Najlepszy rząd to taki, który rządzi najmniej
Henry David Thoreau
Minarchizm to odmiana libertarianizmu, której zwolennicy – wobec przewidywanej nieefektywności ładu anarchokapitalistycznego w chronieniu praw jednostki do dowolnego zarządzania jej ciałem i własnością – popierają istnienie tzw. państwa minimalnego, a więc najmniejszej ilości państwa, jaka jest konieczna, by zagwarantować efektywną ochronę tych praw.
Nieefektywność anarchokapitalizmu jako uzasadnienie istnienia państwa
Zwolennicy państwa minimalnego wychodzą z tych samych moralnych przesłanek, co anarchokapitaliści:
– uznają inicjowanie przemocy za coś złego,
– zgadzają się, że państwo jest instytucją opartą na agresji,
– za idealny ład uznają ład całkowicie dobrowolny, bezpaństwowy.
W przeciwieństwie do anarchokapitalistów jednakże minarchiści nie wierzą, że możliwym jest istnienie ładu bezpaństwowego, który zapewniałby jednostkom należyty poziom ochrony ich praw. Wskazują oni, że ład anarchokapitalistyczny:
(1) byłby niestabilny – miałby tendencję do przekształcania się w drapieżne państwo nieminimalne (np. w wyniku monopolizacji, kartelizacji czy inwazji krajów ościennych),
(2) nawet jeśli udałoby mu się zachować stabilność, nie potrafiłby zabezpieczyć praw jednostek do wolności i własności w stopniu, w jakim potrafiłoby je zabezpieczyć państwo minimalne (suma naruszeń praw jednostek w anarchokapitalizmie byłaby o wiele większa niż w państwie minimalnym – nawet jeśli uwzględnilibyśmy przemoc państwową).
Wobec niewydolności instytucji anarchicznych w chronieniu praw jednostek dopuszczalne jest – w przekonaniu minarchistów – powołanie państwa minimalnego (więcej na ten temat – Czy minarchizm jest częścią libertarianizmu?).
Czym zajmowałoby się państwo minimalne?
Zadania państwa minimalnego ograniczone byłyby do dbania, by prawo jednostki do dowolnego zarządzania jej ciałem i własnością nie było naruszane przez inne jednostki. Prawo w państwie minimalnym zobowiązywałoby jednostki wyłącznie do przestrzegania zasady nieagresji (dodatkowo jednostki musiałby, oczywiście, utrzymywać – za pomocą podatków – aparat państwowy). Zwięzły opis państwa minimalnego przedstawił Mises:
„Zadanie państwa polega tylko i wyłącznie na zapewnianiu ochrony życia, zdrowia, wolności i własności prywatnej. Każde działanie, które wykracza poza te działania, jest czymś złym.”
Oznacza to, że państwo minimalne wycofałoby się z wszystkich aktywności, które wykraczają poza egzekwowanie przestrzegania zasady nieagresji. Państwo minimalne:
(a) nie dokonywałoby redystrybucji dóbr – nie angażowałoby się np. w pomoc społeczną, ani inne formy transferów dóbr,
(b) nie regulowałoby niestanowiących inicjacji przemocy aktywności jednostek – nie kontrolowałoby gospodarki, nie regulowałoby cen, płac i dostępu do wykonywanych zawodów, nie nakładałoby ceł i akcyz, nie zabraniałoby produkcji i handlu narkotykami, nie zmuszałoby dzieci do chodzenia do szkół, a mężczyzn do służby wojskowej itd.,
(a) nie dostarczałoby dóbr publicznych – nie budowałoby szkół, uniwersytetów, muzeów, teatrów,
(b) nie rościłoby sobie praw do kontroli nad znajdującymi się na jego obszarze zasobami – nie wydobywałoby kopalin, nie kontrolowałoby lasów itd.
Wycofanie się państwa z tych wszystkich aktywności posiadałoby dwie konsekwencje. Po pierwsze, z jednostek zdjęte zostałyby koszty olbrzymie utrzymywania państwa rozwiniętego, z gospodarki zaś krępujący ją gorset państwowych regulacji. Wiązałoby się z radykalnym polepszeniem sytuacji finansowej jednostek i poszerzeniem zakresu możliwości ich działania. Po drugie, wszystkie dobra czy usługi, których dostarczaniem dotychczas zajmowało się państwo nieminimalne, jednostki musiałby zapewnić sobie same: bądź partycypując w wolnym rynku, bądź licząc na dobrowolną pomoc ze strony innych. Ograniczenie państwa do minimum oznaczałoby więc uwolnienie jednostek zarówno od obciążeń i regulacji nakładanych przez państwo, jak i od opieki, którą to państwo zapewnia. Państwo minimalne przypominałoby więc – jak złośliwie, acz trafnie zauważył Thomas Carlyle – „anarchię z policjantem”. Dozwolone byłoby w nim wszystko, prócz inicjowania przemocy.
Nie sposób ukryć, że państwo minimalne, choć powołane do ochrony jednostek, samo naruszałoby względem nich zasadę nieagresji – zapewniałoby bowiem monopol na stosowanie przemocy i pobierało podatki. W przekonaniu minarchistów jest to jednak konieczne, alternatywą jest bowiem bądź niemal natychmiastowy powrót drapieżnego państwa nieminimalnego, bądź zwiększenie ilości agresji w ładzie anarchicznym. Podkreślić należy jednak, że byśmy mogli mówić w danym przypadku o państwie minimalnym, naruszenia praw jednostek ze strony państwa powinny być jak najmniejsze (minimalność państwa oznacza, z jednej strony, ograniczenie się do ochrony praw jednostkowych, z drugiej zaś, zapewnianie tej ochrony w jak najmniej inwazyjny sposób).
Wady państwa minimalnego
Gdy myślimy o tym, jak zaprojektować państwo minimalne, pamiętać musimy o jego dwóch podstawowych wadach, a więc o:
(1) tendencji do obniżania jakości/zwiększania ceny usług państwa,
(2) tendencji do rozrostu.
Problem obniżania jakości/zawyżania cen jest problemem związanym z istnieniem każdego monopolisty handlującego niezbędnymi i nieposiadającymi bliskich substytutów dobrami. Taki monopolista może obniżać jakość/zawyżać cenę danego produktu, gdyż konsumenci nie mogą ukarać go, wycofując swe pieniądze i kupując to dobro od innych producentów. Można więc przewidywać, że z biegiem czasu jakość usług państwa minimalnego będzie maleć, a ich cena (wysokość podatków) rosnąć. Jeszcze większym problemem wydaje się immanentna tendencja państwa do rozrostu. Nawet jeśli udałoby ograniczyć się państwo regulacyjno-redystrybucyjne do państwa minimalnego, istnieć będzie trwała zachęta ekonomiczna, by zarządzający tym państwem, próbowali powrócić do państwa rozwiniętego. Rothbard wskazuje, że prawdziwie utopijnym projektem jest nie anarchokapitalizm, ale minarchizm, zakłada bowiem, że jeśli oddamy monopol na stosowanie przemocy wąskiej grupie ludzi, z jakichś względów nie wykorzystają one tego monopolu do powiększania swych wpływów i realizowania prywatnych interesów. Problem podatności państwa minimalnego jest dobrze opisany zarówno w ujęciu historycznym, jak i teoretycznym. Obserwując losy państw, które miały w pewnych momentach rysy państwa minimalnego, dostrzec możemy wyraźną tendencję do rozrostu i transformacji w państwo regulacyjno-redystrybucyjne. Modelowym przykładem jest tu historia Stanów Zjednoczonych. Mimo zaprojektowanych zabezpieczeń (obejmujących federalizację, podział władzy czy konstytucję), jak i powszechności ideałów wolnościowych w tamtejszym społeczeństwie, historia USA to historia ciągłego zwiększania wpływów państwa. Dlaczego państwo minimalne posiadać będzie immanentną tendencję do rozrostu? Wynikać będzie to z trzech czynników:
(1) będzie posiadało monopol na stosowanie przemocy, co wiąże się z wielką przewagę nad jednostkami,
(2) ze względu na problem politycznej ignorancji i przewagi małych, skoncentrowanych grup interesu nad niezorganizowanym społeczeństwem, jednostki nie będą w stanie w efektywny sposób przeciwdziałać tej tendencji,
(3) ze względu na możliwości, jakie daje sprawowanie władzy, i polityczny (a nie ekonomiczny) charakter procesu zdobywania i sprawowania władzy, aparat państwowy będzie przyciągać osoby skłonne do wykorzystywania go do swoich celów.
Obie tendencje – obniżanie jakości/zwiększanie ceny oraz rozrost – są w dłuższym trwaniu nieuniknione, wydaje się jednak, że dobrze zaprojektowane państwo minimalne może w dużym stopniu osłabić ich oddziaływanie, rozciągając proces degeneracji w czasie. Najlepszymi ograniczeniami dla tych tendencji wydaje się: decentralizacja/federalizacja, demokratyzacja, podział władzy i konstytucja.
Decentralizacja/federalizacja
Decentralizacja byłaby kluczową metodą, za pomocą której można ograniczyć obie wady państwa minimalnego. Po pierwsze, decentralizacja – rozbicie aparatu państwowego na mniejsze jednostki administracyjne – powoduje osłabienie tego aparatu. Osłabienie to nie spowodowałoby osłabienia jego skuteczności w egzekwowaniu prawa, ale osłabienie możliwości zdominowania społeczeństwa przez państwo. Jak wskazywał Hayek, główną zaletą „podziału władzy” jest jej rozdrobnienie, tak by nie mogła się ona skonsolidować celem poszerzania swoich wpływów. Dotyczy to nie tylko tradycyjnego podziału na władzę ustawodawczą, wykonawczą i sadowniczą, ale również podziału terytorialnego. Po drugie, słabość władzy zmusi ją do bardziej efektywnego wykonywania powierzonych jej zadań. Im słabsza władza, tym silniej liczyć musi się z interesem społecznym, im silniejsza, tym bardziej może podporządkowywać społeczeństwo swym interesom.
Istnieje pięć podstawowych powodów, dla których zdecentralizowana władza lepiej pełniłaby zadanie chronienia wolności i własności jednostek:
(1) Obywatele mogliby lepiej kontrolować, na co przeznaczane są odbierane im pieniądze i w jaki sposób działają ci, których wybrali na swoich reprezentantów. Zmniejszenie obszaru administracyjnego i zakresu obowiązków państwa zaowocowałoby osłabieniem działania efektu gapowicza i zmniejszeniem racjonalnej ignorancji.
(2) W każdym regionie egzekucja prawa przebiegałaby w odmienny sposób, co sprawiłoby, że w różnych regionach testowane byłyby różne metody działania. Osoby niezadowolone ze sposobu, w jaki prawo jest interpretowane i egzekwowane na zamieszkanym przez nich obszarze, wywierałyby nacisk na rządzących, by wprowadzili metody, które sprawdzają się w innych regionach (widać więc, że zdecentralizowany minarchizm – nieudolnie, ale jednak – naśladuje anarchokapitalistyczny ideał radykalnej pluralizacji produkcji prawa).
(3) Dzięki pluralizacji prawa, jednostki zdobyłyby wyobrażenie o realnych kosztach jego egzekucji (istnieje możliwość porównania wysokości podatków w różnych obszarach administracyjnych).
(4) Błędy popełniane przez zarządców nie rozlewałyby się na obszar całego państwa, a jedynie na obszar lokalnej wspólnoty, dzięki czemu mogłyby być łatwo dostrzeżone i wyeliminowane.
(5) Osoby niezadowolone mogłyby przenieść się do regionów lepiej zarządzanych – im więcej zróżnicowanych terenów, tym większe możliwości migracji prawnej. Proces ten działałby również w sposób potencjalny – już sama możliwość ucieczki (szczególnie wielkich firm) powodowałby polepszenie jakości egzekucji prawa na danym obszarze. Im większa liczba osób opuszczałaby dany obszar, tym bardziej słabłby on pod względem finansowym, co jeszcze silniej wzmagałoby po pierwsze głosy przeciw zmianie, po drugie wagę tych głosów.
Demokratyzacja
Proces osłabiania państwa za pomocą decentralizacji dopełniony mógłby być za pomocą demokratyzacji – zarówno rządzący poszczególnymi regionami, jak i sędziowie, a nawet szefowie policji, wybierani byliby w demokratycznych wyborach. Libertarianie zazwyczaj krytycznie odnoszą się do demokracji, jednak ich krytyka wymierzona jest przede wszystkim w ideę państwa socjaldemokratycznego, nie zaś w demokrację jako mechanizm wybierania kierownictwa w jakiejś organizacji. Jest olbrzymia różnica między systemem socjaldemokratycznym, w którym całość prawa tworzona jest przez demokratycznie wybranych reprezentantów, a państwem minimalnym, w którym demokratycznie wybierani zarządcy zajmują się tylko i wyłącznie egzekwowaniem prawa opartego na zasadzie nieagresji. W tym drugim wypadku demokracja jest próbą naśladowania mechanizmu selekcji rynkowej, w tym pierwszym – zasłoną dymną dla w istocie autorytarnych rządów. Jest faktem, że państwo minimalne narażone jest na rozrost, wydaje się jednak, że demokratyczny sposób wyboru władz lokalnych – władz, które, powtórzmy, zajmowałyby się tylko i wyłącznie egzekwowaniem przestrzegania zasady nieagresji – powinna raczej ten rozrost hamować niż przyspieszać.
Prawo i konstytucja
Jak wskazałem, prawo w państwie minimalnym byłoby oparte na zasadzie nieagresji, która pełniłaby rodzaj „jednozdaniowej konstytucji”. Władza wykonawcza zajmowałaby się jedynie egzekwowaniem tego prawa. Władza sądownicza – orzekaniem, czy zostało złamane (co wiązałoby się, oczywiście, z jego interpretowaniem). Czy w państwie minimalnym istniałaby władza ustawodawcza? Z pewnością byłoby lepiej, gdyby nie istniała – ideałem państwa minimalnego byłoby więc państwo pozbawione mocy legislacyjnej, państwo z niezmienialną, wieczną konstytucją. Prawo jednakże musi zmieniać się reagując na zmieniające się warunki społeczne. Odpowiedzią na ten problem mogłyby być zmieniające się praktyki sędziowskie (ewentualna samowola sędziów byłaby powściągana przez demokratycznie wybierany trybunał konstytucyjny). Tym sposobem, państwo minimalne byłoby – jak proponuje de Jasay – pozbawione polityki (policy-less). Nie zajmowałoby się tworzeniem prawa, ale jego egzekwowaniem. Jak wskazuje Buchanan, jego rola byłaby czysto techniczna czy „naukowa” – miałoby określać, czy doszło do złamania niezmiennego prawa i karać sprawców takich naruszeń.
Statyczna i dynamiczna wizja państwa minimalnego
Tradycyjnie uznaje się, że państwo minimalne, by realizować swe zadanie, składać winno się z policji, sądów, wojska i aparatu administracyjnego. Celem wojska jest chronić obywateli przed agresją krajów ościennych, celem policji – chronić przed agresją z rąk współobywateli, celem sądów – rozstrzygać, kiedy doszło do złamania zasady nieagresji i określać wysokość kary, aparat administracyjny zaś zajmować musi się koordynacją wszystkich tych działań. Zauważmy jednak, że pojęcie „państwo minimalne” ma charakter dynamiczny (jego desygnatem nie jest jakaś raz na zawsze ustalona struktura, ale struktura, która może być – zależnie od potrzeb – większa bądź mniejsza). Tak więc państwo minimalne to nie państwo złożone z policji, sądów, wojska i aparatu administracyjnego, ale minimalna ilość państwa, która konieczna jest, by zapewnić jak największą ochronę praw jednostki do dowolnego zarządzania swoim ciałem i własnością. Jest to istotne, nie wiemy bowiem, ile państwa jest konieczne, by zminimalizować sumę naruszeń praw jednostkowych. Być można państwo wcale nie musi monopolizować całego obszaru produkcji bezpieczeństwa, prawa i rozstrzygania sporów. Dlatego też dokładny kształt, jaki przybrać winno państwo minimalne, zależny jest od tego, z jakimi kwestiami nie potrafiłby poradzić sobie ład anarchokapitalistyczny. Przykładowo:
(a) jeśli w anarchokapitalizmie istniałaby tendencja do monopolizacji (kartelizacji), państwo minimalne winno pełnić rolę agencji antymonopolizacyjnej (antykartelizacyjnej), nie monopolizując produkcji bezpieczeństwa,
(b) jeśli problemem anarchokapitalizmu byłaby niemożność sfinansowania wojska, państwo mogłoby składać się z wojska, które pozwalałoby prywatnym agencjom ochrony produkować prawo i bezpieczeństwo,
(c) jeśli problemem byłby nielibertariański charakter prawa produkowanego przez agencje ochrony, państwo mogłoby zajmować się wymuszaniem, by fundamentem prawa była zasada nieagresji, pozwalając działać agencjom ochrony itd.
Oczywiście, by pełnić wszystkie te funkcje, państwo musiałoby zapewnić sobie na tyle silną pozycje, by móc realizować założone cele, nie musiałoby jednak wypychać całkowicie z rynku prywatnych producentów bezpieczeństwa, prawa i rozstrzygania sporów.
Uwiąd państwa
Na początkowych etapach swego istnienia państwo minimalne mogłoby przyjąć klasyczny kształt i składać się z policji, wojska, sądów i administracji, by następnie czynić wycieczki w stronę anarchokapitalistycznej utopii. Państwo mogłoby więc powoli, po kawałku, oddawać część swych kompetencji podmiotom prywatnym. Zauważmy, że proces ten doskonale współgrałby z decentralizacją – prywatyzacja kolejnych obszarów państwo mogłaby odbywać się w tych regionach, w których wykształciłyby się najbardziej sprawne alternatywny prywatne. Co więcej, lokalne „próbowanie anarchokapitalizmu” nie wiązałoby się z ryzykiem pogrążenia w chaosie całego obszaru – jeśli likwidacja jakichś funkcji państwowych okazałaby się błędem, efekty tego błędu nie rozlałyby się na cały obszar państwa minimalnego. O wiele łatwiej również byłoby powrócić do poprzedniego – bardziej stabilnego stanu. Uwiąd państwa minimalnego przebiegać mógłby więc w następujący sposób:
– państwo mogłoby wycofywać się z produkowania bezpieczeństwa, pozostawiając to zadanie prywatnym agencjom, samo zaś zajmowałoby się jedyni funkcją koordynującą (jeśli system by się sprawdzał, takie rozwiązania mogłyby być kopiowane na innych obszarach),
– państwo mogłoby wycofywać się z orzekania w sprawach, w których jednostki mogą wiązać się kontraktem (wymuszając tym samym wiązanie się dobrowolnymi umowami) – co stymulowałoby powstanie prywatnego systemu sądowego,
– państwo mogłoby rezygnować z produkcji wojska tam, gdzie nie byłoby to konieczne lub gdzie wojsko mogłoby być produkowane prywatnie.
Ostatnim etapem tego uwiądu byłoby państwo pełniące wyłącznie funkcję koordynującą – jeśli prywatne firmy i stowarzyszenia uniosłyby ciężar produkcji ładu społecznego – państwo okazałoby się zbędne i mogłoby ulec samorozwiązaniu.
Tekst o tyle dobry, że jest pewnym kompendium rożnych stanowisk wobec tytułowego tematu. I o tyle sympatyczny, że każdy argument napotyka na krytykę.
Ale : naprawdę, warto mocniejszy nacisk położyć na to, że historia nie zostawia złudzeń : władza nie potrafi (wręcz nie ma takiego celu!) nie używać swojej mocy i swoich instytucji do samorozrostu. To wbrew jej immanentnej naturze. Tu gorąco polecam Jouvenela ” Traktat o władzy”
I, po drugie : historia USA pokazuje , że demokratyzacja nie jest naszym sprzymierzeńcem, a wręcz , że to ona jest głównym powodem odchodzenia od wolności, monarchizmu, federalizacji, i to jej (demokracji) mechanizmy pozwalają politykom przejmowanie coraz więcej zakresu indywidualnej wolności.
Ale czy wykastrowanie państwa w funkcji legislacyjnej nie mogłoby być tu rozwiązaniem? Demokracja byłaby tylko metodą wybierania szefa policji czy sędziego, a nie metodą wybierania kogoś, kto będzie tworzył prawa.