Libertariańska teoria kary i samoobrony

W najnowszym numerze czasopisma „Dialogi Polityczne” ukazał się mój artykuł Libertariańska teoria kary i samoobrony. Tekst znaleźć można  pod adresem:

https://apcz.umk.pl/czasopisma/index.php/DP/article/view/DP.2021.009

A oto wnioski, do których doszedłem:

1. Libertariańska teoria kary opiera się na dwóch fundamentach: zasadzie restytucji i zasadzie lustrzanej.

2. Zasada restytucji wskazuje, że sprawca powinien naprawić szkodę, którą wyrządził ofierze (zwrócić to, co ukradł, zapłacić odszkodowanie itd.).

3. Zasada lustrzana wskazuje, że sprawca traci prawa w zakresie, w jakim odebrał je ofierze.

4. W obu przypadkach – określania odszkodowania, jak i wymierzania kary lustrzanej – kierować należy się zasadą proporcjonalności. Karząc, nie możemy przekroczyć punktu, w którym sprawca stałby się ofiarą.

5. Właściwą z punktu widzenia libertarianizmu karą za naruszenie praw jest więc kara wiązana, obejmująca odszkodowanie i karę lustrzaną.

6. Libertariańska teoria kary wyznacza górną granicę dopuszczalnej kary, nie istnieje jednak obowiązek wymierzenia maksymalnej kary.

7. Dysponentem kary jest ofiara, to od niej zależy, czy kara ma być wykonana i czy przyjmie ona maksymalny dopuszczalny czy może niższy wymiar.

8. W sytuacji, gdy ofiara nie żyje i nie pozostawiła dyspozycji co do stosowania kary lustrzanej (lub z jakichś względów trwale nie może ich wydać), kara lustrzana może być zastosowana przez osobę trzecią.

Libertarianizm dopuszcza w pewnych wypadkach stosowanie kary śmierci, jednak z wielu powodów nie byłaby ona często stosowana

9. Libertarianizm dopuszcza stosowanie kary śmierci w odpowiedzi na popełnione z premedytacją morderstwo, co wynika z zasady lustrzanej. Nie oznacza to jednak automatycznie poparcia libertarian dla wprowadzenia kary śmierci w obecnych państwach nieminimalnych. Istnieje kilka powodów, dla których kara śmierci byłaby rzadko stosowana.

10. Analizując libertariańską teorię samoobrony, uwzględnić powinniśmy zarówno zasadę lustrzaną, jak i zasadę delikatności, wskazującą, że broniąca się strona winna używać jak najmniejszej możliwej ilości przemocy, która zapewni jej skuteczną ochronę.

11. Wymagającym dalszych analiz problemem dla teorii libertariańskiej jest sytuacja, gdy nie jesteśmy w stanie zastosować odpowiedniej ilości przemocy i możemy albo zrezygnować z bronienia się, albo zastosować niewspółmiernie dużą ilość przemocy.

 

Wszystkie zamieszczone na blogu teksty są bezpłatne. Jeżeli chciałbyś wesprzeć istnienie bloga i przyczynić się do promocji idei wolnościowych, proszę o wpłaty na konto.

Santander Bank
31 1090 1447 0000 0001 0168 2461

Udostępnij

20 Comments:

      1. Myślę, że dla Sceptyka ważniejsze było wyrażenie sprzeciwu wobec libertarianizmu jako takiego.

        PS Nie ząb za ząb, tylko odszkodowanie za ból i koszty wstawienia nowego zęba + prawo do wybicia zęba, które byłoby przeważnie zamieniane na odszkodowanie lub więzienie.

        1. „Prawo do wybicia zęba”, naprawdę?
          Jest to domena nauk prawnych, nie można po prostu zignorować olbrzymiego dorobku naukowego w tym zakresie. Zwłaszcza jeżeli radykalnie kwestionujemy zastany stan wiedzy badaczy.
          Podobnie jest we wcześniejszych wpisach. Snując rozważania ekonomiczne i twierdząc, że mają one charakter naukowy nie można ignorować istniejącego dorobku nauk ekonomicznych. Całego. Najlepszego. „According to my best knowledge…”. Brakuje rozdziałów „Background” / „State of the art” / „Related work”.
          Także jeżeli piszemy o organizacji służby zdrowia z naukowego punktu widzenia nie możemy przemilczeć co do tej pory opublikowano w najlepszych periodykach na ten temat.
          Jeżeli proponujemy radykalne zmiany w szkolnictwie – tak samo, są przecież liczne prace o pozytywnym wpływie powszechnego publicznego systemu szkolnictwa.
          Jeżeli w naszych „badaniach” dochodzimy do kontrowersyjnego wniosku, że powszechny dostęp do broni palnej nie wiąże się ze zwiększonym zagrożeniem nielegalnego użycia tej broni, to nie możemy powoływać się wyłącznie na kilka (nienajlepszych) artykułów, które to potwierdzają (naukowe cherry-picking), tylko przede wszystkim musimy się skonfrontować z tymi wszystkimi wynikami, które potwierdzają mniej kontrowersyjne tezy.
          Nie możemy na zmianę wkładać kapelusza naukowca i publicysty – na coś się trzeba zdecydować.
          Bycie libertarianinem nie oznacza, że jest się automatycznie ekspertem od wszystkiego: prawa, ekonomii, służby zdrowia, szkolnictwa. A jeżeli jakiś libertarianin tak uważa – że posiadł prostą odpowiedź na wszystkie problemy tego świata – to niech będzie przynajmniej uczciwy i nie obraża się na określenie korwinista.

          1. No dobra. Być może nieco odbiegam od dzisiejszego tematu, ale myślę, że moja wypowiedź mieści się w ogólnym nurcie tego bloga. Otóż wydaje mi się, że uwagi PT Sceptyka (czy też ogólnie – ludzi negatywnie nastawionych do libertarianizmu) wynikają z lęków charakterystycznych dla świata demokracji: „muszę z nimi polemizować i wytykać ich błędy, bo jeśli ich poglądy się przyjmą, oni mi to wszystko narzucą – moje życie stanie się koszmarem”.

            Tymczasem jeśli libertariański ład miałby szanse na realizację, to jedynie w ramach całkowicie dobrowolnego projektu. Przykładowo, przedsiębiorczy eksperymentator kupuje część terytorium od jakiegoś państwa poszukującego sposobu na podreperowanie budżetu. Następnie dzieli te ziemie na działki i sprzedaje chętnym do urządzenia sobie życia w takim 'akapie’. Przypuśćmy, że powstała w ten sposób rzeczywistość okazuje się pełna absurdów i niedogodności całkowicie zgodnych z najgorszymi obawami Sceptyka:

            – sprawiedliwość jest wymierzana za pomocą maszyny gwałtu, a kodeks karny budzi politowanie wśród państwowych karnistów,
            – wobec braku opodatkowania nie ma oper, teatrów i muzeów,
            – studia są koszmarnie drogie, więc stać na nie tylko garstkę wybranców,
            – brak kodeksu pracy powoduje, że ludzie harują po 18 godzin na dobę we wszystkie dni tygodnia,
            – na rynku króluje toksyczna tandeta, ponieważ nie ma państwowych mechanizmów kontroli jakości,
            – itp.

            W tym miejscu mam dwa pytania do osób niechętnych libertarianizmowi:
            1) Czy ktoś zmuszałby was do wzięcia udziału w tym pociesznym, samokompromitującym się przedsięwzięciu?
            2) Czy postulowalibyście, aby państwa podjęły działania w celu „wyzwolenia” ludzi żyjących w takim ładzie?

            Wyluzujcie więc – moim zdaniem moralna wyższość takiego systemu (choćby okazał się nie wiem jak ułomny) nad demokracją polega właśnie na tym, że nikt nie byłby zmuszany do życia w nim. My jak najbardziej możemy bać się Sceptyków, ponieważ oni mogą uformować większość, która w demokratycznych wyborach narzuci nam swoje porządki. Tymczasem my – nawet gdybyśmy w końcu zrealizowali nasz wolnościowy projekt – nie stanowimy dla Sceptyków żadnego zagrożenia. Nie traćmy więc z oczu tej kluczowej różnicy między libertarianami a demokratami, której ci ostatni zdają się nie dostrzegać.

          2. @Czytelnik
            Możemy sobie wyobrażać libertarianizm jeszcze inaczej, jako przyznawane pojedynczym osobom prawo do bycia zwolnionym ze świadczeń względem państwa przy równoczesnym zrzeczeniu się usług przez nie oferowanych. Ja nie biorę nic od państwa (oprócz powiedzmy tego, co muszę wziąć, czyli obrony wojskowej, policji, dróg i opłaty administracyjnej), a państwo nie każe mi płacić podatków.

            Pytanie: co byłoby złego w tym, że ktoś, kto nie chodziłby do opery, teatru, na studia, nie posyłałby dzieci szkoły, nie musiałby płacić za te rzeczy? Trudno znaleźć sensowną odpowiedź.

            I to trochę pokazuje złą wiarę etatystów. Wszyscy muszą korzystać z systemu, który oni projektują.

          3. @Czytelnik

            „1) Czy ktoś zmuszałby was do wzięcia udziału w tym pociesznym, samokompromitującym się przedsięwzięciu?”

            Nie rozumiem dlaczego dobrowolność samokompromitującego się przedsięwzięcia ma je zwalniać z krytyki? Wielu młodych ludzi fascynuje się korwnizmem/libertarianizmem i mogą działając w celu demontażu państwa narobić szkód – sobie samym i w przestrzeni społecznej. Będą potem mieć pretensje dlaczego nikt mądry ich nie ostrzegł. Dlatego uważam, że trzeba te kompromitacje cierpliwie pokazywać.

            Poza tym ta dobrowolność też nie byłaby pełna, nawet w przedstawionym scenariuszu z libertariańską wyspą: na przykład czy urodzone w tym systemie dzieci pozostawione poza obowiązkowym kalendarzem szczepień (a więc: narażone na poważne choroby) decydują się na takie ryzyko dobrowolnie?

            „2) Czy postulowalibyście, aby państwa podjęły działania w celu „wyzwolenia” ludzi żyjących w takim ładzie?”

            Jeżeli nie łamaliby prawa – to nie.

            „moralna wyższość takiego systemu”

            Myślę, że tu tkwi sedno problemu korwnistów/liberatrian: jest nim dążenie do „moralnej wyższości” bez względu na koszty. Scary.

          4. @Stanisław Wójtowicz
            „Możemy sobie wyobrażać libertarianizm jeszcze inaczej, jako przyznawane pojedynczym osobom prawo do bycia zwolnionym ze świadczeń względem państwa przy równoczesnym zrzeczeniu się usług przez nie oferowanych. ”

            To jest oczywiście niemożliwe do rozdzielenia. Przykłady pierwsze z brzegu: zatrudniając pracowników korzystasz pośrednio z publicznej służby zdrowia, która ich leczy, nawet jeżeli sam masz prywatne ubezpieczenie. Korzystając z usług fachowca korzystasz pośrednio z publicznego systemu edukacji, który go wykształcił, nawet jeżeli sam chodziłeś do prywatnej szkoły. Itd itp. Efekt gapowicza się kłania.

    1. Największy ubaw to ma zdecydowanie społeczeństwo z powodu współczesnych karnistów, starających się robić dobrą minę do złej gry i z konieczności usprawiedliwiających wszelkie zaistniałe niewspółmierności kar w stosunku do przestępstw, wynikłe ze stanowienia prawa przez rozemocjonowanych głupków w parlamentach.

      Jeśli dodamy do tego wpływ humanitarystycznych tendencji przejawiających się już od dłuższego czasu w kulturze prawnej, takich jak wiecznie żywa moda na resocjalizację przestępców, dodatkowo podważających szansę na uzyskanie adekwatnego wyroku w przypadku brutalnych przestępstw, wyjdzie nam już w ogóle parodystyczny obraz dzisiejszego prawa i prawników, zawodowo zaniżających wartość ludzkiego życia.

      Współcześni karniści mogliby dziś występować w filmach w stylu „2 lawyers 1 cup”, zwłaszcza po takich akcjach jak z kompletnie prowizorycznymi zmianami prawa w przypadku sprawy Trynkiewicza albo – dziś szczególnie głośnej z powodów politycznych – kwestii aresztów wydobywczych, w których bywa, że ludzie bez procesu siedzą już nawet latami. Gdy nabywa się świadomość, jaką żenującą kulturę prawną się tworzy i w niej uczestniczy, powody do śmiechu znikają. Tym bardziej, jeśli zdołasz pojąć, że sam autorytet i poszanowanie prawa, na jakim rzekomo ci zależy, również przez to cierpi.

      Niespecjalnie widzę jakieś powody do utrzymywania samozadowolenia pozwalającego na „niezły ubaw” z libertariańskiej teorii kary, jeżeli samemu współtworzy się nieuporządkowany chlew oparty na tak chaotycznym źródle prawa jakim jest demokratyczna wola polityczna ze wszystkimi wynikłymi z tego dopustami.

      Uniezależnienie prawa od gry politycznej jest niezbędną podstawą dla jego naprawy. Jeżeli jesteś w stanie zaproponować system sprawiedliwości powstały wokół kilku głównych reguł, jakie są w stanie zrozumieć, zapamiętać i zastosować między sobą zwykli ludzie, jesteś na najlepszej drodze, aby podnieść pośród nich kulturę prawną.

      Lepsze „oko za oko, ząb za ząb” pośród ludzi, dla których ta prosta proporcjonalność jest akceptowalna, bo ją znają, aprobują i chcą z własnej woli stosować, niż wyrafinowanie krętaczy ustalających i wykorzystujących skomplikowane prawo z myślą o jakichś swoich krótkoterminowych interesach czy sympatiach politycznych, niezrozumiałe dla pozostałych i niezgodne z poczuciem sprawiedliwości.

      Kiedy myślę o wyroku takiego Breivika, to ja mam niezły ubaw z prezentowanego poczucia sprawiedliwości współczesnych, norwerskich karnistów. Być może dlatego, że cechuje mnie dosyć przewrotne poczucie, czarnego w dodatku, humoru. A być może dlatego, że zdecydowanie wyżej cenię życie ofiar zbrodni niż robią to dziś zachodnie państwowe sądy i takie wyroki powodują u mnie dysonans, jaki muszę rozładowywać śmiechem.

      1. Breivik to dobry (bo jaskrawy) przykład tego, w jaki sposób humanitaryzm zjada sam siebie. Nie chcemy kary śmierci dla Breivika (co może się wydawać zrozumiałym szczytnym impulsem), ale to oznacza, że musimy go trzymać w więzieniu do końca życia i rodziny jego ofiar muszą składać się w podatkach na jego więzienie.

        Jesteś ofiarą przestępstwa, a teraz staniesz się dodatkowo ofiarą państwa, które będzie utrzymywało przestępcę.

        LTK ładnie rozwiązuje te problemy przez oparcie się na restytucji, a dodatkowo upodmiotowia ofiarę dając jej głos w kwestii kary. To jest często pomijany, a moim zdaniem bardzo ważny, aspekt. Zostałeś skrzywdzony, ale jest podmiotem w procesie dochodzenia sprawiedliwości, a nie tylko takim samym przedmiotem jak sprawca.

        1. „Każdy klient może kupić samochód pomalowany na dowolny kolor, pod warunkiem, że będzie to czarny.” – powiedział kiedyś Henry Ford.

          „Każdy klient PAO może wnosić o dowolną karę, pod warunkiem, że będzie to kara polegająca na restytucji.” – powiedział dzisiaj zwolennik LTK.

          Wiadomo, że LTK będzie dobrze radziła sobie z ogółem problemów prawnych, które można załatwiać przez restytucję.

          Ale już nie radzi sobie kompletnie w przypadkach, gdy mamy do czynienia z przestępstwami godzącymi w dobra ofiary, jakie ta uznaje za dekomodyfikowane, nie podlegające w żadnej mierze wymianie handlowej a więc i niemożliwe do wycenienia.

          Załóżmy, że dochodzi do zgwałcenia. Zasądzanie w takim przypadku odszkodowania pieniężnego może okazać się symbolicznie jeszcze bardziej hańbiące dla ofiary, gdyż uczyni z niej mimowolną prostytutkę sprawcy. Ten może uiścić odszkodowanie, po czym – zgodnie z prawdą – twierdzić, że zapłacił za seks z nią, wymuszając jednostronnie komodyfikację dobra za pośrednictwem sądu, które intencjonalnie nie miało i nie byłoby komodyfikowane przez drugą, poszkodowaną stronę w warunkach dobrowolności.

          To, że odszkodowanie potencjalnie mogłoby wielokrotnie przekraczać stawki za dobrowolny stosunek u profesjonalistki, która nie ma nic przeciwko komodyfikacji swej seksualności, istotowo niczego nie zmienia, ponieważ resystucyjny w każdym przypadku system prawa, będzie, implicite co do zasady, uznawał za komodyfikowane wszelkie dobra, jakie zechce restytuować.

          W takim przypadku mamy lustrzany problem: jesteś ofiarą przestępstwa, a później zostajesz ofiarą LTK, tyle że przy naruszeniach innej klasy dóbr.

          Kluczowym wydaje się być właśnie ten siódmy punkt:
          „7. Dysponentem kary jest ofiara”

          Jeśli tak, to właśnie ofiara powinna wybierać również funkcję kary, zastępując restytucyjną, która w przypadku danego przypadku może nie mieć żadnego zastosowania i zastępując ją adekwatną karą opartą na sankcjach innego rodzaju (retrybucji, represji, prewencji).

          Oczywiście, nie ma niczego złego w domyślnym rozpoczynaniu od postulowania kar restytucyjnych, tak aby były też najczęściej wybierane w prywatnym systemie prawa i stanowiły główną część wszystkich kar, o ile tylko pozostawimy uchyloną furtkę, aby ofiara mogła skutecznie wnosić o ich zamianę na ekwiwalentne kary lepiej odpowiadające charakterowi czynu sprawcy. W przypadku przestępstw hańbiących, kary również powinny być hańbiące.

          Jeżeli z kolei ofiara nie może zamienić jednej formy kary na inną, to pozostaje zapytać, czy rzeczywiście jest ona jej dysponentem?

          1. „Każdy klient PAO może wnosić o dowolną karę, pod warunkiem, że będzie to kara polegająca na restytucji.” – powiedział dzisiaj zwolennik LTK.

            No tak. To temat, który często pojawia się w moich rozmowach z akapami. Gdy mówię, że etyka libertariańska powinna dookreślić jakiś problem, oni mówią: rynek to rozwiąże. Ale ja nie jestem rynkistą czy marketystą, ale libertarianinem. Nie wyznaję proceduralnej teorii moralnej, która wskazuje, że dobre jest to, na co wskaże rynek. Dobre jest to, co zgodne z zasadami libertariańskimi, a rynek ma służyć dookreślaniu tego w sytuacjach wymagających interpretacji w ramach już istniejących, ogólnych zasad. Oczywiście, jeśli nie chcemy, by istniało państwo, będziemy musieli zgodzić się na to, że rynek będzie czasem produkował nielibertariańskie rezultaty. Nie chcemy tego zmieniać dopóki suma błędów rynku nie będzie większa niż suma naruszeń najlepszej alternatywy, czyli państwa minimalnego. Jeśli rynek nie będzie w stanie dostarczyć z grubsza libertariańskiej moralności, musimy zastąpić go państwem minimalnym, które byłoby w stanie ją dostarczyć, przy założeniu, że zło opodatkowania <<< zło z odchodzenia od zasad libertariańskich w akapie. „Wiadomo, że LTK będzie dobrze radziła sobie z ogółem problemów prawnych, które można załatwiać przez restytucję.” Generalnie prawo dobrze radzi sobie w typowych przypadkach, a nie radzi sobie w nietypowych. Ludzie, którzy mają nietypowe gusta, nietypowe choroby i nietypowe problemy prawne, mają pecha. „Załóżmy, że dochodzi do zgwałcenia. Zasądzanie w takim przypadku odszkodowania pieniężnego może okazać się symbolicznie jeszcze bardziej hańbiące dla ofiary, gdyż uczyni z niej mimowolną prostytutkę sprawcy. Ten może uiścić odszkodowanie, po czym – zgodnie z prawdą – twierdzić, że zapłacił za seks z nią, wymuszając jednostronnie komodyfikację dobra za pośrednictwem sądu, które intencjonalnie nie miało i nie byłoby komodyfikowane przez drugą, poszkodowaną stronę w warunkach dobrowolności.” Uważam, że to wydumane. Za gwałt należy się odszkodowanie plus kara lustrzana (która mogłaby być wykonywana za pomocą maszyny gwałtu, o której nie ma mowy w artykule, lub która mogłaby być zamieniona na karę więzienia lub inną karę). Nie sądzę, żeby sprawca mógł potem chodzić po mieście i chełpić się, że „kupił seks”. Ale nawet gdyby wziąć to za dobrą monetę, to przecież ofiara nie musi przyjmować odszkodowania (lub może je przekazać na firmę charytatywną, albo może wynająć za nie „nękacza”, który będzie zatruwał, nie łamiąc prawa, życie gwałciciela). „Jeśli tak, to właśnie ofiara powinna wybierać również funkcję kary, zastępując restytucyjną, która w przypadku danego przypadku może nie mieć żadnego zastosowania i zastępując ją adekwatną karą opartą na sankcjach innego rodzaju (retrybucji, represji, prewencji).” No ale przecież ofiara dysponuje zarówno restytucją i karą lustrzaną. „o ile tylko pozostawimy uchyloną furtkę, aby ofiara mogła skutecznie wnosić o ich zamianę na ekwiwalentne kary lepiej odpowiadające charakterowi czynu sprawcy. W przypadku przestępstw hańbiących, kary również powinny być hańbiące.” Wydaje mi się, że to jest ujęte w teorii. „Jeżeli z kolei ofiara nie może zamienić jednej formy kary na inną, to pozostaje zapytać, czy rzeczywiście jest ona jej dysponentem?” Bycie dysponentem polega na tym, że może od niej odstąpić lub negocjować z ofiarą, czy ma być wykonana lustrzana kara (lub jej sensowny substytut), czy jakaś inna wersja. Podsumowując, grymasisz, choć dostałeś prawie dokładnie takie danie, jakie zamówiłeś.

          2. „która mogłaby być wykonywana za pomocą maszyny gwałtu”

            maszyna gwałtu, hahaha, jak zwykle libertarianizm bohatersko rozwiązuje problemy, które sam tworzy.

            CV, rubryka zawód: operator maszyny gwałtu

      2. Jeszcze a propos Breivika, to przypomniało mi się, że kiedyś była głośna sprawa, że domagał się on nowszej wersji konsoli do gry, bo w więzieniu miał jedynie przestarzałą.

        I tak Breivik zaprzeczył teorii wskazującej, że granie w gry komputerowe powoduje, że możesz zacząć zabijać ludzi. Zależność idzie w drugą stronę, w Norwegii jak zabijasz ludzi, to potem będziesz mógł grać w gry komputerowe.

        https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/778060,breivik-strajk-glodowy-po-playstation-3.html

    2. Czy mogę prosić o rozwinięcie tematu? Które elementy przedstawionej teorii kary są najbardziej kontrowersyjne i dlaczego? Które z przedstawionych tez są nieprawdziwe? Jakie są alternatywne teorie w stosunku do tych przedstawionych w tekście? W którym miejscu autor posługuje się nieuzasadnionymi uproszczeniami? Czy mogę prosić o polecenie tekstów, które wyjaśniałyby skąd przekonanie o rzekomej śmieszności i absurdalności przedstawionej teorii, poza ich odmiennością od teorii współcześnie dominujących w dyskursie?

      Swoją drogą, czy posługiwanie się uproszczeniami przy tworzeniu teorii to błąd? Wydaje mi się, że uproszczenia mogę mieć dwojaki charakter. Z jednej strony uproszczenia mogą być wyrazem niewiedzy autora. Taka sytuacja może mieć miejsce, gdy:
      1) Autor nie wyróżnia szczegółowych kategorii z kategorii bardziej ogólnych z powodu braku wiedzy dotyczącej charakterystyk różnicujących te bardziej szczegółowe kategorie między sobą.
      2) Pominięcie kategorii szczegółowych powoduje uszczerbek na wartości merytorycznej danej teorii, zafałszowuje w jakiś sposób rzeczywistość, jest źródłem błędów logicznych itd.
      Z drugiej strony uproszczenia mogą mieć charakter świadomy i służyć uporządkowaniu struktury danej teorii, ułatwieniu jej zrozumienia, czy poprawie przejrzystości i komunikowalności. Z tonu wypowiedzi wnioskuję, że autor komentarza zarzuca tutaj raczej niewiedzę. W takim wypadku warto byłoby wskazać konkretnie w jakich miejscach przedstawiona przez autora teoria wymaga uszczegółowienia wraz z argumentami na zasadność takiego uszczegółowienia.

      1. „poza ich odmiennością od teorii współcześnie dominujących w dyskursie”

        Te teorie nie dominują od tak sobie, a dlatego, że są wynikiem rozwoju dyscypliny, który się dokonał w przeciągu ostatnich dwudziestu-kilku wieków. Naprawdę, od Hammurabiego miał miejsce pewien postęp w naukach prawnych (podobnie jak od czasów austriackich ekonomistów sprzed stu lat itd).

        https://stanislawwojtowicz.pl/2021/04/libertarianska-teoria-kary-i-samoobrony/#comment-2698

        Nie można tworzyć łysenkowskiej alternatywnej nauki, jak w Związku Radzieckim.

  1. Ciekawy artykuł, moje gratulacje. Mam do niego dwa pytania. Pierwsze dotyczy „zasady lustrzanej” (tj. wzajemności): dlaczego sprawca deliktu miałby swoim czynem zrzekać się jedynie uprawnień, jakie dzierży wobec poszkodowanego, a nie uprawnień, jakie ma wobec całego świata? Wydaje mi się, że uprawnienia są z konieczność powszechne, więc nie sposób świadomie odmówić ich tylko jednej osobie; jeśli odmawiam Tobie np. prawa do Twojego portfela, to wszyscy powinni, na zasadzie wzajemności, być zwolnieni z obowiązku uznawania mojego prawa do mojego portfela.

    Drugie jest w zasadzie uwagą: piszesz o „odszkodowaniu”, nawet wskazujesz na jego konkretne formy w tabeli, ale zarazem piszesz o restytucji. Wydaje mi się, że należałoby odróżnić jedno od drugiego. Restytucja polega na przywróceniu stanu sprzed deliktu (w Twoim przypadku, gdy ochronie podlegają oczekiwania poszkodowanego: stanu zgodnego z jego oczekiwaniami), więc w ogóle nie stosuje się do niej na przykład proporcjonalność. Z samej istoty polega ona na możliwie najdokładniejszym odtworzeniu z góry zdefiniowanego stanu rzeczy. W ogólności restytucja należy do tzw. „reguł własności”, którymi można chronić czyjeś uprawnienia. Chodzi w nich o to, by uprawnienie można było przenieść jedynie za zgodą obu stron; system prawny nie definiuje „ceny” jednostronnego transferu uprawnień. Gdyby doszło do jego próby, należy ją całkowicie anulować. Odróżnia się je od „reguł odpowiedzialności”, do których należy odszkodowanie wg określonego taryfikatora (np. odpowiedzialnością za wylanie kawy jest cena kawy w sklepie wypłacona poszkodowanemu; odpowiedzialnośćią za popełnienie agresywnego faulu w futbolu jest żółta kartka). Tutaj uprawnienia wolno odbierać jednostronnie za cenę podaną w taryfikatorze. Oba rodzaje reguł stanowią dwa różne podejścia do odpowiedzialnośći deliktowej. Czy bierzesz to pod uwagę w atrykule? A może jest jakiś libertarianin, który na ten temat coś napisał?

    1. „dlaczego sprawca deliktu miałby swoim czynem zrzekać się jedynie uprawnień, jakie dzierży wobec poszkodowanego, a nie uprawnień, jakie ma wobec całego świata? Wydaje mi się, że uprawnienia są z konieczność powszechne, więc nie sposób świadomie odmówić ich tylko jednej osobie; jeśli odmawiam Tobie np. prawa do Twojego portfela, to wszyscy powinni, na zasadzie wzajemności, być zwolnieni z obowiązku uznawania mojego prawa do mojego portfela.”

      Ciekawa kwestia. Mamy kilka możliwości:
      (1) Jeśli A zrobił B niedozwolone x, to wszyscy ludzie mogą robić A dowolną liczbę razy x (robiąc x, trwale straciłeś prawo do bycia wolnym od x).
      (2) Jeśli A zrobił B niedozwolone x, to wszyscy ludzie mogą RAZ zrobić A x (robiąc x, trwale straciłeś prawo do bycia wolnym od jednorazowego x).
      (3) Jeśli A robi B niedozwolone x, to jedna (dowolna) osoba (kto pierwszy ten lepszy) może raz zrobić A x.
      (4) Jeśli A robi B niedozwolone x, to jedna (dowolna) osoba (kto pierwszy, ten lepszy) może zrobić A x, ale ponieważ to od B zależy, czy x było nieprawomocne (np. czy to był gwałt, czy dobrowolny seks), więc A ma pierwszeństwo.
      (5) Jeśli A robi B niedozwolone x, to B (samemu lub z udziałem osób trzecich) może zrobić A x.

      Ja obstaję za (4) lub (5) (może Twoja uwaga powinna skłonić mnie do wybrania między nimi).

      Dlaczego nie (1) lub (2)? Chyba dlatego, że naruszający prawo może sensownie argumentować: „nie macie prawa czynić mi wiele razy x, ponieważ ja uczyniłem x tylko raz”. Innymi słowy, A może twierdzić, że nie chciał naruszyć uprawnień jako takich, ale naruszył uprawnienia konkretnej osoby. Oczywiście, można by z nim polemizować, mówiąc, że liczy się cała kategoria uprawnienia, a nie jednostkowy przypadek jego naruszenia, ale jakiś sensowny spór tu może wyniknąć. Nie jest przynajmniej oczywiste, że komuś, kto zrobił x, wszyscy mogą robić x. Za to oczywiste (na zasadzie, że zaprzeczenie byłoby jakoś tam samosprzeczne) jest, że może to zrobić raz ofiara.

      Czy myślisz, że to sensowne, czy to wykręt?

      „piszesz o „odszkodowaniu”, nawet wskazujesz na jego konkretne formy w tabeli, ale zarazem piszesz o restytucji. Wydaje mi się, że należałoby odróżnić jedno od drugiego. Restytucja polega na przywróceniu stanu sprzed deliktu (w Twoim przypadku, gdy ochronie podlegają oczekiwania poszkodowanego: stanu zgodnego z jego oczekiwaniami), więc w ogóle nie stosuje się do niej na przykład proporcjonalność. Z samej istoty polega ona na możliwie najdokładniejszym odtworzeniu z góry zdefiniowanego stanu rzeczy.”

      Dla mnie odszkodowanie jest narzędziem, które stosujemy, by osiągnąć restytucje. Gdy jest możliwa literalna restytucje (np. zwrot ukradzionego mienia), to musi ona nastąpić. Jednak w przypadku złamanej ręki czy pobicie nie jest możliwa restytucja. Pieniądze są więc swego rodzaju zastępnikiem (next best thing, także ze względów praktycznych) restytucji, na zasadzie: bycie pobitym + 50 złotych to tak jakby nie być pobitym.

      Czy Twoja uwaga sugeruje, że źle używam słów (niezgodnie z ich uzusem w dyskursie prawniczym), czy niesie to za sobą jakieś dalsze problemy? Bo jeśli to pierwsze, to przyjmuję, acz strasznie mnie to nie martwi.

      Zajmuję się tu etyką, która wyznacza ramy dla prawa, więc na czas tych działań zbytnio kształtem prawa się nie przejmuje.

      „Oba rodzaje reguł stanowią dwa różne podejścia do odpowiedzialnośći deliktowej. Czy bierzesz to pod uwagę w atrykule?”

      Nie.

      „A może jest jakiś libertarianin, który na ten temat coś napisał?”

      Nie jestem pewien czy dobrze Cię rozumiem, ale wg mnie z punktu widzenia etyki libertariańskiej fakt, że za jakieś działanie x grozi kara p, nie oznacza, że wolno robić x, jeśli tylko potem poniesie się p. Nie powinno się tego robić. Np. nikt nie powie, że skoro zapłaciłem odszkodowanie i byłem w więzieniu, to pobicie kogoś nie było złe. Czy o coś takiego Ci chodzi?

      Ale to jest bardzo ciekawy problem, bo on uderza w różne teorie absolutystów. Wielu z nich mówi, że gdyby światu groziła zagłada i trzeba byłoby złamać jakieś uprawnienie, by tego uniknąć (np. wejść na teren czyjegoś ogródka), to oczywiście etyka tego zakazuje, ale można by po prostu naruszyć to uprawnienie i ponieść karę. Ale to jest wykręt, bo moim zdaniem etyczne jest to, CO CHCIELIBYŚMY, BY BYŁO ZAWSZE PRZESTRZEGANE.

      Trochę Nozick zahacza o takie rzeczy w APU i w artykule o karaniu.

  2. @Sceptyk:
    „Nie rozumiem dlaczego dobrowolność samokompromitującego się przedsięwzięcia ma je zwalniać z krytyki?”

    Nie, to absolutnie nie zwalnia z krytyki. Wprost przeciwnie – bardzo dobrze, że ten blog nie przyciąga jedynie słodzących sobie wzajemnie entuzjastów, lecz także ludzi takich jak Pan, którzy próbują wytykać ewentualne błędy w naszym rozumowaniu. Nie chcąc Pana (ciebie? – sam nie wiem, jaką konwencję przyjąć) zniechęcać do dalszej aktywności, chciałem jedynie zauważyć, że w Pana wpisach pobrzmiewa znany z demokratycznych realiów lęk przed przymusem uczestnictwa w czymś, do czego nie ma się przekonania i co mogłoby okazać się totalną klapą. Dlatego właśnie zaznaczyłem, że libertarianizm nie stawia sobie za cel uszczęśliwiania wolnością ludzi, którzy nie mają na to ochoty.

    „(…) ta dobrowolność też nie byłaby pełna (…) czy urodzone w tym systemie dzieci pozostawione poza obowiązkowym kalendarzem szczepień (a więc: narażone na poważne choroby) decydują się na takie ryzyko dobrowolnie?”

    Tu poruszone są dwa problemy, na które postaram się odpowiedzieć najlepiej, jak potrafię.

    1) Założenie, że żyjące w ładzie libertariańskim dzieci byłyby pozostawione poza kalendarzem szczepień wydaje mi się nieuprawnione. Czy libertarianin = antyszczepionkowiec? Czy sprzeciw wobec państwowego przymusu szczepień = sprzeciw wobec szczepień?

    Libertarianizm to nic innego, jak pewna platforma, na której ludzie mają prawo organizować sobie życie i ograniczać sobie samym wolność w sposób, jaki uznają za słuszny. W tego rodzaju ładzie ludzie dołączaliby do wspólnot (dzielnic, miasteczek, osiedli — jak zwał, tak zwał), w których obowiązywałyby zasady zgodne z ich zapatrywaniami. Czy dzielnica, której regulamin nie przewiduje obowiązku szczepień, przyciągnęłaby wielu chętnych? Czy cieszyłaby się ona zainteresowaniem wśród dostawców towarów i usług? Czy właściciele szkół, kin i basenów zlokalizowanych poza taką enklawą byliby skłonni przyjmować jej mieszkańców, zdając sobie sprawę, jak wpłynie to na decyzje zakupowe pozostałej klienteli? Krótko mówiąc, nawet jeśli hipotetyczna libertariańska wyspa mogłaby wydawać się kuszącym azylem dla antyszczepionkowców, to na miejscu spotkaliby się oni z bardzo utrudniającym życie zakresem dyskryminacji i odmowy współpracy (co hamowałoby napływ kolejnych chętnych). Ale oczywiście mieliby prawo pozostać przy swoim światopoglądzie, zamknąć się we własnym towarzystwie i narażać swoje dzieci (oraz inne osoby dobrowolnie się z nimi kontaktujące) na ryzyko — co pozwala mi przejść do następnego punktu:

    2) Czy dzieci dobrowolnie uczestniczą w świecie zorganizowanym im przez rodziców? Oczywiście nie. Dzieci nawet nie rodzą się dobrowolnie. Ale dotyczy to w takim samym stopniu świata państwowego, jak i hipotetycznego akapu. Tak jak muzułmańscy rodzice mogą obrzezać swojego syna, tak antyszczepionkowcy mogą narażać swoje potomstwo na groźne choroby — bez względu na to, jak negatywnie Pan i ja oceniamy takie zachowanie.

    Przypuśćmy, że przedzierając się przez dżunglę napotykamy plemię, w którym dzieci nie tylko nie są zaszczepione, ale i nie chodzą do szkoły, a na dodatek do zabawy dostają ostre narzędzia. Czy fakt, że znajdują się one w opłakanej i nieuregulowanej sytuacji sanitarno-edukacyjnej daje nam — mądrym, cywilizowanym — prawo do ograniczenia ich opiekunom władzy rodzicielskiej? Czy nie powinniśmy raczej poprzestać na uświadomieniu im korzyści płynących z nauki, higieny i medycyny, pozostawiając dalsze decyzje w ich rękach?

    „Myślę, że tu tkwi sedno problemu korwnistów/liberatrian: jest nim dążenie do 'moralnej wyższości’ bez względu na koszty. Scary.”
    Czy dążenie do rozstrzygania dylematów w taki sposób, aby uplasować się wyżej na skali moralnej można uznać za ‘scary’? Czy w istocie można polecić jakiś alternatywny drogowskaz? A co do kosztów — nawet jeśli są one bardzo wysokie, to ponoszą je tylko chętni.

    Jeśli nie zanudziłem Pana po drodze i dotarł Pan do końca tego wpisu, to bardzo dziękuję za cierpliwość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.