Czy minarchizm jest częścią libertarianizmu?

Idealnym ładem społeczno-politycznym z punktu widzenia libertarian byłby ład całkowicie dobrowolny, w którym każda jednostka mogłaby dowolnie zarządzać swoim ciałem i swoją własnością. Najpopularniejszą wśród współczesnych libertarian wizją takiego ładu jest anarchokapitalizm. Anarchokapitaliści postulują całkowitą likwidację państwa i przejęcie jego funkcji (wraz z tymi najbardziej kluczowymi, a więc produkcją bezpieczeństwa, prawa i rozstrzyganiem sporów) przez prywatne firmy, dobrowolne stowarzyszenia lub jednostki. Duża część teorii libertariańskiej jest poświęcona próbie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób mógłby funkcjonować taki – całkowicie bezpaństwowy – ład (zwany pieszczotliwie akapem). Wielu libertarian ma jednakże wątpliwości, czy ład anarchokapitalistyczny, choć teoretycznie wolny od agresji, produkowałby w praktyce libertariańskie efekty, czy jego wprowadzenie rzeczywiście pozwoliłoby jednostce cieszyć się wolnością od agresji ze strony innych. Niewiara tej części libertarian w powodzenie projektu anarchokapitalistycznego powołała do istnienia minarchizm.

Jeżeli anarchizm oznacza sprzeciw wobec istnienia jakiejkolwiek władzy, minarchizm opowiada się za istnieniem władzy państwowej ograniczonej do niezbędnego minimum. Minarchiści postulują więc istnienie tzw. państwa minimalnego, którego zadania ograniczone byłyby do pilnowania, by wśród obywateli przestrzegana była zasada nieagresji. Zazwyczaj przyjmuje się – teoretycznie bowiem możliwe jest państwo jeszcze bardziej okrojone – że państwo minimalne składałoby się z:
(1) wojska, które pozwala odeprzeć agresję zewnętrzną,
(2) policji, której zadaniem jest uchronić obywateli przed agresją ze strony innych obywateli,
(3) sądów, które rozstrzygałyby spory między jednostkami,
(4) ciała administracyjnego, które zajmowałoby się tworzeniem prawa oraz zbieraniem podatków, by prawo to móc egzekwować.

(Niektórzy libertarianie błędnie, jak sądzę, wyobrażają sobie, że możliwe byłoby państwo minimalne, które nie pobierałoby podatków, bądź, popełniając jeszcze większy błąd, wierzą, że miałoby ono charakter dobrowolny – nie ma tu, niestety, miejsca, by wyjaśnić te dwa nieporozumienia.)

Państwo minimalne nie pełniłoby żadnych funkcji redystrybucyjnych czy regulacyjnych, nie produkowałoby dóbr publicznych (poza tymi, które konieczne są do produkcji bezpieczeństwa, prawa i rozstrzygania sporów), nie kontrolowałoby zasobów znajdujących się na jego terenie. Obowiązki obywateli w tak zarysowanym państwie minimalnym sprowadzałyby się do przestrzegania opartego na zasadzie nieagresji prawa i utrzymywaniu państwa. Poza tym obywatele pozostawieni byliby sami sobie – dopóki powstrzymywaliby się od inicjowania przemocy względem innych i nie podważaliby państwowego monopolu na stosowanie przemocy, państwo nie wtrącałoby się w to, w jaki sposób żyją. W tradycji klasycznego liberalizmu państwo minimalne określało się czasem mianem „państwa-stróża nocnego”, Thomas Carlyle słynnie określił je zaś jako „anarchię z policjantem”. Obie metafory doskonale oddają istotę państwa minimalnego, które wkracza do akcji tylko i wyłącznie, gdy łamane są prawa jednostek, jednak powstrzymuje się przed organizowaniem życia tych obywateli.

Tak rozumiane państwo minimalne posiada podstawową z punktu widzenia moralności libertariańskiej wadę: opiera się na inicjacji przemocy. Państwo minimalne nie jest dobrowolnym stowarzyszeniem ludzi chcących rozwiązać problem porządku społecznego, ale organizacją, która charakteryzuje się dwoma typowymi dla każdego państwa cechami: rości sobie prawo do monopolu na stosowanie przemocy na danym obszarze i utrzymuje się z pieniędzy odebranych obywatelom z użyciem przemocy. Fakt, iż państwo minimalne jest oparte na przemocy, skłania wielu zwolenników anarchokapitalizmu do uznania, że minarchizm nie jest w istocie częścią libertarianizmu. Jeśli centralną zasadą libertarianizmu jest zasada nieagresji, czyż libertarianie mogą popierać ład, który ze swej natury zasadę tę będzie gwałcił?

Libertariańskie uzasadnienie istnienia państwa minimalnego
Minarchiści wychodzą z tych samych przesłanek co anarchokapitaliści. Uznają oni zasadę nieagresji za najważniejszą zasadę moralną, która powinna regulować relacje między jednostkami. Inicjowanie agresji jest w ich przekonaniu złem, zaś za największego wroga wolności i własności uznają oni państwo. Nie wierzą oni jednakże, że ład proponowany przez anarchokapitalistów zapewniłby jednostkom wolność od agresji. Anarchokapitalizm jest teoretycznie najdoskonalszym ładem, zakłada bowiem możliwość istnienia społeczności, w której wszystkie relacje mają charakter dobrowolny, jednakże nie jest w stanie zrealizować swojej obietnicy. Jest to ideał, do którego powinniśmy dążyć, ale którego być może nigdy nie uda nam się osiągnąć i którego z pewnością nie da się wprowadzić już teraz.

Anarchokapitalizm jest niemożliwy
Istnieją zasadniczo dwa powody, dla których minarchiści sprzeciwiają się próbom wprowadzenia anarchokapitalizmu. Pierwszy argument wskazuje na niemożność istnienia ładu anarchokapitalistycznego. Według części minarchistów anarchokapitalizm nie byłby ładem na tyle stabilnym, by utrzymać się w dłuższym trwaniu. Byłby on:
(a) niestabilny wewnętrznie – ze względu na możliwe konflikty między prywatnymi agencjami ochrony, potencjalne nadużycia agencji wobec jednostek czy trudności z wyłonieniem się spójnego, opartego na zasadzie nieagresji prawa, miałby on tendencje bądź do przekształcania się w drapieżne państwo nieminimalne, bądź do osuwania się w stan anarchii, w którym jednostki nie byłby w stanie zapewnić sobie bezpieczeństwa,
(b) niestabilny zewnętrznie – wobec niemożności sfinansowania i kontrolowania wojska szybko stałby się on obiektem agresji zewnętrznej, czego efektem byłoby stworzenie na jego obszarze drapieżnego państwa nieminimalnego. Wenętrzna i zewnętrzna niestabilność anarchokapitalizmu zaowocowałyby w przekonaniu minarchistów następującymi rezultatami:
– na części terenów anarchokapitalisycznych panowałaby nieuporządkowana anarchia,
– część tych terenów przekształciłaby się w drapieżne państwa nieminimalne,
– część terenów zostałaby podbita przez otaczające państwa.
W dłuższym trwaniu wszystkie obszary, na których panował anarchokapitalizm, przekształciłyby się w państwa nieminimalne. Część minarchistów odwołują się więc do naturalistycznego uzasadnienia przemocy państwowej. Jak wskazuje Randall Holcombe w eseju Government Unnecessary but Inevitable:

Każde miejsce na świecie rządzone jest przez państwo. Dowody wskazują, że anarchia, nieważne jak pożądana w teorii, nie stanowi w praktyce realnej alternatywny dla państwa. Dowody sugerują również, że gdyby państwo miało być gdziekolwiek wyeliminowane, pojawiliby się tam drapieżcy i ustanowiliby je na nowo z użyciem siły. Można teoretycznie dyskutować o zaletach anarchii, ale kwestia, czy bardziej pożądane byłoby ustanowienie państwa minimalnego, czy całkowita likwidacja państwa, nie jest prawdziwym problemem, przed jakim stają libertarianie (…). Istnienie państwa jest nieuniknione i społeczeństwa żyjące bez państw – a nawet te żyjące w słabych państwach – zostaną podbite i podporządkowane drapieżnym gangom, które utworzą nowe państwo (…).

Ponieważ państwo musi istnieć, libertarianie, miast wikłać się w skazane na niepowodzenie próby zlikwidowania, powinni – w przekonaniu minarchistów – próbować zaprojektować je tak, by było jak najmniej szkodliwe. Holcombe podkreśla, że minarchiści nie są zwolennikami państwa, jednakże wobec nieuchronności jego istnienia, chcą przenieść spór z kwestii czy państwo powinno istnieć na kwestię w jaki sposób najlepiej zaprojektować państwo, by prawa jednostek do wolności i własności zagwarantowane były w jak największym stopniu. Ostatecznie więc, w jego przekonaniu, „libertariański argument za państwem minimalnym nie polega na tym, że państwo jest lepsze w robieniu czegokolwiek od prywatnych instytucji, ale że jest ono konieczne, by uchronić nas przed stworzeniem jeszcze bardziej drapieżnego i mniej libertariańskiego państwa”. Jan Narveson, wyjaśniając stanowisko minarchistów, wskazuje, że likwidacja państwa wytworzy próżnię na obszarze władzy, która zostanie natychmiast zajęta przez agresywne jednostki, dlatego celem libertarian powinno być zapełnienie tej próżni jak najmniej agresywnym państwem –państwem minimalnym.

Jeśli anarchokapitalizm nie jest możliwy, nie ma sensu upierać się, że popieranie jego istnienia jest moralnym wymogiem. Jak wskazuje Anthony de Jasay:

Konieczność, jeśli zostałaby dowiedziona, z pewnością przebija argument moralny. Jeśli nie jest możliwe żyć w społeczeństwie, w którym nie dochodziłoby do podporządkowywania jednych ludzi woli innych, moralność nie może wymagać, by nie byli oni podporządkowani: „powinno” zakłada „może”. Każdy dalszy argument zostaje następnie przekształcony w kwestię rodzaju podporządkowania (…).

Prawomocność takiego uzasadnienia pozycji minarchistycznej uznaje także anarchokapitalista – David Friedman. Friedman pozostaje optymistyczny co do możliwości funkcjonowania anarchokapitalizmu, ostatecznie jednak jego poparcie dla tej formy ładu ma charakter empiryczny, nie dogmatyczny. Jeśli okazałoby się, że anarchokapitalizm nie byłby stabilny, Friedman uznałby się za libertarianina-minarchistę. Gdyby tak było, gdyby musiało istnieć jakieś państwo minimalne, którego likwidacja groziłoby przekształceniem się (np. przez inwazję jakiegoś agresywnego państwa) anarchokapitalizmu w państwo nieminimalne, mówi Friedman:

nie próbowałbym obalić ostatniej pozostałości państwa. Nie lubię płacić podatków, ale wolałbym płacić je raczej Waszyngtonowi niż Moskwie. Byłyby po prostu niższe. Nadal uważałbym państwo za organizację przestępczą, ale taką, która dzięki szalonemu zbiegowi okoliczności byłaby czasowo przydatna. Byłoby ono niczym gang bandytów, którzy – rabując wioski na danym obszarze – przy okazji odstraszają o wiele gorszych bandytów. Nie popieram żadnego państwa, ale będę popierał [państwo minimalne], jeśli jedyną alternatywą jest inne, gorsze państwo.

Różnica między anarchokapitalistą Friedmanem a minarchistą Holcombem nie jest więc różnicą w poglądach moralnych, ale w empirycznej ocenie możliwości istnienia anarchokapitalizmu. Obaj wychodzą z tych samych założeń moralnych, ten pierwszy uważa jednak, że anarchokapitalizm jest możliwy, ten drugi zaś wskazuje na nieuchronność państwa. W tym momencie łatwiej zrozumieć, dlaczego minarchistów zaliczyć można do grona pełnoprawnych libertarian. Peter Leeson i Edward Stringham, polemizując z argumentami Holcombe’a, określają go mianem „pesymistycznego anarchisty”. Tym właśnie jest minarchizm, pesymistycznym anarchizmem, uznaniem, że ponieważ ład idealny nie jest możliwy, powinniśmy opowiedzieć się za ładem najlepszym z tych, które są realne.

Minarchizm jako próba minimalizowania ilości agresji
Drugi argument, na który powołują się minarchiści,   polega na wskazaniu, że nawet jeśli wewnętrzna i zewnętrzna niestabilność anarchokapitalizmu nie doprowadziłyby do jego przekształcenia w państwo nieminimalne, nie byłby on w stanie zapewnić jednostce takiego poziomu wolności, jakim cieszyłaby się ona w państwie minimalnym. Jest prawdą, że anarchokapitalizm zlikwidowałby agresję państwową, w związku z czym w początkowym okresie jego istnienia ilość przemocy na danym terenie by spadła. Jednak miejsce tej przemocy zajęłaby natychmiast agresja pozapaństwowa, której agencje ochrony bądź nie potrafiłyby zminimalizować, bądź same przyczyniałyby się do jej zwiększenia, łamiąc prawa jednostek. Minarchiści nie wierzą, że agencje ochrony byłyby w stanie bronić jednostki tak skutecznie, jak mogłoby to robić państwo minimalne. A jeśli tak jest, to państwo minimalne jest moralnie uzasadnione.

Zwolennicy państwa minimalnego uznają, że powinniśmy raczej minimalizować ilość agresji niż bezwarunkowo sprzeciwiać się jej, jeśli sprzeciw taki prowadziłby w konsekwencji do zwiększenia jej ilości. Nozick wskazuje, iż celem minarchisty jest „zminimalizowanie sumy ważonej naruszeń praw w całym społeczeństwie” i że minarchista powinien „realizować ów cel nawet przy użyciu środków, które same przez się naruszają prawa ludzi”. Nozick określa to podejście mianem „utylitaryzmu praw”, w którym „naruszenia praw (jako coś, co ma być zminimalizowane) zastąpiłoby po prostu ogólną szczęśliwość w roli istotnego stanu końcowego struktury utylitarnej (…)”. Mielibyśmy tu do czynienia z tzw. paradoksem deontologicznym, a więc sytuacją, w której nieugięte trzymanie się jakiejś normy prowadziłoby do zwiększenia liczby sytuacji, w których norma ta byłaby łamana. Minarchiści odrzucają więc moralny absolutyzm i za cel biorą sobie więc zmniejszenie ilości agresji w realnym świecie, a nie potępianie agresji w świecie teorii moralnej, niezależnie od tego, jakie konsekwencje będzie to miało w rzeczywistości. Jeśli anarchokapitalizm nie miniamlizuje ilości agresji, to po prostu jest systemem mniej libertariańskim niż państwo minimalne. Minarchizm opiera się więc na szeroko rozumianej Millowskiej zasadzie krzywdy, która mówi, że „jedynym powodem, dla którego wolno prawomocnie sprawować władzę nad jakimkolwiek członkiem cywilizowanego społeczeństwa wbrew jego woli, jest chęć niedopuszczenia, by krzywda stała się innym”.

Możemy wyobrazić sobie rozumowanie minarchistów w formie graficznej. Na osi x znajduje się zsumowana ilość agresji, na osi y ilość państwa. W sytuacji, gdy państwo jest maksymalnie duże (państwo totalitarne), ilość agresji również jest maksymalna (w państwie totalitarnym wszystko jest agresją). Likwidując kolejne obszary aktywności państwa (poruszając się w lewo po krzywej agresji), zmniejszamy ilość agresji w społeczeństwie. Przykładowo, likwidacja ekonomicznych regulacji spowoduje zmniejszenie agresji państwowej i równocześnie nie spowoduje wzrostu agresji prywatnej, z tego względu suma agresji w społeczeństwie będzie niższa. W pewnym momencie dochodzimy jednak do punktu, w którym dalsze zmniejszanie wielkości państwa nie będzie prowadziło do spadku sumy agresji, przeciwnie – agresja zacznie się zwiększać. Tym punktem jest państwo minimalne. Rozmontowanie państwa minimalnego byłoby korzystne tylko przy założeniu braku istnienia osób chcących inicjować agresję, ponieważ jednak wiemy, że takie osoby istnieją – istnieje wielkie ryzyko, że to one przejmą władzę na danym terenie, zaś instytucje anarchokapitalistyczne nie będą w stanie temu zapobiec. Jak wskazywałem, minarchiści wychodzą z tych samych przesłanek moralnych co anarchokapitaliści, ale – w swoim przekonaniu – lepiej rozumieją zawiłości realnego świata i dlatego zadawalają się systemem mniej radykalnym (i mniej spójnym), ale za to bardziej dbającym o prawa jednostek: teoretycznie państwo minimalne jest sprzeczne z zasadą nieagresji, praktycznie jest jej jedyną dostępną realizacją.

Argument ten wzmocnić można argumentem dodatkowym (opowiadał się za nim Hayek), który wskazuje, że między agresją państwową a agresją anarchiczną istniałaby różnica nie tylko ilościowa, ale również jakościowa. Załóżmy, że da się określić, jaką ilość agresji produkują obie analizowane formy ładu i że ilość tej agresji byłaby równa (anarchokapitalizm likwiduje agresję państwową, ale jest brak wyrównany zostaje zwiększoną agresją pozapaństwową). Różnica polegać będzie na tym, że agresja w państwie minimalnym będzie miała charakter systematyczny, przewidywalny i określony granicami prawnymi, zaś agresja anarchiczna będzie miała charakter niesystematyczny i rozproszony. Jeśli ilość agresji miałaby być taka sama, lepiej ulec agresji państwowej (uczynić ją w pewnym sensie stałym elementem swego życia, do którego możemy się przyzwyczaić i którego szkody jesteśmy w stanie zminimalizować, np. regularnie „oddając” podatki i wykluczając tym samym eskalację przemocy ze strony państwa) niż ryzykować pojawienie się agresji anarchicznej. Agresja stosowana przez państwo – jeżeli ograniczona jest tylko i wyłącznie do zbierania podatków i dbania o to, by zasada nieagresji nie była łamana (między obywatelami) – jest dla jednostki o wiele mniej niebezpieczna niż agresja anarchiczna, można bowiem, znając jej strukturę, dostosować się doń, minimalizując straty z nią związane.

Minarchizm – wątpliwości
Pytanie o możliwość i sposób istnienia anarchokapitalizmu (a więc o zasadność argumentów minarchistów) pozostaje otwarte. Spór między anarchokapitalistami a minarchistami nie zostanie rozstrzygnięty, dopóki nie spróbujemy wprowadzić w życie anarchokapitalizmu na jakimś obszarze i nie zobaczymy, jakie dało to efekty. Dopóki to się nie stanie, zarówno anarchokapitaliści, jak i minarchiści mają dobre argumenty na poparcie swoich stanowisk. Warto jednak zwrócić uwagę na kilka problemów związanych ze stanowiskiem minarchistycznym.

Po pierwsze, co, jeśli minarchiści się mylą? To prawda, że mają oni sensowne argumenty na rzecz istnienia państwa minimalnego, ostatecznie jednak nie wiedzą, jak działałaby ład anarchokapitalistyczny. Czy wolno nam zgadzać się na zło, jeśli niezgoda być może wiązałaby się z większym złem? Jak bardzo minarchiści muszą być pewni, że hipotetyczne zło anarchokapitalizmu jest realne, by zgadzać się na istniejące, namacalne zło państwa? Czy wystarczy bać się anarchokapitalizmu, czy ów lęk musi przybrać formę jakiegoś określonego prawdopodobieństwa (rodzice mogą twierdzić, że nie chcą wypuszczać dzieci z domu, bo na zewnątrz jest niebezpiecznie, jak bardzo jednakże musi być niebezpiecznie, by ich działanie było uzasadnione?). Co więcej, istnieją przesłanki, które wskazują, że nasze zastrzeżenia względem anarchokapitalizmu są przesadzone. Ład anarchokapitalistyczny poddawany jest tak intensywnej krytyce, że możemy powątpiewać, że gdyby poddane jej zostało państwo, wyszłoby ono z tej konfrontacji zwycięsko. Wyobraźmy sobie, że żyjemy poza ładem państwowym i ktoś przedstawia nam formę ładu, której istotą jest skupienie całej władzy w rękach małej grupy ludzi, którzy będą posiadali monopol na stosowanie przemocy. Któż uznałby taki projekt za sensowny? Czyż nie pojawiłyby się tu oczywiste zarzuty, że ta mała grupa osób zawsze będzie wykorzystywała aparat państwowy dla swoich własnych celów? Czyż poddana takiej krytyce idea państwa nie zostałaby uznana za całkowicie absurdalną wobec możliwości rozwoju wydarzeń podobnego do tych, które miały miejsce w hitlerowskich Niemczech, Związku Radzieckim czy komunistycznych Chinach? Co więcej, krytykując anarchokapitalizm, minarchiści przyrównują go do idealnego państwa minimalnego, sami jednak nigdy nie udowodnili (mają z tym podobne problemy co anarchokapitaliści z udowodnieniem stabilności ich ładu), że taki ideał jest możliwy do zrealizowania. A jeśli tak, to być może powinniśmy porównywać anarchokapitalizm nie z państwem minimalnym, ale z państwem rozwiniętym? W tym drugim wypadku anarchokapitalizm, mimo ewentualnych wad, prezentowałby się o wiele lepiej. Co więcej, możemy domniemywać, że oceniając szansę powodzenia anarchokapitalizmu, padamy ofiarami konserwatywnego uprzedzenia (tyranii status quo), przyznając temu, co jest, dodatkowe punkty za samo istnienie, to zaś, co nie istnieje, karzemy za to, że jeszcze się nie zaktualizowało.

Po drugie, minarchistyczna idea minimalizowania ilości agresji rodzi istotne problemy. Czy agresję da się mierzyć? Czy da się ją porównywać między jednostkami? Czy można powiedzieć, że opodatkowanie kogoś zostaje usprawiedliwione, jeśli jego efektem było zmniejszenie ilości morderstw na danym terenie? Jeśli podatki są bardzo małe, a liczba unikniętych morderstw bardzo duża, prawdopodobnie byłoby to uzasadnione, ale gdzie leży granica i kto (za pomocą jakiej superczułej wagi moralnej) dokonywać będzie tego rodzaju moralnego obrachunku? Czy wykorzystując tego typu argumentację, nie można by argumentować, że przemoc między obywatelami zminimalizujemy, zamykając wszystkich w oddzielnych celach wielkiego więzienia?

Po trzecie wreszcie, nie jest jasne, czy fakt, że dobro być może nigdy nie zatryumfuje nad złem, daje nam prawo, by wejść w pakt ze złem. Być może powinniśmy odmówić wspierania państwa, nawet jeśli realizacja ładu anarchokapitalistycznego wydaje się praktycznie niemożliwa.

Podsumowanie
Wydaje się, że minarchizm – mimo wszystkich wątpliwości – należy uznać za odmianę libertarianizmu (jakże samotni staliby się anarchokapitaliści, gdyby odcięli się od jedynej grupy społecznej, która patrzy na nich nie tylko przychylnie, ale nawet z niejakim podziwem). Należy jednakże pamiętać, by nie myśleć o minarchistach jako o zwolennikach „rządu ograniczonego”, liberałach czy innej wersji rozwodnionych aż do utraty smaku wolnościowców. Jedyni prawdziwi minarchiści to pesymistyczni anarchiści, którzy tylko czekają momentu, aż całkowita likwidacja państwa stanie się możliwe, by – gdy taki moment nastanie – bezlitośnie je dobić.

Udostępnij

19 Comments:

  1. Nie poruszyłeś istotnego aspektu, że państwa mają silną skłonność do rozrostu. Nie da się zadekretować państwa minimum skoro to ono samo ma prawo wydawać dekrety.
    Jak pisał Rothbard o USA:
    The idea of a strictly limited constitutional State was a noble experiment that failed, even under the most favorable and propitious circumstances

    1. Masz rację. Trafne uzupełnienie.
      Gdy porównujemy poziom agresji w anarchii, powinniśmy porównywać go z poziomem agresji, który miałby miejsce nie w jakiejś wyidealizowanej formie państwa miniamlnego, ale w państwie minimalnym takim, jakiego mamy prawo się realnie spodziewać, a więc, jak piszesz, państwa z tendencją do rozrostu.
      Problem polega na tym, że też dokładnie nie wiemy, jaka byłaby dynamika tej tendencji i co dałoby się zrobić by ją zatrzymać/opóźnić. Wiemy, że ona jest, nie wiemy, jaka jest dokładnie.

  2. Witam,

    Zastanawiam się czy nie został tutaj popełniony jeden bardzo duży błąd logiczny. „Państwo minimalne nie jest dobrowolnym stowarzyszeniem […], ale organizacją, która charakteryzuje się dwoma typowymi dla każdego państwa cechami: rości sobie prawo do monopolu na stosowanie przemocy na danym obszarze i utrzymuje się z pieniędzy odebranych obywatelom z użyciem przemocy.”

    Jestem przekonany, że w Państwie minimalnym w ujęciu wolnościowym powszechne będą: znajomość fundamentalnego prawa określającego formę i zakres jego działalności; powszechny dostęp do broni palnej; dobrowolna przynależność. Nie można tutaj mówić o jakiejkolwiek formie monopolu na przemoc.
    Faktycznym problemem jest zaproponowanie takiej formy przejścia z jednego systemu społecznego w drugi, aby nie ulec pokusie odejścia od fundamentalnych wartości przyświecającym wolnościowcom – nieagresji oraz samoposiadania.

    1. Jeśli nie ma monopolu na przemoc i przynależność jest dobrowolna, to nie możemy mówić o państwie.

      1. Wybacz źródło, ale sprawdziłem definicję na wiki. Faktycznie jest tam mowa o monopolu na stanowienie i wykonywanie prawa na danym terytorium. Ale ta definicja jest chyba lekko ułomna.

        Później czytam:
        „Według Hobbesa człowiek decyduje się na utworzenie państwa na skutek w pełni racjonalnej i jednocześnie egoistycznej kalkulacji. Wszyscy tworzący państwo oddają większość władzy i jednocześnie zrzekają się prawa do używania przemocy na rzecz suwerena, w ramach powszechnej umowy społecznej. Czynią tak w zamian za identyczną obietnicę ze strony innych ludzi tworzących społeczeństwo i celem uzyskania przez wszystkich bezpieczeństwa.”

        Więc czysto teoretycznie, jeśli obywatele mogą egzekwować prawo przemocą, oraz mogą dobrowolnie opuścić jego granice. To o czym mówimy jeśli nie o Państwie? Może definicja terminu „Państwo” jest zbyt szeroka i nie dokładna? A tym samym wizja przedstawiona przeze mnie, jednak jest państwem?

        1. Hm…
          Ja widzę to tak.
          Państwo to instytucja, która uznaje, że na danym terenie to ona decyduje komu wolno i na jakich zasadach stosować przemoc, i udaje się jej się swoje postanowienia wyegzekwować. Zasady stosowania przemocy określone są w formie prawa. Teoretycznie państwo nie musiałoby utrzymywać się z podatków, ale praktycznie jest to konieczne – jeśli chcesz decydować, co i jak na jakimś wielkim obszarze, to musisz mieć pieniądze, by stworzyć caly aparat przemocy. Poza tym, jak masz monopol na stosowanie przemocy, to czemu nie pobierać od ludzi podatków. Więc na poziomie praktycznym podatki również są dobrym wyróżnikiem państwa.

          Tak więc: państwo = monopol na stosowanie przemocy wyrażony w prawie + podatki.

          I teraz – teoretycznie jacyś ludzie żyjący na jakimś obszarze mogliby umówić się, że nie chcą żyć w anarchii i jednomyślnie zgodzić się, że podlegać będą państwu. W tym wypadku zarówno ów monopol na stosowanie przemocy i podatki byłyby dobrowolne.

          Taki przypadek jest jednak czysto hipotetyczny, nigdy nic takiego nie miało miejsca – przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. Ale część teoretyków myśli tak – ponieważ byłoby racjonalne, by ludzie zgodzili się na coś takiego (bo alternatywą jest piekło anarchii), to możemy założyć, że ludzie na to się zgodzili. Określa się to mianem hipotetycznej umowy społecznej, która – rzekomo – obowiązuje nawet mimo tego, że nie została realnie zawarta.

          Tu należy jednak zapytać, czy rzeczywiście ludzie by zgodzili się na coś takiego i, dalej, czy to, że by się zgodzili (jeśli tak) oznacza, że muszą być podlegli państwu.
          Kolejny problem polega na tym, że nawet gdybyśmy zgodzili się na państwo, to pewno na państwo minimalne, a nie na tego lewiatana, który teraz okrada nas z polowy pieniędzy, kontroluje nasze życie i wtrąca się w naszą codzienność.

          Czy coś wyjaśniłem?

          1. Raczej potwierdziłeś mój tok myślenia.

            Pytanie zatem, czy można nazwać AKAPowym, umowę społeczną podpisywaną przez każdego z kandydatów na obywatela?

            Umowę która umożliwia w każdej chwili odstąpienia od płacenia podatków i poddania się aparatowi egzekwowania prawa? Czy możemy mówić o inicjowaniu przemocy przez takie quasi „państwo”? Morderca skazuje się na np. na karę śmierci w momencie popełnienia zabójstwa. W momencie obowiązywania umowy, jak również po jej wypowiedzeniu (jeśli morderstwo miało miejsce w trakcie jej obowiązywania) wymierzenie kary mogłoby nastąpić przez każdego obywatela. Zawsze można sprawdzić czy morderca mordercy miał do tego prawo.

            Otwarta pozostaje kwestia „przestrzeni” na której miałoby obowiązywać takie państwo oraz „dzieci” jako nowych obywateli, którą specjalnie pomijam, bo to szerszy temat.

            Jest to AKAP czy nie? : )

        2. Myślę, że byłaby to na pewno forma ładu anarchicznego, która mogłaby powstać w obrębie akapu.
          Problem z nazywaniem tego akapem polega na tym, że akap to ogólna nazwa dla ładu bezpaństwowego, w której produkcją bezpieczeństwa, prawa i rozstrzygania sporów zajmują się prywatne firmy (stąd element „kapitalizm” w nazwie). Tak przynajmniej ja używam tej nazwy.
          Ale jeśli uznamy, że akap to każdy ład bezpaństwowy, w którym zasadniczo udaje się wdrożyć libertariańskie postulaty moralne, to taka forma ładu byłaby akapem.

  3. Po co wyważać otwarte drzwi?
    Nie wyobrażam sobie sytuacji, by społeczność bezpaństwowa na danym terytorium jednomyślnie zgodziła się na wybór jednej ” agencji ochrony” , moim ( a przede wszystkim nie tylko moim) zdaniem powstałyby konkurencyjne agencje. A potem już – za Nozickiem- kwestią czasu jest, by kolejne racjonalne decyzje i wybory doprowadziły do wyłonienia jednej, która narzuci swój kodeks i przejmie monopol przemocowo- podatkowy.
    Przy okazji- polecacie słusznie niewątpliwie znakomitą książkę Nozicka, warto wiedzieć jednak, że
    – część środowisk anarchokap. nie uznaje go, właśnie za w/w przekonania co do nieuchronności powstania państwa,
    – czasem sam Nozick wycofał się z wielu swoich libertariańskich twierdzeń i sympatii …
    Czego osobiście żałuję..

  4. „Państwo minimalne nie pełniłoby żadnych funkcji redystrybucyjnych czy regulacyjnych”
    Aby egzekwować konkretny system prawny potrzeba monopolu przemocy i sądownictwa. Państwo minimalne nie pełniłoby żadnych funkcji redystrybucyjnych lecz pełniłoby funkcje regulacyjne (konkretnie regulacja zabraniająca świadczenia usług sądownictwa, z przemocą byłoby podobnie). Zakaz to też regulacja.

    „które wkracza do akcji tylko i wyłącznie, gdy łamane są prawa jednostek, jednak powstrzymuje się przed organizowaniem życia tych obywateli.” Sam fakt przymuszania kogoś do wykupienia usługi X jest organizowaniem życia.

    „Inicjowanie agresji jest w ich przekonaniu złem, zaś za największego wroga wolności i własności uznają oni państwo.” W imię braku przemocy wobec części jednostek należy stosować przemoc wobec wszystkich, bez sensu.

    a) to kompletna bzdura przecież takie samo zagrożenie istnieje w przypadku monopolu na przemoc a nawet o zgrozo jest większe
    b) milicje i cyberataki powinny wystarczyć na jakiekolwiek państwo, no chyba, że postanowią pokryć teren np. Polski bombami, ale kto tyle bomb wyprodukuje?

    Zresztą co to za pomysł, że ofiary (bandytów zawsze jest mniej) nie mogą się skomunikować i przeciwdziałać przemocy? Przecież to całkowicie jasne, że jak przyjdą po Ciebie to zaraz przyjdą po mnie i tysiąc innych osób? Jak jest broń i sposoby komunikacji do złamania których bandyci nie mają środków to czemu ich po prostu nie pozabijać?
    Jak rozumiem jakiekolwiek teksty minarchistów nie opierają się na prognozowaniu zmian na rynkach, po prostu są ot tak gdybaniem sobie filozofów. Pewnie nie znajdzie się tam nic o technologiach przyszłości, chociażby ułatwiających masowe przekazywanie informacji z pominięciem bandytów co jest już podstawą pod stworzenie realnego oporu. Jeżeli wywody apropo przyszłości są prowadzone z pominięciem przyszłych realiów (szczególnie tych technologicznych) no to będą takie kwiatki. Ba niektórzy 10 lat temu nadal pisali o złocie czy parytecie złota, a niektórzy pisali o cyfrowych pieniądzach (wyłączenie fiatów, chodziło o kryptowaluty) które dzisiaj się bardzo dobrze rozwijają, wobec czego pierwsi prognozowali używanie złota a drudzy cyfrowych pieniędzy, natomiast nawet dzisiaj w większej ilości miejsc można od strony użytkownika zapłacić za pomocą bitcoina (przy użyciu bitcoin prepaida) niż złota. Oczywiście czasami ktoś pomijając przyszłe zmiany na rynkach może mieć rację, czasami.
    Kolejną tendencją już występującą a która w anarchii się nasili (mniejsza ilość młodych w miastach z racji „płatnych” studiów, mniejsza ilość ludzi z racji braku urzędów, autonomiczne samochody, praca przez neta, automatyzacja) jest odpływ ludzi z miast do wsi. Łatwiej kontrolować większe skupiska niż mniejsze.

    Zauważyłeś, że ludzie którzy np. zostają ateistami stają się zagorzałymi przeciwnikami religii i przynajmniej przez jakiś czas ją bardzo mocno napiętnują? Ludzie którzy zostają wierzący z ateistów ciągle będą gadać o tej religii i staje się ona ważna i niezaprzeczalna.
    Podobnie będzie z anarchią, gdy masy staną się anarchistami to będą radykalni. I to jest grunt pod opór.

    „Pytanie o możliwość i sposób istnienia anarchokapitalizmu (a więc o zasadność argumentów minarchistów) pozostaje otwarte. Spór między anarchokapitalistami a minarchistami nie zostanie rozstrzygnięty, dopóki nie spróbujemy wprowadzić w życie anarchokapitalizmu na jakimś obszarze i nie zobaczymy, jakie dało to efekty.”
    Lub jeżeli gdzieś wprowadzi się państwo minimum.

    Podstawowym błędem minarchizmu jest to iż monopol na zapewnianie „bezpieczeństwa” jest monopolem wobec czego nie istnieje presja na jakość czy cenę. Jakość do dołu, cena do góry, wobec czego wcale nie zapewnia on ochrony jednostce, wystarczy popatrzeć czy dzisiaj zachodzą kradzieże, gwałty i morderstwa.
    Ludzie którzy tego nie robią, nie robią tego bo nie chcą. Każdy zwykły debil mający odrobinę jaja potrafi wybić szybę i wyciągnąć radio śrubokrętem albo buchnąć furę w której ktoś zostawił kluczyki.
    Ludzie nie chcą tego robić lub boją się odpowiedzialności, w anarchii odpowiedzialność nie znika, ofiara nadal chce zadośćuczynienia i nadal ma środki aby tego dochodzić, środki bardziej efektywne gdyż między podmiotami zachodzi konkurencja.

    Imo libertarianizm to pogląd iż wolność jest najważniejsza, nie bezpieczeństwo, nie wygodny fotel, a właśnie wolność, więc jeżeli ktoś stawia bezpieczeństwo (przymus utrzymywania policji i wojska celem zapewnienia bezpieczeństwa, a dokładnie iluzji bezpieczeństwa) to najwidoczniej nie są libertarianem tylko securitarianem (;)) gdyż najważniejsza dla niego jest iluzja bezpieczeństwa.

    Jakie masz problemy z dobrowolnymi systemami prawnymi? Ja widzę jeden: zmniejszenie wartości swojej ziemi i nieruchomości znajdujących się na terenie danej organizacji z racji czasowego lub stałego ograniczenia użyteczności.
    Np. w dobrowolnym systemie prawnym gdzie za produkcję X jest kara Y, nie jest dobrym miejscem aby produkować X jeżeli są do tego lepsze miejsca w pobliżu (zasadniczo i tak jest to rachunek wliczający koszty transportu, szacowane ryzyko złapania, wysokość kary). Imo każde prawo wpisane w umowę kupna-sprzedaży ogranicza ilość potencjalnych kupujących i obniża wartość ziemi czy nieruchomości.

  5. Dziękuję za artykuł. Nie jestem (prawicowym) libertarianem, a kooperatystą anarchiczno-minarchiczynm, niemniej zdobyłem tu cenne informacje. Poza tym – chciałbym zakomunikować, że istnieje coś, co wydaje mi się być bardziej egoistyczne i racjonalne niż wolna konkurencja – otóż – prosumpcja, czyli produkcja na własny użytek i, wcale nie myślę o szyciu sobie ubrań czy butów, a, przykładowo, o spółdzielczości energetycznej. Gdy produkuję dla siebie samego, chcę, żeby produkt/usługa była jak najtańsza i jak najlepszej jakości

  6. „(Niektórzy libertarianie błędnie, jak sądzę, wyobrażają sobie, że możliwe byłoby państwo minimalne, które nie pobierałoby podatków […] nie ma tu, niestety, miejsca, by wyjaśnić te dwa nieporozumienia.)”

    Może w komentarzu się znajdzie?

  7. A to nie jest tak żeby to (minarchia) mogło być zgodne z libertarianizmem to musiało by być dobrowolne tzn. możliwość indywidualnej secesji??? (aksjomat o nieagresji)
    Proszę o odpowiedz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.