dobre konsekwencje libertarianizmu są nieodzownym elementem argumentowania na rzecz wolności. Dobre nie oznaczałoby tu jednak maksymalizujące użyteczność, a po prostu przyzwoite. Ci trzej panowie powiedzieliby – jak sądzę – „jesteśmy za wolnością, bo wolność wydaje się sprawiedliwa, a równocześnie jest zasadniczo efektywna. Produkuje na tyle dobre konsekwencje, że naruszanie uprawnień libertariańskich jest nieuzasadnione”.
„Nie sądzę, że jakby państwo nie zabierało pieniędzy obywatelom, toby ją wydawali na tworzenie miejsc kultury (…) To jest argument typu „czego nie widać” i on ma wg mnie ograniczone zastosowanie.”
Nie mówię, że jeśli teraz państwo zabiera ludziom x na kulturę i wydaje 0,9x (0,1c to koszty operacyjne), to gdyby państwo wycofało się z finansowania kultury, ludzie sami wydawaliby x na kulturę. Może tak, może nie. Zapewne jakąś część by wydawali. Przykładowo, jeśli ludzie chodzą teraz do teatrów, do których państwo dopłaca, to pewno chodziliby zamiast tego prywatnych teatrów. Więc nie wiemy, ile by wydawali.
„Nie sądzę też, że jakby ludzie nie odwiedzali miejsc typu Wawel i nie płacili za bilety, toby znaczyło, że wcale nie jest on dla nich cenny. To nie jest tak, że Wawel jest cenny jako miejsce wizyt. Ludzie cenią go jako miejsce tworzące tożsamość, wyobrażoną wspólnotę; jest symbolem, nie trzeba tam bywać, żeby mieć zysk psychiczny z jego istnienia.”
Tak, dlatego tak jak p. Kamil powiedział, Wawel jest dobrem kolektywnym należącym do Polaków. Ale ci Polacy, którzy nie chcą już się na niego składać, nie powinni mieć takiego obowiązku. Więc powinien zostać albo udostępniony jako zarabiające na siebie muzeum, albo przekazany jakieś dobrowolnej fundacji, która zgodziłaby się go utrzymywać i zachować jego obecny charakter. Jeżeli jednakże ludzie nie chcieliby już go utrzymywać (płacąc za bilet lub utrzymując taką fundację), trudno. Nie może być tak, że „Wawel jest dla ludzi cenny”, ale nie chcą za niego płacić.
Ciekawe, czy dla Huemera, Caplana i Friedmana oba warunki są konieczne (sprawiedliwość i efektywność). Jeśli tak, to ich myśl jest mniej odporna niż myśl oparta tylko na jednym warunku.
Co do wydawania x na kulturę, to chodziło mi raczej o stwierdzenie, które zapamiętałem z tekstu, że ludzie za te pieniądze, które pozostałyby w ich kieszeni, tworzyliby usługi kultury. Ale, jak pisałem, nie wiem, czy dobrze to odnotowałem.
Co do Wawelu, jest jeszcze trzecia opcja: jest dla wielu ludzi cenny, ale nikt w żaden sposób na niego nie płaci ani nie zapewnia mu samofinansowania. Wówczas niszczeje, ale nadal może mieć wartość dla ludzi. I raz na 50 lat ktoś może się zlituje i zrobi jakiś remont. W każdym razie, nie ma tu uzasadnionych moralnie widoków na prywatyzację.
„Ciekawe, czy dla Huemera, Caplana i Friedmana oba warunki są konieczne (sprawiedliwość i efektywność). Jeśli tak, to ich myśl jest mniej odporna niż myśl oparta tylko na jednym warunku.”
Wydaje mi się, że oba. Friedman mówi wprost, że prawa są dla niego wartością samą w sobie, ale konsekwencje też są istotne. Tak samo będzie u Huemera, bo wg niego mamy silne intuicje libertariańskie, ale możliwe, że zgodzilibyśmy się je naruszyć, gdyby prowadziły one to złych konsekwencji (pewno nie musiałby to być Nozickowski „horror moralny”).
Takie podejście coś odbiera i coś daje. Odbiera to, że libertarianizm jest uzależniony od dobrych konsekwencji. Daje to, że uzasadniając go, nie trzeba dysponować tak silnym uzasadnieniem, które uzasadniłoby nawet jakieś złe konsekwencje.
Jeśli mówisz ludziom: pójdziemy na wycieczkę, nawet jak będzie padać, to masz większą pewność, że wycieczka się odbędzie, ale mniejszą pewność, że za wycieczkę zapłaci z góry dużo osób. Tak samo wymóg „przyzwoitych” konsekwencji, uzależnia libertarianizm od czynnika empirycznego, ale może powodować, że więcej osób poprze ten pogląd.
„Ciekawe, czy dla Huemera, Caplana i Friedmana oba warunki są konieczne (sprawiedliwość i efektywność). Jeśli tak, to ich myśl jest mniej odporna niż myśl oparta tylko na jednym warunku.”
Wydaje mi się, że teoria oparta tylko na jednym warunku wymaga dodatkowego uzasadnienia dlaczego ten drugi warunek nie ma znaczenia i musi wprowadzić dodatkową metateorię, która uzasadni absolutną nadrzędność wybranego warunku względem drugiego, co otwiera nowe pole do krytyki.
Teoria jednowarunkowa miałaby przewagę tylko w przypadku dowodów wyraźnie pokazujących, że jeden z warunków jest zbyteczny. W rzeczywistości mamy jakieś wstępne przesłanki, które mówią coś zupełnie przeciwnego. Przykładowo wiemy, że zarówno sprawiedliwość jak i efektywność są postrzegane przez ludzi jako kluczowe. Wiemy, że też np. że efektywność jest niezbędna do utrzymania sprawiedliwego systemu w dłuższym terminie (zapewnia stabilność, zdolność konkurowania z innymi systemami, zapewnia legitymizację, generuje zasoby potrzebne do egzekwowania swoich zasad itd.).
„To nie jest tak, że Wawel jest cenny jako miejsce wizyt. Ludzie cenią go jako miejsce tworzące tożsamość, wyobrażoną wspólnotę; jest symbolem, nie trzeba tam bywać, żeby mieć zysk psychiczny z jego istnienia.”
To jest bardzo dobry argument. Wydaje mi się, że są dobre powody by uznać, że Wawel jest własnością kolektywną obywateli, wówczas każdy otrzymuje niewielką część własności. Następnie wspólnota współwłaścicieli wyłania swoich przedstawicieli, którzy ją reprezentują i podpisują w jej imieniu umowy. Podmioty, które chciałyby administrować Wawelem podpisują umowę, w której uwzględnione są odpowiednie służebności umowne np. mówiące, że Wawel ma być udostępniany turystom, że ma być utrzymywany w odpowiednim stanie, wyłączający niektóre działania komercyjne itd. (generalnie rekonstruujący mniej więcej to co obecnie dzieje się z Wawelem).