Jednym z najczęściej popełnianych intelektualnych błędów współczesnej lewicy jest błąd moralistyczny. Nim wyjaśnię, na czym on polega, opisać chciałbym inny powszechny błąd, który wydaje się jego przeciwieństwem. Chodzi o opisany przez Davida Hume’a (określany czasem mianem prawa Hume’a, a czasem – nie do końca ściśle – błędem naturalistycznym) błąd polegający na nieuprawnionym przechodzeniu od „jest” do „powinno”.
Prawo Hume’a
W słynnym fragmencie Traktatu o naturze ludzkiej Hume wskazuje, że czytając dzieła filozoficzne, często napotykał wywody, których autorzy najpierw opisywali jakiś stan faktyczny, by nagle – ni stąd, ni zowąd – przejść do stwierdzeń natury moralnej, tak jakby te drugie miały wynikać z tych pierwszych. Według Hume’a jednakże z faktu, że świat jakiś jest, nie można wnioskować, że świat jakiś powinien być. Z faktualnej przesłanki nie da się wywieść moralnego wniosku. Stwierdzenia opisowe należą do odmiennej kategorii stwierdzeń niż stwierdzenia normatywne. Między „jest” a „powinno” zieje przepaść (is/ought gap), której nie da się w żaden sposób przekroczyć.
Rozważmy następujący argument na rzecz wegetarianizmu:
(1) Ludzie, by przeżyć, potrzebują pożywienia.
(2) Zwierzęta nadają się na pożywienie dla człowieka.
(3) Zwierzęta są podobne do ludzi, tak jak oni cierpią, mają uczucia i chcą być szczęśliwe.
(4) Ludzie mogą żywić się pokarmem niepochodzącym od zwierząt.
(5) Nie powinniśmy zjadać zwierząt.
Rozumowanie to jest nieprawomocne, gdyż w sposób nieuprawniony przechodzi od stwierdzeń faktualnych do stwierdzeń normatywnych. Wniosek (5) w żaden obowiązujący sposób nie wynika z przesłanek (1)-(4). Poprawne (nie w sensie moralnym, ale logicznym) rozumowanie mogłoby wyglądać tak:
(1) Ludzie, by przeżyć, potrzebują pożywienia.
(2) Zwierzęta nadają się na pożywienie dla człowieka.
(3) Ludzie mogą żywić się pokarmem niepochodzącym od zwierząt.
(4) Zwierzęta są podobne do ludzi, tak jak oni cierpią, mają uczucia i chcą być szczęśliwe.
(5) Nie powinniśmy krzywdzić stworzeń, które są zdolne do cierpienia, jeśli nie jest to konieczne dla naszego przeżycia.
(6) Nie powinniśmy zjadać zwierząt.
Podstawowa różnica między dwoma argumentami polega na tym, że w drugim wypadku ostateczny wniosek (6) wywiedziony jest nie z przesłanek faktualnych, ale z przesłanki moralnej (5). Faktualne przesłanki (1)-(4) pełnią rolę pomocniczą, określają, czy w danym wypadku moralna przesłanka (5) jest „aktywna”. Przykładowo, jeśli przesłanka (3) nie byłaby prawdziwą – ktoś umierałby z głodu i jedyną szansą na przeżycie byłoby zjedzenie befsztyka – przesłanka (5) nie miałaby zastosowania (nie byłaby aktywna), w związku z czym nieprawomocny byłby wniosek (6). Pierwszy argument narusza prawo Hume’a, przechodzi bowiem od faktualnego do moralnego, drugi jest wolny od tego błędu, wyciąga bowiem moralny wniosek z moralnej przesłanki.
(Konstatacja, iż moralne wywieść można tylko z moralnego, rodzi niepokojące pytania. Skoro moralnego nie da się wywieść z faktualnego, skąd biorą się zasady moralne? Z innych zasad moralnych? Jeśli jednak tak jest, to w ten sposób musimy dojść – cofając się – do pierwszych zasad moralnych, które nie wzięły się ani z innych zasad moralnych, ani z przesłanek faktualnych. Skąd wzięły się pierwsze zasady moralne?)
Nieuprawnione przechodzenie od „jest” do „powinno” często wykorzystywano do uzasadnienia poglądów moralnych, które dziś wielu z nas uznaje za niewłaściwe. Przykładowo:
- Europejczycy byli bardziej rozwinięci od kolonizowanych przez nich społeczności, dlatego mieli prawo wziąć te społeczności pod kontrolę.
- Stosunki homoseksualne nie prowadzą do przedłużenia gatunku i są odstępstwem od biologicznej normy, dlatego homoseksualizm jest czymś złym i powinien być zakazany.
- Kobiety są biologicznie lepiej przystosowane do opieki nad dziećmi, dlatego ich miejsce jest w domu.
Niezależnie od tego, co myślimy na temat kolonizacji, homoseksualizmu i biologicznych predyspozycji kobiet, wszystkie trzy argumenty są niepoprawne. Przedstawione przykłady błędnego przechodzenia od faktów do zasad moralnych wybrałem nieprzypadkowo. Wszystkie trzy poglądy głoszone były (lub są) przez ludzi związanych z ideologiami konserwatywnymi. Błędne wnioskowanie-od-jest-do-powinno-być było w przekonaniu wielu lewicowców fundamentalną strategią, za pomocą której konserwatywna prawica próbowała przekonać masy, że wymienione poglądy (niedopuszczalne z punktu widzenia lewicy) są prawdziwe. Pytanie, czy ten typ błędu jest typowy dla konserwatystów, wymagałoby zbadania, faktem jest jednak, że współczesna lewica trafnie atakuje konserwatystów za stosowanie tej argumentacji. Bardzo często jednakże popada ona w przeciwstawny błąd – błąd moralistyczny.
Od moralnego do faktualnego
Jeśli istotą dostrzeżonego przez Hume’a błędu jest przechodzenie od twierdzeń faktualnych do twierdzeń moralnych, to istotą błędu moralistycznego jest nieprawomocne przechodzenie od twierdzeń moralnych do twierdzeń faktualnych. Najczęstszą formą tego błędu jest przeskakiwanie od twierdzenia o moralnej równości ludzi do twierdzeń wskazujących biologiczną równość ludzi:
(1) ludzie są względem siebie moralnie równi, nikt nie jest lepszy od nikogo, jako ludzie cechujemy się przyrodzoną godnością, którą powinno się szanować – postulat moralny,
(2) ponieważ ludzie są moralnie równi, nie istnieją żadne istotne biologiczne różnice między ludźmi (kobietami a mężczyznami, rasami, narodowościami itd.) – stwierdzenie faktualne.
Konkretne wersje tego wnioskowania wyglądać mogą tak:
- Ponieważ biali i czarni są sobie moralnie równi, biali i czarni są tak samo inteligentni.
- Ponieważ ludzie z różnych ras są równi moralnie, rasy nie istnieją. Ewentualne różnice rasowe są wynikiem wychowania czy kultury.
- Ponieważ kobiety i mężczyźni są moralnie równi, nie istnieją istotne biologiczne różnice między kobietami a mężczyznami, które mogłyby powodować systematyczne różnice w zachowaniach, kompetencjach, osiągnięciach. Ewentualne różnice tego typu są wynikiem wychowania czy kultury.
- Ponieważ wszyscy ludzie są równi moralnie, to wszyscy ludzie są do siebie bardzo podobni biologicznie, a ewentualne różnice mają charakter kulturowy.
O ile pierwszy typ błędu (przechodzenie od naturalnego do moralnego) zostaje często wyrażony wprost, to błąd moralistyczny funkcjonuje przeważnie na poziomie milczącego założenia, które trzeba dopiero wydobyć na światło dzienne. Lewica nie mówi wprost: „Ponieważ ludzie są moralnie równi, są biologicznie niezróżnicowani”. Stara się raczej przedstawić naukowe argumenty braku takiego zróżnicowania (najważniejszą strategią jest tu – to istotne – podważanie na poziomie metodologicznym ustaleń zwolenników zróżnicowania). Jednak ponieważ dowody na zróżnicowanie są bardzo mocne, wydaje się, że właściwym wyjaśnieniem uporczywego wypierania faktu biologicznego zróżnicowania ludzi jest właśnie błąd moralistyczny. Błąd moralistyczny jest więc rodzajem heurystycznego narzędzia pozwalającego nam zrozumieć, skąd biorą się niektóre błędne wyobrażenia lewicy i dlaczego obstaje ona przy nich z taką siłą.
Biologiczny negacjonizm
Najłatwiej zrozumieć to zjawisko, analizując fenomen IQ-negacjonizmu. Ryzykując wyjście poza swoje kompetencje naukowe, chciałbym wysunąć tezę, że następujące twierdzenia są dobrze udokumentowane (jeśli nie zgadzasz się z tym stwierdzeniami, nie przekreśla to teorii błędu moralistycznego):
- ludzie różnią się w swoich zdolnościach kognitywnych,
- zdolności kognitywne są w istotnym stopniu uwarunkowane biologicznie,
- zdolności kognitywne są jednym z najważniejszych czynników decydujących o tym, w jaki sposób ludzie radzą sobie w otaczającym świecie,
- zróżnicowanie to koreluje (na różne sposoby) z innymi istotnymi czynnikami różnicującymi ludzi (płcią, rasą, narodowością itd.),
- testy IQ są bardzo dobrym narzędziem szacowania zdolności kognitywnych.
Bardzo wiele osób – w tym także naukowców – szczególnie wśród lewicy podważa czy odrzuca jedno lub wiele z tych twierdzeń. Dlaczego tak jest?
Wydaje się, że jedynym sensownym wyjaśnieniem tego typu negacjonizmu, jest uznanie, że negacjoniści zdają się wierzyć, że niemożliwe jest utrzymanie tezy o moralnej równości ludzi wobec faktu ich biologicznego zróżnicowania. Jeżeli teza mówiąca, że różne grupy społeczne (np. biali i czarni) różnią się (średnio) ilorazem inteligencji, jest prawdziwa, to niemożliwe będzie twierdzić, że grupy te są sobie moralnie równe, dlatego teorie dotyczące ilorazu inteligencji należy zdyskredytować. Ten sam sposób myślenia można zastosować do innych tez wskazujących na fundamentalne różnice między grupami społecznymi. Przykładowo: jeżeli kobiety i mężczyźni różnią się między sobą w istotny sposób (biologiczne umeblowanie ich mózgów powoduje, że widzą świat w inny sposób, mają inne cele, inaczej reagują na określone bodźce itp.), to niemożliwe będzie obstawanie za twierdzeniem, że kobiety i mężczyźni są moralnie równi. Ponieważ chcemy wierzyć, że są moralnie równi, należy odrzucić tezę o ich biologicznym zróżnicowaniu (określmy to mianem negacjonizmu płciowego). Oczywiście lewica napotyka tu istotne problemy. Na pewnym poziomie nie można, jeśli chce się zachować kontakt z rzeczywistością, negować różnic między płciami. Problem ten obchodzi się zwykle, wskazując, że istniejące różnice biologiczne są w bardzo wyraźny sposób oddzielone od innych, fundamentalnych obszarów naszego „ja” i na to „ja” nie wpływają. Przykładowo, kobieta różni się od mężczyzny tym, że to ona zachodzi w ciążę, rodzi i karmi dziecko, ale nie wpływa to w istotny sposób na jej świadomość na pozostałych obszarach jej działania (na tej samej zasadzie nie da się przeczyć, że biali i czarni różnią się kolorem skóry, ale można przeczyć, że kolor skóry koreluje z innymi istotnymi cechami). Nawet więc jeśli przeciwnicy zróżnicowania zgadzają się na pewne różnice (na które nie mogą się, bez narażania się na śmieszność, nie zgodzić), to podkreślają, że różnice te dotyczą tylko i wyłącznie bardzo wąskich obszarów funkcjonowania płci i nie rozlewają się na inne obszary ludzkiej świadomości. Biologiczne predyspozycje, o których mówią „biologiści”, a które sprawiają, że kobiety wydają się lepiej przystosowane do pewnych czynności społecznych, a mężczyźni do innych, są w przekonaniu „kulturystów” niczym innym jak tylko wynikiem socjalizacji czy kulturowego oddziaływania (kobiety są wpychane w określone role społeczne, nie mają do nich żadnej naturalnych predyspozycji). „Kulturyści” odrzucają istnienie istotnych biologicznych predyspozycji różnicujących ludzi i różne grupy społeczne i forsują tezę, że ludzie są zasadniczo tacy sami i że wszystkie istotne różnice między nimi mają charakter kulturowy.
Skąd bierze się błąd moralistyczny?
Pytanie brzmi, dlaczego duża część lewicy popełnia błąd moralistyczny? Dlaczego myśli, że nie jest możliwe utrzymanie moralnej tezy o równości ludzi bez faktualnej tezy o ich biologicznym niezróżnicowaniu? Istnieje kilka możliwych odpowiedzi na to pytanie. Pierwsza z nich (można ją interpretować na dwa sposoby) opiera się na mniej więcej takim rozumowaniu:
(1) w historii ludzkości bardzo wiele złych rzeczy robiono, uzasadniając je biologicznym zróżnicowaniem ludzi,
(2) bardzo nie chcemy, by te złe rzeczy się powtórzyły,
(3) dlatego musimy odrzucić tezę o biologicznym zróżnicowaniu ludzi.
Jak wskazywałem, jest to rozumowanie nieprawomocne, ale czy ci, którzy je przedstawiają, rozumieją jego nieprawomocność? Niekoniecznie. Jedna z możliwości polega więc na tym, że lewica sama wierzy w prawomocność przechodzenia od faktualnego do moralnego, dlatego chce manipulować faktualnym, by zapewnić pożądane moralne. Przykładowo, ponieważ lewica wierzy, że jeśli czarni okazaliby się średnio mniej inteligentni od białych, to niechęć do czarnych byłaby uzasadniona, odrzuca (wypiera) możliwość, by różnice w inteligencji były uwarunkowane genetycznie i przebiegały w zgodzie z podziałem na rasy, by zablokować niepożądany rezultat moralny. Ponieważ lewica popełnia błąd przechodzenia od faktualnego do moralnego, jest silnie uprzedzona względem tych form faktualnego, które mogłyby powodować niepożądane moralne. Jeśli jednak zgodzimy się z Hume’em, że moralne nie wypływa z faktualnego, jeśli zrozumiemy, że fakt, iż ktoś otrzymał od natury inny zestaw biologicznych cech, nie zmusza nas do traktowania go – na poziomie moralnym – inaczej, cały problem znika. Ponieważ przesłanka „ludzie należący do grupy A są mniej inteligentni niż ludzie należący do grupy B” nie prowadzi do wniosku „mamy prawo gorzej traktować ludzi z grupy A”, nie ma powodu, byśmy emocjonalnie pochodzili do kwestii tego, czy istnieją różnice w inteligencji (i skąd pochodzą) między grupami A i B. Spory dotyczące IQ czy różnic płciowych to spory naukowe (empiryczne, faktualne), które nie posiadają konsekwencji moralnych. Przykładowo, każdy z nas jest bardziej inteligentny od niektórych ludzi i mniej inteligentny od innych. Czy z tego faktu wnioskujemy, że powinniśmy gardzić mniej inteligentnymi i płaszczyć się przed bardziej inteligentnymi? Nie. Jeśli nie ma żadnego obowiązującego przejścia od opisu ludzi jako różnych od nas do pogardy dla tych ludzi, nie powinniśmy wzdragać się przed opisywaniem ich w prawdziwy sposób.
Nie tak łatwo być rasistą
Warto zwrócić uwagę na absurdalność zarzutów mówiących, że ktoś, kto twierdzi, że istnieją różnice w inteligencji między rasami, jest rasistą. Jeżeli zgadzamy się, że ludzie różnią się cechą X (np. inteligencją, zdolnościami matematycznymi, wzrostem) i cechą Y (np. rasą, narodowością, płcią), dlaczego czymś podejrzanym miałoby być przekonanie, że istnieje korelacja między występowaniem X i Y? Rasizm nie jest poglądem dotyczącym faktów, ale poglądem budującym wnioski moralne na określonych faktach. By być rasistą, nie wystarczy różnicować rasy ze względu na cechy biologiczne (mierzenie czaszek nie ma w sobie niczego rasistowskiego), trzeba również uznawać, że różnice te pociągają za sobą różnice w moralnej wartości danej rasy. Przy czym nie chodzi tu o uznawanie, że jedna rasa robi coś przeważnie lepiej od innej, ale że jedna rasa jest uznawana za mniej godną miana człowieka.
Spróbujmy rozważyć bardziej radykalny przypadek. Załóżmy, że ktoś twierdzi, że rasy różnią się nie tylko inteligencją, ale wskazuje również, że w pewnej rasie pewne zachowania, które uznajemy za niemoralne, pojawiają się – ze względów biologicznych – częściej niż w innej rasie. Przykładowo, członkowie jednej rasy są przeciętnie bardziej agresywni od członków innej rasy. Czy to stanowiłoby powód, by uznać wyższość jednej z ras? Nie sądzę, by tak było. Zauważmy bowiem, że już teraz mamy do czynienia z podobną sytuacją i nikt nie wyciąga takiego wniosku. Większość osób zgodzi się zapewne, że mężczyźni są średnio bardziej agresywni od kobiet. Gdy idziemy nocą ulicą i widzimy, że po jednej stronie ulicy stoi grupka młodych mężczyzn, o wiele częściej przejdziemy na drugą stronę niż w sytuacji, gdy stałaby tam grupka kobiet. Dlaczego? Z pewnością dlatego że uważamy, że mężczyźni są o wiele większym zagrożeniem niż kobiety. Oczywiście, można szukać kulturowych wyjaśnień tego fenomenu, wydaje się jednak, że praktycznie we wszystkich kulturach należy raczej bardziej obawiać się mężczyzn niż kobiet (przynajmniej jeśli chodzi o konfrontację fizyczną). Psychologia ewolucyjna daje dość proste wyjaśnienie tego fenomenu. W historii naszego gatunku kobiety przez istotną część swego były ciężarne i zajmowały się dziećmi, mężczyźni zaś zdobywali zasoby. Ewolucja „uznała”, że taki podział obowiązków będzie opłacalny dla obu stron. Ponieważ zadaniem kobiet było wychowanie dzieci, ich mózgi były selekcjonowane ze względu na cechy potrzebne do wykonywania tego zadania: empatia i brak agresji pełnią tu kluczową rolę. Mężczyźni z drugiej strony musieli zdobywać zasoby, co oznaczało między innymi walkę z innymi mężczyznami (np. z innej grupy), którzy mogli chcieć im te zasoby zabrać. Optymalną ewolucyjnie strategią była więc z jednej strony chęć współpracy z członkami swojej grupy połączona z pewną dozą agresji, którą opłacało się wykazywać względem innych grup lub tych, którzy mogliby chcieć odebrać nam zasoby. Opowieść psychologów ewolucyjnych wydaje się bardziej przekonywająca niż opowieść kulturystów, którzy twierdzą, że mężczyźni są bardziej agresywni, bo uczy się ich bycia agresywnymi (kulturyści zakładają istnienie wszechświatowego spisku, którego celem jest socjalizowanie chłopców do agresji). Jeśli zgodzimy się na opowieść psychologów ewolucyjnych, okazuje się, że istnieje grupa ludzi, którą uważamy – biologicznie – za bardziej agresywną od innej grupy. Czy z tego faktu wyciągamy wniosek, że grupa ta jest moralnie gorsza od drugiej grupy? Nie. Większość z nas (poza niektórymi odłamami feminizmu) tego nie robi. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego że wierzymy, że ludzie – nawet jeśli natura spycha ich w stronę jakichś zachowań – mogą się ponad tę naturę wzbić. Ludzi nie da się sprowadzić wyłącznie do ich biologicznych predyspozycji. Jest w nich coś więcej (dusza, wolna wola, świadomość?), co może te predyspozycje okiełznać. Nawet więc gdyby okazało się, że ludzie należący do jakiejś rasy są przeciętnie bardziej agresywni (oczywiście, w pewnych granicach, gdyby istniała rasa ludzi-wampirów, pewnie nie bylibyśmy względem niej dobrze nastawieni), nie oznaczałoby to automatycznie, że powinniśmy uznawać ich za moralnie gorszych.
Szlachetne kłamstwo
Drugie wyjaśnienie błędu moralistycznego polega na wskazaniu, że lewica wie, że nie da się – prawomocnie – przejść od „jest” do „powinien”, ale myśli, że ponieważ inni (mniej inteligentni lub obdarzeni złą wolą) tego nie rozumieją, należy zaprzeczać faktualnemu, by uniemożliwić niepożądane moralne. Argument brzmi (w istocie nie brzmi, bo ma charakter ukrytego założenia) następująco: ponieważ większość ludzi ma tendencję do przechodzenia od faktualnego do moralnego, odpowiedzialni ludzie powinni dbać, by w obiegu społecznym znajdowały się wyłącznie takie fakty, które będą implikowały właściwą moralność. Prywatnie wiemy, że ludzie bardzo się od siebie różnią i że z różnic tych nie wynika, że powinniśmy traktować ich w określony sposób, ale ponieważ masy społeczne, gdyby dowiedziały się o takich różnicach, wzięłyby je za uzasadnienie swych złych instynktów, jesteśmy zmuszeni ukrywać te fakty (fakty nienawiści). Psychologowie ewolucyjni muszą zostać wygnani z idealnego państwa – nie dlatego że mówią nieprawdę, ale dlatego że prawda, którą głoszą, jest notorycznie błędnie interpretowana przez szerokie masy społeczne. W tym ujęciu błąd moralistyczny byłby rodzajem (przemyślanej lub podświadomej) strategii – szlachetnym kłamstwem. Dodajmy, że argumentacja ta (jak powiedziałem, nie pojawia się ona wprost) nie jest pozbawiona sensu. Jeżeli czyjąś najwyższą wartością jest moralna równość ludzi i dostrzega on, że wiedza na temat biologicznej różnorodności może utrudniać osiągnięcie tej równości, dlaczego nie miałby w imię równości zwalczać wiedzy o różnorodności (na tej samej zasadzie, na której jest racjonalne dla kogoś wierzącego zwalczać naukę, jeśli uważa, że nauka odciąga ludzi od wiary)?
Lewica – konstruktywizm polityczny – konstruktywizm „ja”
W tym miejscu powiedzieć musimy o jeszcze jednym powodzie, dla którego lewicowcy mogą mieć silną predylekcję do uznawania, że ludzie są sobie biologicznie równi (wykracza to już poza kwestię błędu moralistycznego). Lewicowa myśl polityczna ma silny rys konstruktywistyczny (chodzi tu o konstruktywizm polityczny, konstruktywizm w rozumieniu Hayekowskim). To różni lewicę zarówno od konserwatystów, jak i od libertarian. Konserwatyści uważają, że powinniśmy trzymać się historycznie sprawdzonych instytucji, próba rewolucyjnego ich zmieniania prowadzić może bowiem do politycznej i kulturowej katastrofy. W przekonaniu konserwatystów nie powinniśmy więc projektować (konstruować) nowego porządku świata, a jedynie ulepszać istniejące – sprawdzone – instytucje. Libertarianie również sprzeciwiają się konstruowaniu nowego porządku świata, jednak nie dlatego że uważają to za skazane na klęskę, ale dlatego że w ich przekonaniu świat nie powinien być w żaden odgórny sposób zaprojektowany (argument ma więc charakter moralny). Porządek społeczny winien wytworzyć się w sposób oddolny, a jedyną ogólnie podzielaną zasadą współżycia społecznego powinna być zasada nieagresji. Lewicowcy wierzą natomiast, że nie tylko możemy określić, w jaki sposób wyglądać powinno idealne społeczeństwo, ale że możemy również wyprodukować takie społeczeństwo, projektując w odpowiedni sposób instytucje społeczno-polityczne. Istotą dyskursu lewicowego jest więc próba odkrycia najlepszych instytucji, które następnie wygenerują idealne społeczeństwo. Ponieważ projekt lewicowy jest projektem konstruktywistycznym, lewicowcy mają bardzo silne uprzedzenie względem wszystkich teorii, które wskazują, że idea konstruowania porządku społecznego może napotkać istotne problemy ze strony materiału, z którego porządek ma być konstruowany (tym materiałem są przede wszystkim ludzie). Dlatego lewicowcy mają predylekcję do opowiadania się za teoriami, które zakładają, że różnice między ludźmi mają charakter kulturowy, daje to bowiem o wiele większe pole działania dla konstruktywizmu. Konstruktywizm polityczny implikuje tu więc konstruktywizm „ja”. Jeżeli „ja” byłoby trwałe i biologicznie ufundowane, konstruktywizm polityczny byłby radykalnie ograniczony, dlatego osoby wiążące z konstruktywizmem politycznym duże nadzieje chętniej (na zasadzie nieuświadomionego skrzywienia poznawczego) wybierają teorie wspierające konstruktywizm „ja”. Zdeterminowana biologicznie jednostka jest bardziej odporna na działania centralnego zarządcy, zostaje więc zastąpiona nieskończenie plastyczną, podległą kulturze jednostką, z którą zarządca może zrobić, co tylko chce (ów mariaż konstruktywizmu politycznego i konstruktywizmu „ja” jest stary jak filozofia polityczna – czego najlepszym przykładem jest Państwo Platona). Konstruktywistyczne skrzywienie poznawcze lewicy jest bardzo silnym czynnikiem wspierającym występowanie błędu moralistycznego.
Dlaczego powinniśmy odrzucić błąd moralistyczny? Dlaczego nie kłamać w imię moralności? Dlaczego polityka prawdy jest zawsze lepsza od polityki, która chce ukrywać prawdę, by wyprodukować pożądane społeczne rezultaty? Dlatego że nie da się zbudować trwałej indywidualistycznej kultury na kłamstwie. Represjonowanie prawdy – nawet gdyby było korzystne – nie jest możliwe do przeprowadzenia w wolnym społeczeństwie, wymaga bowiem odgórnego ustalania, w co wolno, a w co nie wolno wierzyć. Jeśli pozwolimy kwitnąć wolności, musimy pozwolić kwitnąć również prawdzie. Jeśli jednak zrozumiemy, że tak jak z „jest” nie wynika „powinno”, tak z „powinno” nie wynika „jest”, nie będziemy musieli obawiać się prawdy. Żadne faktualne stwierdzenia nie zmuszają nas bowiem do odbierania moralnej godności innym ludziom. Nie ma faktów nienawiści, są tylko ludzie, którzy nienawidzą faktów.
Nie jedź na gapę, wesprzyj bloga!
Bank Zachodni WBK
31 1090 1447 0000 0001 0168 2461
Nie znam lewicowca, który kwestionowałby, że na przykład średni iloraz IQ wśród mieszkańców czarnego „downtownu” będzie niższy niż średni iloraz IQ wśród mieszkańców białego zamożnego przedmieścia. Zarzucanie lewicy odrzucania prawdy przez duże P jest nieuczciwe, bo ona tego nie robi. Ten tekst jest trochę „nawalaniem w chochoła”.
To co natomiast lewica robi, to zamiast perwersyjnie podniecać się tymi różnicami, woli poznać ich kulturowy aspekt – na przykład pokazując w badaniach, że przez odpowiednią edukacje i inne warunki socjalne można pomóc odnieść sukces edukacyjny (lub mobilność społeczną) czarnemu mieszkańcowi owego downtownu.
Co do psychologii ewolucyjnej – żeby NAUKOWO udowodnić, że różnice są ewolucyjne (biologiczne), musiałyby współistnieć trzy elementy – jak przypomniał ostatnio na facebooku WO:
Po pierwsze, nabyte umiejętności takie jak „odnajdywanie drogi” i „łagodzenie konfliktów”, musiały być przekazywane genetycznie (to jest najtrudniejsze do udowodnienia).
Po drugie, musiałyby być przekazywane wyłącznie potomstwu tej samej płci (czyli ani syn mistrzyni empatii, ani córka supermyśliwego, nie dziedziczyliby tych zalet). Albo mieć różną ekspresję zależną od płci.
Po trzecie, te cechy musiały mieć wpływ na selekcję, np. nieempatyczna kobieta by nie znalazła partnera a kiepski myśliwy partnerki.
Lewicowa (i nie tylko lewicowa) krytyka psycho-ewo nie wynika z tego – jakbyś chciał – że produkuje ona niewygodne dla lewicy wnioski – tylko z tego, że często jest nienaukowa (spekulacyjna). Przydaje sobie „naukowości” przez nazwę, ale warsztat za tym nie idzie. Wynajdywanie korelacji różnych cech z płcią nie dowodzi jeszcze zależności przyczynowo-skutkowych (genotyp-fenotyp). Łatwość prowadzenia ewolucyjnej narracji (wymyślania bajek) sprawia, że ich sprawdzenie na konkretach jest bardzo trudne. Ciężko odróżnić narrację opartą na twardych badaniach – snutą w celach edukacyjnych lub popularyzatorskich – od narracji opartej na wyciągniętych z nosa bajkach (jak słusznie piszą przyrodnicy u WO).
„Nie znam lewicowca, który kwestionowałby, że na przykład średni iloraz IQ wśród mieszkańców czarnego „downtownu” będzie niższy niż średni iloraz IQ wśród mieszkańców białego zamożnego przedmieścia.”
Raczej będą kwestionować idee samego IQ, wskazywać na to, że testy zrobione są tak, że dyskryminują czarnych lub będą wskazywać, że systematyczne różnice w IQ mają pochodzenie kulturowe, a nie biologiczne.
„Zarzucanie lewicy odrzucania prawdy przez duże P jest nieuczciwe, bo ona tego nie robi. Ten tekst jest trochę „nawalaniem w chochoła”.”
Wydaje mi się, że antybiologiczny i kulturystyczny charakter współczesnej lewicy jest dość dobrze udokumentowany. Oczywiście, jeśli jesteś „kulturystą”, to tak nie będziesz tego postrzegał.
„To co natomiast lewica robi, to zamiast perwersyjnie podniecać się tymi różnicami, woli poznać ich kulturowy aspekt – na przykład pokazując w badaniach, że przez odpowiednią edukacje i inne warunki socjalne można pomóc odnieść sukces edukacyjny (lub mobilność społeczną) czarnemu mieszkańcowi owego downtownu.”
Ale mowa nie jest o poziomie edukacji, tylko o IQ, którego edukacja zasadniczo nie zmienia.
Co do psychologii ewolucyjnej. Ja nie zajmuję się tą dziedziną naukowo, więc nie mogę podjąć dyskusji. We wpisie interesował mnie szerszy problem – w jaki sposób nasze moralne przekonania mogą wpływać na nasze widzenie świata. Wydaje mi się, że przedstawiony model (i błąd poznawczy, który opisałem) jest dobrym opisem skrzywienia poznawczego. Mi nie chodzi o to, by zadekretować, jakie różnice są biologiczne, a jakie kulturowe, chodzi mi o to, by pokazać, że problem ten jest problemem czysto empirycznym, naukowym i nie należy w niego inwestować emocji moralnych.
> Raczej będą kwestionować idee samego IQ
Nie wiem co to znaczy „kwestionować idee samego IQ”, ale badacze (nie tylko lewicowi) dostrzegają to, że jest to tylko jakaś tam miara – niedoskonała w praktyce. Takie miary można sobie tworzyć różne.
> wskazywać na to, że testy zrobione są tak, że dyskryminują czarnych
Pewno będą wskazywać, bo mogą „dyskryminować” (nieświadomie) różne grupy ze względu na swoją arbitralność – np. dołożymy nowy typ zadań, a różne grupy badanych zaczną wypadać inaczej.
> będą wskazywać, że systematyczne różnice w IQ mają pochodzenie kulturowe
Pewno będą – bo właśnie w dużej części mają.
> Wydaje mi się, że antybiologiczny i kulturystyczny charakter współczesnej lewicy jest dość dobrze
> udokumentowany. Oczywiście, jeśli jesteś „kulturystą”, to tak nie będziesz tego postrzegał.
Znowu Twój błąd zerojedynkowego postrzegania świata: skoro biologia to nie kultura. Otóż jedno nie wyklucza drugiego. Lewicowi (czyli z Twojego punktu widzenia wszyscy nielibertariańscy) badacze zajmują się oboma. Ale żeby naukowo stwierdzić, że coś jest biologiczne, to trzeba to udowodnić zgodnie z warsztatem nauki, a nie tylko snuć teorie o jaskiniach na sawannie.
> tylko o IQ, którego edukacja zasadniczo nie zmienia.
Dość kontrowersyjne. Edukacja ma wpływ na to, co mierzą testy IQ, zwłaszcza w dzieciństwie. Ma również wpływ na zdolność do rozwiązywania problemów i uczenia się (a więc na definicyjną inteligencję).
> Wydaje mi się, że przedstawiony model (i błąd poznawczy, który opisałem) jest dobrym opisem
> skrzywienia poznawczego.
Nie twierdzę, że takie skrzywienie poznawcze nie istnieje. Myślę jednak, że to co Ty u „lewicy” (badaczy ale i publicystów) bierzesz za to skrzywienie, jest postawą wynikającą z zupełnie czegoś innego. Po prostu ustawiłeś sobie zbyt łatwego chochoła.
„Nie wiem co to znaczy „kwestionować idee samego IQ”, ale badacze (nie tylko lewicowi) dostrzegają to, że jest to tylko jakaś tam miara – niedoskonała w praktyce. Takie miary można sobie tworzyć różne.”
Tak – a Teoria Ewolucji to tylko „teoria” – ulubiony argument kreacjonistów.
„Pewno będą wskazywać, bo mogą „dyskryminować” (nieświadomie) różne grupy ze względu na swoją arbitralność – np. dołożymy nowy typ zadań, a różne grupy badanych zaczną wypadać inaczej.”
Skonstruujmy zatem taki test, w którym wszystkie grupy badanych będą wypadać tak samo? To pędzie „prawdziwa” nauka?
> będą wskazywać, że systematyczne różnice w IQ mają pochodzenie kulturowe
„Pewno będą – bo właśnie w dużej części mają.”
Kultura jest wytworem człowieka, czy może jakiejś cywilizacji pozaziemskiej? Różne populacje, odizolowane od siebie przez jakiś tam czas, wytwarzają własne kultury. Może to zbyt śmiała myśl, ale wydaje mi się, że jakość, zaawansowanie itp. danej kultury zależy m. in. od poziomu średniego IQ populacji, która ją wytworzyła.
„Nie wiem co to znaczy „kwestionować idee samego IQ”, ale badacze (nie tylko lewicowi) dostrzegają to, że jest to tylko jakaś tam miara – niedoskonała w praktyce. Takie miary można sobie tworzyć różne.”
Nie, nie jest to „jakaś tam miara”, tylko jedno z najlepszych narzędzi w naukach społecznych do przewidywania „sukcesu życiowego” (tak jak go mierzymy w danym społeczeństwie). Argument z niedoskonałości jest bezsensowny, bo wszystkie narzędzia nauk społecznych są z zasady niedoskonałe. To, co piszesz jest właśnie doskonałym przykładem lewicowej strategii atakowania pewnych pojęć na poziomie metodologicznym, gdy nie bardzo można jest zaatakować, gdzie indziej. Stąd ulubioną strategią lewicy jest relatywizowanie – wskazywanie, że na bardzo ogólnym poziomie wszystko jest relatywne, więc nic nie jest obowiązujące.
„Pewno będą wskazywać, bo mogą „dyskryminować” (nieświadomie) różne grupy ze względu na swoją arbitralność – np. dołożymy nowy typ zadań, a różne grupy badanych zaczną wypadać inaczej.”
Nah. Te zadania odpowiadają wyzwaniom, które ludzie napotykają w świecie zewnętrznym Przykładowo, jeśli masz słabą wyobraźnie przestrzenną to nie jesteś słaby tylko w rozwiązywaniu zadań związanych z obracaniem figur geometrycznych, ale jesteś słaby w robieniu wszystkich rzeczy w rzeczywistości, które wymagają posiadania tej wyobraźni. Po prostu współczesny świat jest tak zrobiony, że by sobie w nim radzić musisz mieć OKREŚLONE zdolności kognitywne. I jedni mają je lepsze, inni gorsze.
„Znowu Twój błąd zerojedynkowego postrzegania świata: skoro biologia to nie kultura. Otóż jedno nie wyklucza drugiego.”
Nie. Mój pogląd nie jest, że tylko biologia, tylko że biologia + kultura w różnych proporcjach, tak jak wyjdzie nam z badań, Nie mam biasu ani względem biologii, ani względem kultury. Lewica ma bias względem biologii.
> jedno z najlepszych narzędzi w naukach społecznych do
> przewidywania „sukcesu życiowego” (tak jak go mierzymy w danym
> społeczeństwie).
Ci co mają sukces (dobrobyt, edukację) mają go dzięki zdolność rozwiązywania testów IQ, czy mają zdolność rozwiązywania testów IQ dzięki sukcesowi (dobrobytowi, edukacji)? To nie jest takie proste,
korelacja niekoniecznie oznacza kauzację.
> Argument z niedoskonałości jest bezsensowny, bo wszystkie
> narzędzia nauk społecznych są z zasady niedoskonałe.
Nie rozumiem, jak z faktu, że wszystkie narzędzia są niedoskonałe wyciągasz wniosek, że jedno narzędzie jest doskonałe.
> To, co piszesz jest właśnie doskonałym przykładem lewicowej strategii atakowania pewnych pojęć na
> poziomie metodologicznym, gdy nie bardzo można jest zaatakować, gdzie indziej.
Teoria spiskowa, oblężona twierdza. Po prostu każde narzędzie ma swój zakres zastosowania.
> Stąd ulubioną strategią lewicy jest relatywizowanie – wskazywanie, że na bardzo ogólnym poziomie wszystko jest relatywne,
> więc nic nie jest obowiązujące.
U lewicy nie zaobserwowałem. Ale widzę u prawicowych polskich polityków.
> Po prostu współczesny świat jest tak zrobiony, że by sobie w nim radzić musisz mieć OKREŚLONE zdolności kognitywne.
I jak ktoś sobie wyssie z palca które to są te określone, to jest ok, a jak ktoś ośmieli się zakwestionować taki wybór to „relatywizuje”?
> Nie mam biasu ani względem biologii, ani względem kultury.
Taki jest Twój obraz ja. Ostatnio mówiłeś, że wszystko jest biologiczne.
> Lewica ma bias względem biologii.
Nie sądzę.
„Nie znam lewicowca, który kwestionowałby, że na przykład średni iloraz IQ wśród mieszkańców czarnego „downtownu” będzie niższy niż średni iloraz IQ wśród mieszkańców białego zamożnego przedmieścia. Zarzucanie lewicy odrzucania prawdy przez duże P jest nieuczciwe, bo ona tego nie robi. Ten tekst jest trochę „nawalaniem w chochoła”.”
A ja znam lewicowców, dla których samo wspomnienie o różnicach w średnim IQ pomiędzy rasami jest przejawem rasizmu, faszyzmu i mową nienawiści.
„Co do psychologii ewolucyjnej – żeby NAUKOWO udowodnić, że różnice są ewolucyjne (biologiczne), musiałyby współistnieć trzy elementy – jak przypomniał ostatnio na facebooku WO:
Po pierwsze, nabyte umiejętności takie jak „odnajdywanie drogi” i „łagodzenie konfliktów”, musiały być przekazywane genetycznie (to jest najtrudniejsze do udowodnienia).”
Napisałeś powyżej o dziedziczeniu cech nabytych (w dodatku o ewentualnym zamiarze udowodnienia tego), czy ja czegoś nie zrozumiałem?
> A ja znam lewicowców, dla których samo wspomnienie o różnicach w średnim IQ
> pomiędzy rasami jest przejawem rasizmu, faszyzmu i mową nienawiści.
A wspominanie o różnicach w średnim IQ pomiędzy rasami nie może być przejawem rasizmu?
> Napisałeś powyżej o dziedziczeniu cech nabytych (w dodatku o ewentualnym
> zamiarze udowodnienia tego), czy ja czegoś nie zrozumiałem?
Nie, o próbie udowadniania biologicznego (ewolucyjnego) podłoża różnic między płciami (typu kobiety są lepsze w tym a mężczyźni w tamtym) za pomocą historyjek o jaskiniach na sawannie.
„A wspominanie o różnicach w średnim IQ pomiędzy rasami nie może być przejawem rasizmu?”
Jeśli ktoś jest rasistą i do poparcia swoich rasistowskich tez używa wyników badań nad IQ – wtedy może być takim przejawem. Ale to są przypadki szczególne.
„Nie, o próbie udowadniania biologicznego (ewolucyjnego) podłoża różnic między płciami (typu kobiety są lepsze w tym a mężczyźni w tamtym) za pomocą historyjek o jaskiniach na sawannie.”
Czyżby? Zdanie, które napisałeś: „Po pierwsze, nabyte umiejętności takie jak „odnajdywanie drogi” i „łagodzenie konfliktów”, musiały być przekazywane genetycznie (to jest najtrudniejsze do udowodnienia).”, pokazuje, że nie wiesz o czym piszesz. Cechy nabyte ( „nabyte umiejętności takie jak…” – to właśnie takie cechy) nie dziedziczą się. To jest fakt dawno udowodniony (lamarkizm już dawno odszedł do lamusa biologii) i za moich szkolnych czasów uczyli o tym już w szkole podstawowej. W tym samym zdaniu piszesz, że „(to jest najtrudniejsze do udowodnienia)”. Jeśli nawet najtrudniejsze to jednak możliwe – ale, jak napisałem wyżej, udowodniono, że cech nabyte nie dziedziczą się.
Jeżeli piszesz, że opowiesci psychologów ewolucyjnych uważających męską agresywnośc jako wiekszą z natury, są bardziej przekonywujące niz kulturystów – to nie mówisz o faktach/prawdzie ale o hipotezach/przypuszczeniach W epoce zbieracko-łowieckiej kobiety na równi z męzczyznami wspołpracowały przy zbieraniu roslin, co było głównym pożywieniem, a łowienie sprowadzało się do poszukiwania padłych zwierząt.
Również okres rewolucji neolitycznej charakteryzował się jeszcze partnerstwem i wspólną troską o dobro. Agresywnośc męska stopniowo wkraczała na arenę jako efekt grup przejmujących dominację/władzę. Byłaby wiec zjawiskiem kulturowym, pożądanym, narzuconym.
„Jeżeli piszesz, że opowiesci psychologów ewolucyjnych uważających męską agresywnośc jako wiekszą z natury, są bardziej przekonywujące niz kulturystów – to nie mówisz o faktach/prawdzie”
Być może nie mam racji i rację mają kulturyści. Ok. Ale istotą wpisu jest wskazanie, że spór ten ma charakter empiryczny, faktualny, a nie moralny i że nie powinniśmy wkładać w niego emocji. Może być tak, a może być inaczej. Fakty nie mają moralnych konsekwencji, więc nie musimy się ich obawiać.
Fakty mają moralne konsekwencje. Sam wywiodłeś z faktu, że zwierzęta cierpią moralną wskazówkę, by jeśli to niekonieczne zwierząt nie jesć.
Analogicznie – jeżeli faktem jest, że mezczyzna i kobieta mają ten sam poziom agresywności zafundowany przez naturę, to moralną wskazówką byloby nie patrzeć na męzczyzn jak na tych co, by poskromić swą agresywnośc muszą przeciwstawić się naturze ale na jak na tych, którzy nie muszą ponosić nadnaturalnych wysiłków, by z agresywnosci się wyleczyć, bo po prostu zastała im kulturowo wmówiona.
Ok, więc musimy zrobić zastrzeżenie:
(a) jako takie fakty nie mają moralnych konsekwencji,
(b) ale jeśli istnieje pewna struktura moralna, która przypisuje faktom wartości, to fakty mogą mieć konsekwencje, przy czym konsekwencje te będą odpowiedzą na tą moralną strukturę.
Jeśli w jakiejś społeczności gardzi się mniej inteligentnymi, to odkrycie, że jakaś podgrupa tej społeczności jest mniej inteligentna, będzie powodem, by gardzić tymi ludźmi, ale będzie tak tylko dlatego że wcześniej przyjęto moralną przesłankę o pogardzie dla mnie inteligentnych. Jednak z samego faktu, że ktoś jest mniej inteligentny, nie płynie nakaz gardzenia tym kimś.
Czy dzikie zwierzęta są agresywne? Jeśli tak, to czy agresja została im „kulturowo wmówiona”?
Jeśli rozmawiamy o biologii, ewolucji, to nie możemy ograniczać się jedynie do jednego gatunku – człowieka. Większa agresja mężczyzny nie jest jedyną cechą predysponującą go do walki – jest nią też np. konstrukcja fizyczna. Zbieranie jagód i padliny nie wymaga szczególnej agresji ale już spotkanie przy padlinie z konkurencyjnymi padlinożercami, drapieżnikami lub inną grupą zbieraczy może takiej agresji wymagać.
Kobiety też potrafia być agresywne w sytuacjach zagrażających zdrowiu czy życiu. Jesteśmy w nią wyposażone przez naturę na równi z męzczyznami. Nie mamy mniejszej agresywnosci, a męzczyźni nie mają większej – a to nam właśnie kultura wmówiła wykorzystując fakt większej siły fizycznej męskiej jako argumentu.
Zastanawiałaś się dlaczego mężczyźni są przeciętnie fizycznie silniejsi, sprawniejsi, wytrzymalsi? Jeśli istnieją wyraźne różnice fizyczne, to dlaczego, Twoim zdaniem, nie ma różnic behawioralnych? Do walki konieczny jest nie tylko popęd ale również odpowiednie warunki fizyczne. W artykule jest to dość dobrze przedstawione:
” W historii naszego gatunku kobiety przez istotną część swego były ciężarne i zajmowały się dziećmi, mężczyźni zaś zdobywali zasoby. Ewolucja „uznała”, że taki podział obowiązków będzie opłacalny dla obu stron. Ponieważ zadaniem kobiet było wychowanie dzieci, ich mózgi były selekcjonowane ze względu na cechy potrzebne do tego zadania: empatia i brak agresji pełnią tu kluczową rolę. Mężczyźni z drugiej strony musieli zdobywać zasoby, co oznaczało między innymi walkę z innymi mężczyznami (np. z innej grupy), którzy mogli chcieć im te zasoby zabrać. Optymalną ewolucyjnie strategią była więc z jednej strony chęć współpracy z członkami swojej grupy połączona z pewną dozą agresji, którą opłacało się wykazywać względem innych grup lub tych, którzy mogliby chcieć odebrać nam zasoby.”
Już w pierwszym komentarzu popełniłaś błąd zakładając, że skoro pierwotnie ludzie byli zbieraczami a nie łowcami, to agresja była im zbędna. W powyższym fragmencie, który zignorowałaś, jest wyraźnie napisane, że chodzi o walkę o zasoby – a padlina, jagody itp. to zasoby, o które trzeba było walczyć, nie tylko z grupami innych zbieraczy ale także ze zwierzętami. Kobiety z tej samej rodziny/grupy nie stanowiły konkurencji – konkurencją byli mężczyźni z innych grup.
Agresja powstaje w obliczu przeszkody na drodze do osiągnięciea zamierzonego celu. Dlaczegoż to kobieta miałaby jej nie mieć?! Piszesz, że konstrukcja fizyczna dodaje mężczyznom zapału do walki – i to miałaby byc skuteczna strategia ewolucyjna? Kobiety maja lepszą – dzieki właśnie empatii czyli zdolnosci wejścia w skórę innego osobnika potrafią wygenerowac strategie sprytniejsze bo intelektualne. Muszą tylko przestać sie bac fizycznej siły męskiej jako narzuconego kulturowego straszaka na zasoby kobiece, zapraszając jednocześnie męzczyzn do partnerskiej współpracy.
„Agresja powstaje w obliczu przeszkody na drodze do osiągnięciea zamierzonego celu. Dlaczegoż to kobieta miałaby jej nie mieć?! Piszesz, że konstrukcja fizyczna dodaje mężczyznom zapału do walki – i to miałaby byc skuteczna strategia ewolucyjna? Kobiety maja lepszą – dzieki właśnie empatii czyli zdolnosci wejścia w skórę innego osobnika potrafią wygenerowac strategie sprytniejsze bo intelektualne. Muszą tylko przestać sie bac fizycznej siły męskiej jako narzuconego kulturowego straszaka na zasoby kobiece, zapraszając jednocześnie męzczyzn do partnerskiej współpracy.”
Nie powstaje – uaktywnia się pod wpływem określonych bodźców. Nie napisałem, że kobieta jej nie ma, przeciętnie u kobiet może być słabsza niż u mężczyzn, lub może być tłumiona przez inne czynniki (popędy, instynkty itp.) „bardziej porządane” przez dobór naturalny. Konstrukcja fizyczna daje mężczyznom możliwości realizacji popędu a nie zapał do walki. Silniejszy mężczyzna będzie po prostu skuteczniejszy w walce. Dla kobiet ważniejszy jest instynkt opieki nad potomstwem. Pamiętaj, że w czasach pierwotnych, średnia długość życia była niska a śmiertelność noworodków wysoka. Dlatego przez większość swego życia kobieta była albo w ciąży albo wychowywała dziecko/dzieci.
Dzieci w czasach pierwotnych wychowywały kobiety wespół z męzczyznami. Jak wyglądało to wychowanie i partnerstwo szeroko pojete dobrze ilustruje przykład relacji ojciec-syn. Mamy neolit i syn do ojca mówi: 'jesteś głupi”. Ojciec co robi? Traktuje to jako wstęp do wspólnych wygłupów/zabawy. Mamy czasy średniowiecza i ojciec co robi? Traktuje to jako powód do zabicia syna. Sto lat temu syn dostałby tęgie lanie. Dziś mamy szansę, cudowną szansę wyeliminować władzę i dominację siły i odzyskać człowieczeństwo pełne.
Graf,
i jeszcze. Dlaczego to konstrukcja fizyczna miałaby wplywac na skutecznośc w walce bardziej niż spryt? (vide biblijne starcie Dawida i Goliata). Własnie teraz jest ten dziejowy moment, by meżczyźni wreszcie porzucili kulturowe oszustwa narzucone im przez grupy żądne władzy, że liczy sie siła fizycza i wielkość i zaczęli uaktywniać swoje inne zasoby i to bez obaw, że słabsi fizycznie będa sie teraz mścić.
Anarchokapitalizm swietnie wychodzi temu naprzeciw, bo czlowiek z natury nastawiony jest na współpracę a nie na walkę. Handel lepszy niz wojny.
„…Jak wyglądało to wychowanie i partnerstwo szeroko pojete dobrze ilustruje przykład relacji ojciec-syn…”
Skąd wiesz jak wyglądały te relacje? Z układu kości?
„Anarchokapitalizm swietnie wychodzi temu naprzeciw, bo czlowiek z natury nastawiony jest na współpracę a nie na walkę. Handel lepszy niz wojny.”
Co ma do tego akap? Od ewolucji biologicznej przeskakujesz do filozofii politycznej. Sam jestem zwolennikiem anarchokapitalizmu i owszem, handel jest lepszy od wojny. Ale rozmawialiśmy o ewolucji człowieka a nie o polityce. Artykuł doczekał się trzech krytycznych komentarzy. W dwóch na pierwszy rzut oka widać brak merytorycznej podstawy. W trzecim, pomimo sporej objętości, nie ma ani jednego konkretnego zdania. Nie każdy jest biologiem i nie musi mieć jakiegoś większego pojęcia o ewolucji ale lepiej nie opierać swoich argumentów na wiedzy, której się nie ma. Po za brakiem konkretnej wiedzy jest jeszcze nieumiejętność wnioskowania. Fiksujesz się na jakiejś dziwnej ideologii i ignorujesz wszelkie fakty prowadzące do wniosków z nią niezgodnych.
Zakwestionowanie przez ciebie wszystkiego co napisałam jest w celu odstraszenia mnie? Przewaga konstrukcji fizycznej sie odezwała najpewniej…
To co napisałam jest merytoryczne, spójne, powiązane zależnościami przyczynowo-skutkowymi. Spróbuj za jakiś czas przeczytać powtórnie.
Pozdrawiam.
Pierwszym błędem jest ograniczone postrzeganie biologiczności człowieka jako czegoś niezmiennego. Biologicznie człowiek nie jest predysponowany do przebywania pod wodą miesiącami, ale jednak wynalazł łodzie podwodne. Biologicznie człowiek nie jest predysponowany do latania, ale jednak wynalazł samoloty. Biologicznie kobieta jest predysponowana do rodzenia dzieci, ale jednak nie można wykluczyć, że za jakiś czas dzieci będą rodzić się poza organizmem kobiety. Jednostkowy organizm się nie zmienia (na krótszą metę), ale zmiany społeczne są już bardzo duże. Dlatego też istnieją teoretycy feminizmu, którzy ucisk płciowy wywodzą od biologii, co nie przeszkadza im przyjąć wobec tego faktu postawy konstruktywistycznej.
Drugi błąd to ograniczone użycie filozofii podejrzeń. Jeśli lewicy tak naprawdę nie obchodzą wartości poznawcze, tylko polityczne czy moralne, i że jej konstruktywizm jest tylko zasłoną czy narzędziem, dzięki któremu forsuje swój program polityczny, to analogicznie prawica popełnia ten sam błąd. Prawica używa biologizmu aby forsować swój program polityczny. Popełnia błąd moralistyczny, zdając się wierzyć, że niemożliwe jest utrzymanie tezy o moralnej nierówności ludzi wobec faktu ich biologicznego względnego niezróżnicowania (tzn. takiego, przy którym niemożliwe jest wystąpienie tak znaczących społecznych różnic, jakie obserwujemy dzisiaj). Prawica nie mówi wprost: „Ponieważ ludzie są moralnie nierówni, są biologicznie zróżnicowani”. Stara się raczej przedstawić naukowe argumenty takiego zróżnicowania. Jednak ponieważ dowody na względne niezróżnicowanie są bardzo mocne, wydaje się, że właściwym wyjaśnieniem uporczywego wypierania faktu biologicznego zróżnicowania ludzi jest właśnie błąd moralistyczny.
I kto ma rację?
„Fakty nie mają moralnych konsekwencji, więc nie musimy się ich obawiać.”
No sorry, ale nie bytujemy w świecie czystej logiki ani platońskich idei, tylko tutaj, wśród ludzi. Mantrowanie Hume’m i Weberem służy albo obronie status quo, albo gorzej – oznacza ślepotę (albo celowe wspomaganie) na działalność innych sił politycznych, które (skądinąd słusznie) mają w dupie postulat wolności od wartościowania. A przecież każdy opis rzeczywistości jest jednocześnie jej oceną. Sens wartościujący przysługuje nie tylko słowom (norma, zdrowie, choroba, postęp, własność), ale także samym zjawiskom i procesom, które ludzie z danej kultury uważają za dobre, złe, pożądane, niepożądane. Jeśli dany fakt zawiera właściwości, które społeczność uważa za znaczące, to taki fakt jak najbardziej ma moralne konsekwencje (socjologicznie to z takich faktów buduje się i utwierdza moralność, bo czy ktokolwiek doszedł do jakiejkolwiek moralności wychodząc od jakichś abstrakcyjnych idei?). Faktem jest, że statystycznie osoby niskiego wzrostu popełniają więcej przestępstw niż osoby wyższego wzrostu. Jednak jest to fakt mało znaczący, prawie że neutralny, bo oprócz niektórych zawodów i randkowania, wzrost nie jest czynnikiem wpływającym na nasze wybory. Ale już fakt o większej przestępczości czarnych niż białych takim moralnie znaczącym faktem jest. Podobnie słowa Hoppego o wyższej preferencji czasowej homoseksualistów (pomijam prawdziwość tego stwierdzenia na gruncie ASE). Niby stwierdzenie faktu, is-ought gap, tak jak pan Hume powiedział, nie? No jednak nie. Jeden ze studentów poczuł się tym skonsternowany – typowy lewacki nadwrażliwiec, czy może osoba, która rozumie, że fakty mają konsekwencje?
Czy z tego wynika jakaś cenzura („szlachetne kłamstwo”)? Bynajmniej. Lewica nie boi się pisać ani o murzyńskich gettach, ani o kobietach w islamie. Tylko że pisze inaczej i na inne kwestie stawia nacisk niż prawica. Nie można tego nazwać kłamaniem, bo, jak wspomniałem na początku, „kulturyści” (Pudzian i Burneika?), mogą jak najbardziej uznawać rolę biologii (szerzej: materialności) i jej interakcji z kulturą, a jednocześnie próbować to zmieniać (transpłciowość jest dobrym przykładem).
„Zdeterminowana biologicznie jednostka jest bardziej odporna na działania centralnego zarządcy, zostaje więc zastąpiona nieskończenie plastyczną, podległą kulturze jednostką, z którą zarządca może zrobić, co tylko chce”
Równie dobrze można to odwrócić:
Zdeterminowana biologicznie jednostka jest bardziej podatna na działania centralnego zarządcy, bo każdy nakaz może on uzasadnić „biologiczną koniecznością”, a jednostka się temu podporządkuje, bo nie uświadamia sobie, że może być inaczej, zostaje więc zastąpiona nieskończenie plastyczną, podległą kulturze jednostką, nad którą zarządca nie ma wpływu, bo każdy jego nakaz trafia w próżnię, skoro tożsamości stały się płynne, zarządca nie ma punktu zaczepienia, a jednostka może wyobrazić sobie nieskończenie wiele technik oporu itp, itd…
„Gdy idziemy nocą ulicą i widzimy, że po jednej stronie ulicy stoi grupka młodych mężczyzn, o wiele częściej przejdziemy na drugą stronę niż w sytuacji, gdy stałaby tam grupka kobiet. Dlaczego? Z pewnością dlatego że uważamy, że mężczyźni są o wiele większym zagrożeniem niż kobiety.”
Niestety, ale jest trochę inaczej. Nieprzypadkowo takie zachowania nazywa się zachowaniami stereotypowymi (ściślej: jest to błąd ekologiczny). Nie chodzi o to, czy grupa X jest statystycznie bardziej agresywna od grupy Y, tylko o prawdopodobieństwo, że zostaniemy napadnięci. A jest ono bardzo nikłe. Ryzyko napadu mniejsze od, powiedzmy, 1/10000 nie ma już bowiem znaczenia (ewolucyjnego i intuicyjnego) a sam napad staje się dla nas zjawiskiem właściwie losowym (jak wygrana w Lotto), którego nie unikniemy „przechodząc na drugą stronę ulicy”. Mimo, że wiemy, że grupa X jest bardziej agresywna od Y, to odsetek bandytów wśród obu tych grup jest bardzo mały.
„Pierwszym błędem jest ograniczone postrzeganie biologiczności człowieka jako czegoś niezmiennego.”
Kto popełnia taki błąd?
„Drugi błąd to ograniczone użycie filozofii podejrzeń. Jeśli lewicy tak naprawdę nie obchodzą wartości poznawcze, tylko polityczne czy moralne, i że jej konstruktywizm jest tylko zasłoną czy narzędziem, dzięki któremu forsuje swój program polityczny, to analogicznie prawica popełnia ten sam błąd.”
Czy ewentualny błąd prawicy uzasadnia błąd lewicy?
”Prawica nie mówi wprost: „Ponieważ ludzie są moralnie nierówni, są biologicznie zróżnicowani”. Stara się raczej przedstawić naukowe argumenty takiego zróżnicowania. Jednak ponieważ dowody na względne niezróżnicowanie są bardzo mocne, wydaje się, że właściwym wyjaśnieniem uporczywego wypierania faktu biologicznego zróżnicowania ludzi jest właśnie błąd moralistyczny.”
Nie sądzę, by tak było. Myślę, że dla prawicy typowy jest właśnie błąd przechodzenia od „jest” do „powinno”. Błąd „naturalistyczny” jest typowo prawicowy, błąd moralistyczny jest typowo lewicowy.
„Mantrowanie Hume’m i Weberem służy albo obronie status quo, albo gorzej – oznacza ślepotę (albo celowe wspomaganie) na działalność innych sił politycznych, które (skądinąd słusznie) mają w dupie postulat wolności od wartościowania.”
Mnie interesuje prawda i to że inni kłamią nie sprawia, że sam zacznę kłamać w drugą stronę, by zrównoważyć ich kłamstwa.
„Sens wartościujący przysługuje nie tylko słowom (norma, zdrowie, choroba, postęp, własność), ale także samym zjawiskom i procesom, które ludzie z danej kultury uważają za dobre, złe, pożądane, niepożądane.”
Sens wartościujący przysługuje zjawiskom? Nie rozumiem.
”Ale już fakt o większej przestępczości czarnych niż białych takim moralnie znaczącym faktem jest.”
Nie do końca rozumiem. Ja uważam, że właśnie NIE jest. Jeśli nauczymy ludzi, że błąd moralistyczny jest błędem, to fakty nie będą miały znaczenia moralnego. Jeśli będziemy wierzyć, że mają, to będziemy musieli represjonować prawdę, by uchronić przed określonymi wnioskami moralnymi.
„Lewica nie boi się pisać ani o murzyńskich gettach, ani o kobietach w islamie.”
Moim zdaniem totalnie się boi.
”Równie dobrze można to odwrócić: Zdeterminowana biologicznie jednostka jest bardziej podatna na działania centralnego zarządcy, bo każdy nakaz może on uzasadnić „biologiczną koniecznością”, a jednostka się temu podporządkuje, bo nie uświadamia sobie, że może być inaczej, zostaje więc zastąpiona nieskończenie plastyczną, podległą kulturze jednostką, nad którą zarządca nie ma wpływu, bo każdy jego nakaz trafia w próżnię, skoro tożsamości stały się płynne, zarządca nie ma punktu zaczepienia, a jednostka może wyobrazić sobie nieskończenie wiele technik oporu itp, itd…”
To, że mój opis da się przedstawić w odwróconej wersji, nie oznacza, że nie jest on prawdziwy (lub że tak samo prawdziwa jest ta odwrócona wersja). Jak pisałem, historycznie prawica posługiwała się wnioskowanie „jest => powinno”, a lewica „powinno => jest”.
„Nieprzypadkowo takie zachowania nazywa się zachowaniami stereotypowymi (ściślej: jest to błąd ekologiczny). Nie chodzi o to, czy grupa X jest statystycznie bardziej agresywna od grupy Y, tylko o prawdopodobieństwo, że zostaniemy napadnięci. A jest ono bardzo nikłe. Ryzyko napadu mniejsze od, powiedzmy, 1/10000 nie ma już bowiem znaczenia (ewolucyjnego i intuicyjnego) a sam napad staje się dla nas zjawiskiem właściwie losowym (jak wygrana w Lotto), którego nie unikniemy „przechodząc na drugą stronę ulicy”.
Istotne jest tutaj relatywne ryzyko. Jeśli jedne linie lotnicze rozbijałyby się raz na 1/50000 lotów, a jedne 1/1000000, to które wybieraliby ludzie? Stereotypy są podstawowym narzędziem orientowania się w rzeczywistości i bez nich bylibyśmy niczym dzieci we mgle.
„Kto popełnia taki błąd?”
Ty. Przez tworzenie fałszywej dychotomii biologia-kultura, gdzie kultura jest super-duper plastyczna i można ją zmienić na zawołanie, a biologia jest zawsze stała i nic się z nią nie da zrobić, jak kogoś życie jest ujowe, to sorry, nic z tym nie zrobi.
„Nie sądzę, by tak było. Myślę, że dla prawicy typowy jest właśnie błąd przechodzenia od „jest” do „powinno”. Błąd „naturalistyczny” jest typowo prawicowy, błąd moralistyczny jest typowo lewicowy. ”
Jest tak tylko wtedy, jeśli założyć, że „lewicowi naukowcy” nie mają racji.
„Mnie interesuje prawda”
A cóż to jest prawda?
„Sens wartościujący przysługuje zjawiskom? Nie rozumiem.”
Akt opisu empirycznego zjawiska stwierdzający, że danemu zjawisku przysługują jakieś cechy, staje się, pośrednio lub bezpośrednio, krytyką lub aprobatą wartości panujących w danej kulturze czy grupie. A jako, że przedmiotem nauk społecznych (i tych „przyrodniczych”, które się jakoś do człowieka i społeczeństwa odnoszą) są zjawiska o określonym sensie wartościującym, niemożliwe jest oczyszczenie nauk społecznych z sądów oceniających.
„Jeśli nauczymy ludzi, że błąd moralistyczny jest błędem, to fakty nie będą miały znaczenia moralnego. Jeśli będziemy wierzyć, że mają, to będziemy musieli represjonować prawdę, by uchronić przed określonymi wnioskami moralnymi. ”
A po co od razu cenzura? Można nauczyć ludzi, że dane fakty mają znaczenie moralne, ale inne od poprzednio wyznawanego.
„Moim zdaniem totalnie się boi.”
No tak, jeśli ktoś jest prawicowcem, to obserwacja, że lewica nie pisze nic o „białym ludobójstwie”, będzie dla niego „totalnym baniem się” mówienia o prawdzie lewicy. A tu po prostu chodzi o różne kąty widzenia, przejawiające się w różnym sposobie budowania teorii, selekcji problemów itp. Co niekoniecznie musi oznaczać relatywizm, bo może być tak, że i prawica, i lewica będą tak samo dobrze (lub tak samo słabo) opisywać rzeczywistość. A jeśli sporu nie da się rozwiązać tylko metodami czysto intelektualnymi, to wybór pomiędzy tymi stanowiskami jest wyborem politycznym. Oczywiście mało kto się do tego przyzna, bo każdy chce zachować nimb naukowości dla siebie.
„To, że mój opis da się przedstawić w odwróconej wersji, nie oznacza, że nie jest on prawdziwy (lub że tak samo prawdziwa jest ta odwrócona wersja).”
Na tak wysokim poziomie ogólności prawdziwe są obie wersje.
„Istotne jest tutaj relatywne ryzyko. Jeśli jedne linie lotnicze rozbijałyby się raz na 1/50000 lotów, a jedne 1/1000000, to które wybieraliby ludzie? Stereotypy są podstawowym narzędziem orientowania się w rzeczywistości i bez nich bylibyśmy niczym dzieci we mgle.”
Niestety ludzie tak nie działają i nie obliczają każdorazowo prawdopodobieństwa napadu. Gdy idzie o np. przestępczość czarnych w USA, to odczuwane ryzyko jest zawyżone o kilkadziesiąt procent od tego, co można wyczytać ze statystyk, a w przypadku niektórych przestępstw nieskorelowanych z rasą tylko z innymi czynnikami, ludzie i tak kojarzą je właśnie z rasą. Pozytywna rola stereotypów jest mocno przesadzona. Czy bez stereotypu Araba-terrorysty bylibyśmy niczym dzieci we mgle? Przypuszczam, że wątpię. (Choć faktem jest, że dla wielu jest on podstawowym narzędziem orientowania się w rzeczywistości).
„Ty. Przez tworzenie fałszywej dychotomii biologia-kultura, gdzie kultura jest super-duper plastyczna i można ją zmienić na zawołanie, a biologia jest zawsze stała i nic się z nią nie da zrobić, jak kogoś życie jest ujowe, to sorry, nic z tym nie zrobi.”
Tempo ewolucji kultury znacznie przewyższa ewolucję biologiczną. Kultura, cywilizacja to też element środowiska w którym żyjemy i jako takie wywierają presję selekcyjną. Jednak istotne zmiany nie są obserwowalne w ciągu życia wielu pokoleń. Co do tego ma ujowość życia? Twoja narracja jest mało konkretna.
„Gdy idzie o np. przestępczość czarnych w USA, to odczuwane ryzyko jest zawyżone o kilkadziesiąt procent od tego, co można wyczytać ze statystyk, a w przypadku niektórych przestępstw nieskorelowanych z rasą tylko z innymi czynnikami, ludzie i tak kojarzą je właśnie z rasą.”
Jakie przestępstwa są skorelowane z rasą? Jakiś typ przestępstw jest popełniany wyłącznie lub częściej przez konkretne rasy?
„Przez tworzenie fałszywej dychotomii biologia-kultura, gdzie kultura jest super-duper plastyczna i można ją zmienić na zawołanie, a biologia jest zawsze stała i nic się z nią nie da zrobić, jak kogoś życie jest ujowe, to sorry, nic z tym nie zrobi.”
Nic takiego nie twierdziłem i nie twierdzę.
„Jest tak tylko wtedy, jeśli założyć, że „lewicowi naukowcy” nie mają racji.”
Wydaje mi się, że mój opis błędu moralistycznego działa niezależnie od tego, kto ma rację. Upieram się więc, że jest cenny, nawet jeśli przykłady, które podałem okazałyby się nieprawdziwe.
„Akt opisu empirycznego zjawiska stwierdzający, że danemu zjawisku przysługują jakieś cechy, staje się, pośrednio lub bezpośrednio, krytyką lub aprobatą wartości panujących w danej kulturze czy grupie.”
To nie jest takie oczywiste. Bo np. mówiąc, że czarni są mniej inteligentni mogą równocześnie apelować o ich prześladowanie, jak i o pomaganie im. W bardzo ogólnym sensie wszystko jest moralne i polityczne. Ale ponieważ sens ten jest bardzo ogólny, nie ma to wpływu na rzeczywistość.
„No tak, jeśli ktoś jest prawicowcem, to obserwacja, że lewica nie pisze nic o „białym ludobójstwie”, będzie dla niego „totalnym baniem się” mówienia o prawdzie lewicy.”
No ok., ale podajesz graniczny przykład. Dobrze udokumentowanym przykładem jest np. walka z socjobiologią i psychologią ewolucyjną. Btw to dość łatwo określić, czy ktoś ma uprzedzenie poznawcze. Jeśli ktoś ogólnie zachowuje się merytorycznie i nagle ni stąd, ni zowąd zaczyna łamać standardy naukowe i się ekscytować, to jest to jawny sygnał uprzedzenia.
”A jeśli sporu nie da się rozwiązać tylko metodami czysto intelektualnymi, to wybór pomiędzy tymi stanowiskami jest wyborem politycznym.”
Jeśli sporu nie da się rozstrzygnąć, to trzeba powiedzieć, że się nie da rozstrzygnąć, a nie wybierać pasującą opcję. Np. ja nie umiem rozstrzygnąć kwestii powstawania i walki z kryzysami ekonomicznymi i nie wybieram opcji wolnorynkowej, tylko opcje agnostyczną. To nie jest takie trudne.
„Gdy idzie o np. przestępczość czarnych w USA, to odczuwane ryzyko jest zawyżone o kilkadziesiąt procent od tego, co można wyczytać ze statystyk”
No ale chodzi właśnie o relatywne ryzyko. Nawet jeśli przesadnie boję się napadu, to jest to dobrą informacją, że bardziej powinienem bać się napadu ze strony mężczyzn niż kobiet.
„Czy bez stereotypu Araba-terrorysty bylibyśmy niczym dzieci we mgle? Przypuszczam, że wątpię. (Choć faktem jest, że dla wielu jest on podstawowym narzędziem orientowania się w rzeczywistości).”
Jak dla mnie muzułmanin-terrorysta to dobry przykład, jak stereotypy mogą być cenniejsze od „danych statystycznych”.
„Jak dla mnie muzułmanin-terrorysta to dobry przykład, jak stereotypy mogą być cenniejsze od „danych statystycznych”.”
Mógłbys, prosze, rozwinąć?
Piękny przykład błędu moralistycznego.
https://www.youtube.com/watch?v=eAsDYc6vR5A
Mam kilka uwag.
Po pierwsze, Hume nigdzie nie twierdzi, że “z faktu, że świat jakiś jest, nie można wnioskować, że świat jakiś powinien być”. Pisze tylko, że znani mu filozofowie zazwyczaj nie tłumaczą, w jaki sposób przechodzą od jednego do drugiego. Nie ma czegoś takiego, jak “prawo Hume’a” zabraniejące przechodzenia z “jest” do “powinno być”.
Po drugie, Twój drugi argument za wegetarianizmem jest tak samo logicznie niepoprawny jak pierwszy – choćby dlatego, że brakuje w nim przesłanki mówiącej o związku zjadania zwierząt z powodowaniem ich cierpienia.
Po trzecie, wywód o “pomocniczej roli” niektórych przesłanek to nieporozumienie. W logicznie poprawnym argumencie wniosek wynika jednocześnie i w takim samym stopniu ze wszystkich przesłanek – i to zupełnie niezależnie od tego, czy są one prawdziwe, czy nie. Nie jest więc tak, że jeśli jedna z przesłanek okazuje się fałszywa, to “dezaktywuje” ona inną przesłankę, przez co wniosek przestaje wynikać.
Po czwarte, Twój argument za istnieniem tego, co nazywasz błędem moralistycznym, sprowadza się do “wydaje się, że”. Ale dlaczego się tak wydaje – o tym już nie wspominasz. Piszesz “ponieważ dowody na zróżnicowanie są bardzo mocne, wydaje się, że właściwym wyjaśnieniem uporczywego wypierania faktu biologicznego zróżnicowania ludzi jest właśnie błąd moralistyczny” i to wszystko. Równie dobrze mógłbyś napisać, że “uporczywe wypieranie” najlepiej wyjaśnić tym, że lewicowcy piją dużo sojowego latte, bo tak mi się wydaje. Trudno to brać na poważnie, dopóki nie powiesz czegoś o konkurencyjnych wyjaśnieniach i nie wytłumaczysz, w czym Twoje wyjaśnienie jest od nich lepsze.
Po piąte, nie podajesz żadnych przykładów osób popełniających ten błąd – a od tego należałoby chyba zacząć. Żadnych poza “pięknym przykładem” w ostatnim komentarzu, który okazuje się nie mieć nic wspólnego z tym, o czym tu piszesz. Ten facet nie twierdzi, że nie ma różnic – tylko że stara się dociekać, czy są, czy nie ma. A nawet gdyby twierdził, że nie ma, to od tego faktu do twierdzenia, że wywnioskował to z jakiejś moralnej zasady, jest bardzo daleka droga.
To wszystko sprawia wrażenie, że polemizujesz tu z jakimiś swoimi fantazjami na temat rozumowania innych ludzi, a nie z rzeczywistym rozumowaniem. Nie dajesz żadnych powodów, by sądzić, że ktokolwiek popełnia taki błąd – a co dopiero “duża część lewicy”.
Dzięki za interesujący komentarz. Z zarzutami „technicznymi” się zgadzam, z merytorycznymi – nie.
„Po pierwsze, Hume nigdzie nie twierdzi, że “z faktu, że świat jakiś jest, nie można wnioskować, że świat jakiś powinien być”. Pisze tylko, że znani mu filozofowie zazwyczaj nie tłumaczą, w jaki sposób przechodzą od jednego do drugiego. Nie ma czegoś takiego, jak “prawo Hume’a” zabraniejące przechodzenia z “jest” do “powinno być”.”
Ryczałtowo przyznaję się do wszelkiego rodzaju nieścisłości historycznofilozoficznych. Jestem niedouczonym przybyszem z innego obszaru.
Ale jak sądzę, istota problemu jest wyjaśniona w przykładzie. By przejść od „jest” do „powinno”, konieczna jest dodatkowa przesłanka moralna, która mówi, że dane „jest” wymusza określone „powinno” (ostatecznie istnieje więc zawsze relacja moralne => moralne, a nie faktualne => moralne). Hume, wskazując, że filozofowie nie tłumaczą tego przejścia, twierdził (jak go rozumiem), że nie pokazując tej dodatkowej przesłanki, sugerują oni że z „jest” w oczywisty sposób wynika „powinno”. A nigdy nie wynika.
W tym sensie można twierdzić, że mówienie: „(a) kobiety są takimi samymi ludźmi jak mężczyźni, (b) więc nie wolno upodrzędniać kobiet” jest błędem, bo nie ma żadnego logicznego związku (a) i (b). Błędem nie jest zaś stwierdzenie: „(a) nie wolno upodrzędniać ludzi, (b) kobiety są ludźmi, (c) nie wolno upodrzędniać ludzi”. W drugim przypadku moralny wniosek (c) wynika z moralnej przesłanki (a) i faktualnej przesłanki (b). Tak naprawdę to drugie rozumowanie jest tożsame ze stwierdzeniem „(a) nie wolno upodrzędniać ludzi”, w którym właściwie rozumiemy wszystkie wyrazy (co znaczy słowo człowiek).
„Po drugie, Twój drugi argument za wegetarianizmem jest tak samo logicznie niepoprawny jak pierwszy – choćby dlatego, że brakuje w nim przesłanki mówiącej o związku zjadania zwierząt z powodowaniem ich cierpienia.”
No to dodajmy tę przesłankę i będzie poprawny.
„Po trzecie, wywód o “pomocniczej roli” niektórych przesłanek to nieporozumienie. W logicznie poprawnym argumencie wniosek wynika jednocześnie i w takim samym stopniu ze wszystkich przesłanek – i to zupełnie niezależnie od tego, czy są one prawdziwe, czy nie. Nie jest więc tak, że jeśli jedna z przesłanek okazuje się fałszywa, to “dezaktywuje” ona inną przesłankę, przez co wniosek przestaje wynikać.”
Ok. Być może to moja niezgrabna próba opisania rozumowania, które da się lepiej opisać, stosując bardziej sformalizowane terminy, w których nie jestem biegły. Chodzi o to, że moralne jest wywiedzione z moralnego, a przesłanki faktualne nie stanowią łącznika między jednym moralnym a drugim, a determinują jedynie, czy dany fakt moralny ma miejsce.
„Po czwarte, Twój argument za istnieniem tego, co nazywasz błędem moralistycznym, sprowadza się do “wydaje się, że”. Ale dlaczego się tak wydaje – o tym już nie wspominasz.”
To ma charakter abdukcyjny (zaraz w ogóle zwątpię, czy rozumiem jakikolwiek termin filozoficzny). Jak inteligentni ludzie popełniają jakiś dość oczywisty błąd w ocenie rzeczywistości, to daje to powód do szukania jakiegoś błędu poznawczego.
„Równie dobrze mógłbyś napisać, że “uporczywe wypieranie” najlepiej wyjaśnić tym, że lewicowcy piją dużo sojowego latte, bo tak mi się wydaje”.
No ale trudno znaleźć jakieś połączenie między sojowym latte a wypieraniem (oczywiście, można się na nie pokusić: soja => żeńskie hormony => emocjonalność/litość … itd., ale to nie wydaje się zbyt koszerne). Oczywiście mogę nie mieć racji i ludzie mogą być biologicznie bardzo mało zróżnicowani, ale ponieważ fakt biologicznego zróżnicowania wydaje mi się tak oczywisty, szukam jakiegoś wyjaśnienia dla uporczywego wypierania.
„Trudno to brać na poważnie, dopóki nie powiesz czegoś o konkurencyjnych wyjaśnieniach i nie wytłumaczysz, w czym Twoje wyjaśnienie jest od nich lepsze.”
Ok, może zrobiłem jeden krok i trzeba zrobić następny. Lub ktoś innych go zrobi za mnie. Ostatecznie, tekst nie jest filozoficznym dowodem, ale pewną propozycją wyjaśnienia dziwnego zjawisko społecznego. Interesująca hipoteza (jeśli jest interesująca) jest wartością sama w sobie.
„Po piąte, nie podajesz żadnych przykładów osób popełniających ten błąd – a od tego należałoby chyba zacząć.”
No, przykładem są wszyscy lewicowcy, którzy twierdzą, że między rasami nie ma istotnych, mających silny komponent biologiczny różnic w IQ lub innych kognitywnych zachowania (lub że nie ma silnych biologicznych różnic w sposobie postrzegania świata i reagowania nań między płciami). Oni oczywiście twierdzą, że myślą tak, bo dane są po ich stronie, moim jednak zdaniem dane nie są po ich stronie i ich upór wyjaśniam błędem moralistycznym.
„Żadnych poza “pięknym przykładem” w ostatnim komentarzu, który okazuje się nie mieć nic wspólnego z tym, o czym tu piszesz. Ten facet nie twierdzi, że nie ma różnic – tylko że stara się dociekać, czy są, czy nie ma. A nawet gdyby twierdził, że nie ma, to od tego faktu do twierdzenia, że wywnioskował to z jakiejś moralnej zasady, jest bardzo daleka droga.”
W pięknym przykładzie chodzi o to, że facet podważa sens badania różnic w IQ między rasami. Przecież jest oczywiste, że takie badania byłyby niezwykle cenne (jeśli IQ jest główną determinantą sukcesu i jest biologicznie warunkowane, to próby kulturowego zapewnienia sukcesu są skazane na niepowodzenia => żadna doza pomocy, edukacji itd. nie zmieni sytuacji, co posiada fundamentalne znaczenie dla polityki imigracyjnej, projektów pomagania krajom trzeciego świata itd. Przy czym wnioski iść mogą w obie strony). Ale on boi się, że takie badania mogą ludzi zasmucić, więc nie chce ich robić. Oczywiście, może mieć rację. Może mówienie o różnicach rasowych niesie ze sobą większe straty (społeczne) niż zyski (poznawcze i społęczne). Ale chodzi mi właśnie o ukazanie tego mechanizmu, że prawda jest blokowana przez jej domniemane konsekwencje moralne. Szlachetne kłamsto. Ten przykład nie jest może typowy, ale jest „piękny”, bo naukowiec mówi wprost, że nie chce realizować ze względów moralnych jakiegoś bardzo obiecującego obszaru badań nad faktualnym.
„To wszystko sprawia wrażenie, że polemizujesz tu z jakimiś swoimi fantazjami na temat rozumowania innych ludzi, a nie z rzeczywistym rozumowaniem. Nie dajesz żadnych powodów, by sądzić, że ktokolwiek popełnia taki błąd – a co dopiero “duża część lewicy”.”
Moim zdaniem teza, że duża część lewicy (co nie znaczy większość) na różne sposoby odrzuca „IQ science” i silnie biologiczne zróżnicowanie płci (i szerzej, że promują wizję zasadniczego biologicznego niezróżnicowania jednostek) jest oczywista. Ale może, rzeczywiście, powinienem przedstawić jakąś listę przykładów. Przy czym nie będą to przykłady typu: „nie badamy bo IQ, bo jesteśmy uprzedzeni poznawczo”, ale właśnie „nie badamy IQ, bo to jest nienaukowe” albo „badania nad IQ nie dowodzą różnic”. Te tezy będące w moim przekonaniu efektami błędów poznawczych będą formalnie nieodróżnialne od wolnego od błędów researchu naukowego. Gdyby tak nie było, to w ogóle nie byłoby sprawy. Uprzedzenie w świecie nauki jest zawsze ubrane w szatę naukowości – często nawet w piękniejszą (bardziej naukową) szatę od prawd mniej kontrowersyjnych.
>>>>>>>>>Hume, wskazując, że filozofowie nie tłumaczą tego przejścia, twierdził (jak go rozumiem), że nie pokazując tej dodatkowej przesłanki, sugerują oni że z „jest” w oczywisty sposób wynika „powinno”. A nigdy nie wynika.
Że nigdy nie wynika, to twierdzisz Ty, nie Hume. Hume nie zajmuje jasnego stanowiska w tej sprawie. Poza tym są filozofowie, którzy twierdzą, że może wynikać (Searle, Black, Foot) i są też tacy, którzy odrzucają samo rozróżnienie (Putnam). Prezentujesz to tutaj jako jakieś Święte Prawo Filozofii, a w rzeczywistości zasada jest przedmiotem nierozstrzygniętej debaty.
>>>>>>>>>Chodzi o to, że moralne jest wywiedzione z moralnego, a przesłanki faktualne nie stanowią łącznika między jednym moralnym a drugim, a determinują jedynie, czy dany fakt moralny ma miejsce.
Moralne jest wywiedzione i z moralnego, i z faktualnego. Gdyby przesłanki faktualne „determinowały, czy dany fakt moralny ma miejsce”, znaczyłoby to, że można wywieść „powinno być” z „jest”, z czym się podobno nie zgadzasz.
>>>>>>>>>To ma charakter abdukcyjny (zaraz w ogóle zwątpię, czy rozumiem jakikolwiek termin filozoficzny).
Abdukcja jest inaczej nazywana „inference to the best explanation” – i to „the best” jest tutaj kluczowe. Ty proponujesz explanation, ale nie tłumaczysz, dlaczego powinniśmy uznać je za the best.
>>>>>>>>>Ten przykład nie jest może typowy, ale jest „piękny”, bo naukowiec mówi wprost, że nie chce realizować ze względów moralnych jakiegoś bardzo obiecującego obszaru badań nad faktualnym.
Naukowiec? Douglas Murray nie jest żadnym naukowcem, to pisarz i publicysta. Nie mówiąc już o tym, że publicysta konserwatywny, a Ty piszesz o lewicowcach.
>>>>>>>>>W pięknym przykładzie chodzi o to, że facet podważa sens badania różnic w IQ między rasami.
Nie podważa w najmniejszym stopniu – mówi tylko, że nie wie, co mogłoby z tego wynikać, gdyby okazało się, że te różnice istnieją.
>>>>>>>>>Ale on boi się, że takie badania mogą ludzi zasmucić, więc nie chce ich robić.
Musisz chyba posłuchać tego jeszcze raz, bo on tam niczego podobnego nie mówi. A nawet gdyby mówił, to i tak nie popełniałby błędu moralistycznego – bo wg Ciebie żeby go popełnić, to trzeba twierdzić, że nie ma różnic.
>>>>>>>>>No ale trudno znaleźć jakieś połączenie między sojowym latte a wypieraniem (oczywiście, można się na nie pokusić: soja => żeńskie hormony => emocjonalność/litość … itd., ale to nie wydaje się zbyt koszerne).
Podobnie trudno znaleźć połączenie między przyjmowaniem pewnych moralnych zasad a wypieraniem. Twierdzisz, że lewicowcy jedno wyprowadzają z drugiego, ale nie dajesz żadnych powodów, by sądzić, że to robią.
A na marginesie, z tą soją i hormonami to mit, nikt nie pije sojowego latte w ilościach, które mogłyby wpłynąć na gospodarkę hormonalną. (https://www.damianparol.com/soja-i-testosteron/)
>>>>>>>>>Ok, może zrobiłem jeden krok i trzeba zrobić następny. Lub ktoś innych go zrobi za mnie. Ostatecznie, tekst nie jest filozoficznym dowodem, ale pewną propozycją wyjaśnienia dziwnego zjawisko społecznego. Interesująca hipoteza (jeśli jest interesująca) jest wartością sama w sobie.
Problem w tym, że w tekście prezentujesz ten błąd jako fakt, nie jako hipotezę czy „propozycję wyjaśnienia” („Pytanie brzmi, dlaczego duża część lewicy popełnia błąd moralistyczny?”, „Konstruktywistyczne skrzywienie poznawcze lewicy jest bardzo silnym czynnikiem wspierającym występowanie błędu moralistycznego.”).
>>>>>>>>>Moim zdaniem teza, że duża część lewicy (co nie znaczy większość) na różne sposoby odrzuca „IQ science” i silnie biologiczne zróżnicowanie płci (i szerzej, że promują wizję zasadniczego biologicznego niezróżnicowania jednostek) jest oczywista.
Ale ja fantazjami nie nazywam tezy o tym, że lewica coś odrzuca – tylko tezę o tym, że odrzucenie to wynika z błędu moralistycznego.
>>>>>>>>>Przy czym nie będą to przykłady typu: „nie badamy bo IQ, bo jesteśmy uprzedzeni poznawczo”, ale właśnie „nie badamy IQ, bo to jest nienaukowe” albo „badania nad IQ nie dowodzą różnic”. Te tezy będące w moim przekonaniu efektami błędów poznawczych będą formalnie nieodróżnialne od wolnego od błędów researchu naukowego.
Jeśli są efektami błędów, to w żaden sposób tego nie pokazujesz.
„Że nigdy nie wynika, to twierdzisz Ty, nie Hume. Hume nie zajmuje jasnego stanowiska w tej sprawie. Poza tym są filozofowie, którzy twierdzą, że może wynikać (Searle, Black, Foot) i są też tacy, którzy odrzucają samo rozróżnienie (Putnam). Prezentujesz to tutaj jako jakieś Święte Prawo Filozofii, a w rzeczywistości zasada jest przedmiotem nierozstrzygniętej debaty.”
Ok, ustaliliśmy, że (1) Hume zarysował problem przechodzenia z „is” do „ought”, (2) niektórzy uznali niemożność przechodzenia za obowiązujące prawo, (3) a niektórzy się z tym prawem nie zgadzają.
Ja uznaję to prawo za obowiązujące. Myślę, że mam do tego prawo. Póki co nie spotkałem (inna sprawa – specjalnie nie szukałem) dobrego wyjaśnienia, jak z „jest” przejść do „powinno”.
A co Ty myślisz na ten temat? Można przechodzić od „jest” do „powinno”?
„Moralne jest wywiedzione i z moralnego, i z faktualnego. Gdyby przesłanki faktualne „determinowały, czy dany fakt moralny ma miejsce”, znaczyłoby to, że można wywieść „powinno być” z „jest”, z czym się podobno nie zgadzasz.”
Nie wiem, czy to nie spór o słowa, ale mi chodzi o to, że twierdzenie musi mieć charakter: „moralne => moralne” lub „moralne => faktualne => moralne”, a nie może mieć charakteru „faktualne => moralne”. Dlatego wprowadziłem pojęcie „przesłanki, która pełni role pomocniczą”, by podkreślić, że istotą argumentu jest przechodzenie od moralnego do moralnego, a faktualne służy do ustalania, czy dane moralne w danym momencie się aktualizuje. Np.
(m) Zabijanie ludzi jest złe => (f) Płód jest człowiekiem => (m) aborcja jest zła
możemy zapisać jako:
(m) Zabijanie ludzi jest złe => (m) aborcja jest zła.
z zastrzeżeniem, że w naszym słowniku pod pojęciem ludzi rozumiemy także płody.
Być może wszystkie te przesłanki faktualne mogłyby być wchłonięte przez przesłanki moralne, trzeba by nad tym pomyśleć.
„Abdukcja jest inaczej nazywana „inference to the best explanation” – i to „the best” jest tutaj kluczowe. Ty proponujesz explanation, ale nie tłumaczysz, dlaczego powinniśmy uznać je za the best.”
„Best” jest względne. Przecież na tym polega właśnie słabość abdukcji. Jest jakaś grupa, która wg mnie popełnia duży błąd naukowy. Potencjalnych wyjaśnień tego zjawiska jest nieskończenie wiele.
„Naukowiec? Douglas Murray nie jest żadnym naukowcem, to pisarz i publicysta. Nie mówiąc już o tym, że publicysta konserwatywny, a Ty piszesz o lewicowcach.”
Chodzi mi o zdanie Sama Harrisa z 3:55: „I have said multiple times (…) that I don’t see the point of doing this research” (należy dodać, że potem mówi: “But I’m not disputing the data that exists, Im not gonna lie about the data that exists”).
I dalej, w 4:39 mówi: “I don’t think that racial difference is something that in general is worth studying”. Trzeba naprawdę mocno zamykać oczy, by nie widzieć, że badania nad IQ mogą mieć kluczowe znaczenie np. dla ekonomii rozwoju, kwestii związanych z imigracją itp.
„Musisz chyba posłuchać tego jeszcze raz, bo on tam niczego podobnego nie mówi. A nawet gdyby mówił, to i tak nie popełniałby błędu moralistycznego – bo wg Ciebie żeby go popełnić, to trzeba twierdzić, że nie ma różnic.”
Posłuchałem jeszcze raz. Teraz Ty powinieneś wrócić do mojego tekstu, gdzie piszę:
Drugie wyjaśnienie błędu moralistycznego polega na wskazaniu, że lewica wie, że nie da się – prawomocnie – przejść od „jest” do „powinien”, ale myśli, że ponieważ inni (mniej inteligentni lub obdarzeni złą wolą) tego nie rozumieją, należy zaprzeczać faktualnemu, by uniemożliwić niepożądane moralne. Argument brzmi (w istocie nie brzmi, bo ma charakter ukrytego założenia) następująco: ponieważ większość ludzi ma tendencję do przechodzenia od faktualnego do moralnego, odpowiedzialni ludzie powinni dbać, by w obiegu społecznym znajdowały się wyłącznie takie fakty, które będą implikowały właściwą moralność.
I właśnie Harris jest moim zdaniem przykładem tego drugiego wyjaśnienia błędu moralistycznego. Nie może być tak ślepy, by nie rozumieć, że IQ-science mogłaby mieć wielką wartość, więc musi kierować nim jakiś inny impuls. Spekuluję, że to 2 wersja błędu moralistycznego: szlachetne kłamstwo.
Zwróć uwagę, że w tekście pokazuję, że błąd ten może mieć trzy odmiany: (1) lewica sama myśli, że istnieje przejście od faktualnego do moralnego i boi się pewnych faktualnych, (2) lewica wie, że go nie ma, ale boi się, że masy tak myślą (Harris), (3) bias konstruktywistyczny.
„Podobnie trudno znaleźć połączenie między przyjmowaniem pewnych moralnych zasad a wypieraniem.”
No nie, akurat związek między wyborem zasad (nie wiem, czy to właściwe słowo) a wypieraniem jest dość dobrze udowodniony. Jeśli ktoś robi duży błąd intelektualny, to pierwszym podejrzanym jest jego przywiązanie do jakichś zasad moralnych. Przykładowo, bardzo dużo libertarian popełnia różne błędy intelektualne odnośnie możliwości funkcjonowania anarchii i nie ma nic dziwnego w doszukiwaniu się przyczyn tych błędów w ich moralnym przywiązaniu do wolności.
„Problem w tym, że w tekście prezentujesz ten błąd jako fakt, nie jako hipotezę czy „propozycję wyjaśnienia”.”
No tak. I dlatego nie jest to tekst wysłany do czasopisma naukowego, tylko spekulacja na blogu.
„Ale ja fantazjami nie nazywam tezy o tym, że lewica coś odrzuca – tylko tezę o tym, że odrzucenie to wynika z błędu moralistycznego.”
A Ty uważasz, że istnieje zastanawiające (nieprzypadkowe i niemarginalne) zjawisko odrzucania przez lewicę pewnych danych naukowych? Czy nie? Bo jeśli uważasz, że nie, to zrozumiałe, że uważasz moją teorię za fantazję. Jak wierzy się, że ktoś ma rację, to nie szuka się pozamerytorycznych powodów tego, dlaczego ten ktoś wierzy w to, w co wierzy.
„Jeśli są efektami błędów, to w żaden sposób tego nie pokazujesz.”
Nie pokazuję. Tylko jak to pokazać?
Można by stworzyć 2 grupy studentów-lewicowców. Pierwsza przeszłaby semestr zajęć z filozofii moralnej, na których wykładowca wiele czasu poświęciłby wyjaśnianiu (nieważne, czy to prawda, czy nie), że nie da się przejść od „is” do „ought”. Druga nie miałaby takich zajęć. W następnym semestrze chodziliby na zajęcia z IQ-science. Jeśli pierwsza interpretacja błędu moralistycznego (wypieranie w wyniku wiary w to przejście) jest prawdziwa, to ludzie z pierwszej grupy pozytywniej oceniliby zajęcia o IQ-science, niż ci z drugiej.
Można by również zbadać różnice w tym, co lewicowcy mówią publicznie i prywatnie. Jeśli prywatnie mówiliby, że różnice istnieją, a publicznie, że nie, to mogłoby to wskazywać na teorię szlachetnego kłamstwa.
Ale nie przewiduję robienia takich badań, dlatego jestem skazany na spekulacje.
>>>>>>>>>A co Ty myślisz na ten temat? Można przechodzić od „jest” do „powinno”?
Nie mam zdecydowanych poglądów w tej sprawie. Myślę, że to zależy od pewnych metaetycznych założeń – jeśli chce się być moralnym realistą, to chyba nie można. Pisałem o tym więcej dawno temu tu:
https://utilitymon.blogspot.com/2012/04/rozmontowujac-gilotyne-humea.html
https://utilitymon.blogspot.com/2012/05/rozmontowujac-gilotyne-humea-ii.html
>>>>>>>>>Nie wiem, czy to nie spór o słowa, ale mi chodzi o to, że twierdzenie musi mieć charakter: „moralne => moralne” lub „moralne => faktualne => moralne”, a nie może mieć charakteru „faktualne => moralne”.
Jak się domyślam, chodzi Ci o to, że jeśli argument jest logicznie poprawny i jego wniosek jest etycznie normatywny, to któraś z przesłanek też musi być etycznie normatywna. Wyrażasz to jednak w jakiś wyjątkowo zagmatwany i mylący sposób: Twój przykład jest logicznie niepoprawny, Twój zapis miesza wnioski z przesłankami, Twoje uwagi o “przesłankach pomocniczych” i “wchłanianiu przesłanek” zaciemniają wszystko do reszty.
>>>>>>>>>„Best” jest względne. Przecież na tym polega właśnie słabość abdukcji. Jest jakaś grupa, która wg mnie popełnia duży błąd naukowy. Potencjalnych wyjaśnień tego zjawiska jest nieskończenie wiele.
Problemem nie jest tutaj to, że “best” jest względne. Tzn. nie to, że argumenty za tym, by uznać wyjaśnienie x za najlepsze, dla jednej będą przekonujące, a dla drugiej nie. Problemem jest to, że nie podajesz żadnych argumentów za swoim x.
>>>>>>>>>Chodzi mi o zdanie Sama Harrisa z 3:55: „I have said multiple times (…) that I don’t see the point of doing this research” (należy dodać, że potem mówi: “But I’m not disputing the data that exists, Im not gonna lie about the data that exists”).
I dalej, w 4:39 mówi: “I don’t think that racial difference is something that in general is worth studying”. Trzeba naprawdę mocno zamykać oczy, by nie widzieć, że badania nad IQ mogą mieć kluczowe znaczenie np. dla ekonomii rozwoju, kwestii związanych z imigracją itp.
Ok, byłem przekonany, że chodziło Ci o Murraya. W takim razie Harris nie popełnia błędu moralistycznego, bo nie twierdzi, że nie ma różnic. Nie tylko nie powstrzymuje się od sądu, ale nawet twierdzi, że te różnice istnieją.
>>>>>>>>>I właśnie Harris jest moim zdaniem przykładem tego drugiego wyjaśnienia błędu moralistycznego.
Harris nie może być przykładem drugiego wyjaśnienia, bo według Twoich własnych kryteriów w ogóle tego błędu nie popełnia. Ponadto to, co nazywasz “wyjaśnieniem błędu moralistycznego”, wcale nim nie jest, o czym niżej.
>>>>>>>>>Nie może być tak ślepy, by nie rozumieć, że IQ-science mogłaby mieć wielką wartość, więc musi kierować nim jakiś inny impuls. Spekuluję, że to 2 wersja błędu moralistycznego: szlachetne kłamstwo.
Żeby kłamać, to musiałby twierdzić, że nie ma różnic. Tymczasem twierdzi, że są różnice.
>>>>>>>>>Zwróć uwagę, że w tekście pokazuję, że błąd ten może mieć trzy odmiany: (1) lewica sama myśli, że istnieje przejście od faktualnego do moralnego i boi się pewnych faktualnych, (2) lewica wie, że go nie ma, ale boi się, że masy tak myślą (Harris), (3) bias konstruktywistyczny.
To nie są żadne odmiany błędu moralistycznego, ani wyjaśnienia błędu moralistycznego. To są najwyżej wyjaśnienia faktu negowania różnic. Żeby negować różnice, nie trzeba popełniać błędu moralistycznego.
>>>>>>>>>Przykładowo, bardzo dużo libertarian popełnia różne błędy intelektualne odnośnie możliwości funkcjonowania anarchii i nie ma nic dziwnego w doszukiwaniu się przyczyn tych błędów w ich moralnym przywiązaniu do wolności.
Ok, powiedzmy, że ktoś uważa brak państwa za sytuację moralnie pożądaną i jednocześnie zbyt optymistycznie wyobraża sobie funkcjonowanie bezpaństwowego społeczeństwa. I powiedzmy, że to pierwsze jakoś psychologicznie wpływa u niego na to drugie. Całkiem prawdopodobne, że jest trochę takich osób (choć chciałbym zobaczyć badania).
Ten ktoś wcale nie musi popełniać błędu moralistycznego. Żeby go popełnić, musiałby mówić coś w stylu “Po zlikwidowaniu państwa będzie mniej przestępczości, bo uważam, że nie ma moralnego uzasadnienia dla istnienia państw”. Albo przynajmniej tak myśleć. Tymczasem nikt, o ile wiem, tak nie mówi, ani tak nie myśli. Podobnie jak nikt przeprowadza wnioskowań, które wymieniasz w notce (“Ponieważ biali i czarni są sobie moralnie równi, biali i czarni są tak samo inteligentni.” etc.). Zapewne dlatego nie podajesz ani jednego przykładu osoby, która przeprowadza takie wnioskowanie. Po prostu nie ma takich osób, albo stanowią zupełny margines.
Wydaje mi się, że mieszasz jakiś rodzaj błędu kognitywnego, który jest całkiem prawdopodobny, z błędem logicznym, który jest skrajnie nieprawdopodobny.
>>>>>>>>>No tak. I dlatego nie jest to tekst wysłany do czasopisma naukowego, tylko spekulacja na blogu.
Jeszcze raz: nie mam nic przeciwko spekulacjom na blogach, o ile przedstawiane są jako spekulacje. Ty jednak zaczynasz od “Jednym z najczęściej popełnianych intelektualnych błędów współczesnej lewicy jest błąd moralistyczny.” i dalej kilkakrotnie przedstawiasz ten błąd jako fakt, nie jako przedmiot spekulacji.
>>>>>>>>>A Ty uważasz, że istnieje zastanawiające (nieprzypadkowe i niemarginalne) zjawisko odrzucania przez lewicę pewnych danych naukowych? Czy nie?
Jeśli chodzi o IQ, to chyba spotkałem się kiedyś z osobami o lewicowych poglądach, które twierdziły, że testy IQ nie mierzą niczego poza umiejętnością rozwiązywania testów IQ i nic z nich istotnego nie wynika. Nie potrafię sobie przypomnieć, kto to był. Nie mam też pojęcia, czy to postawa reprezentatwyna dla lewicy i czy stanowi to przykład “odrzucania danych naukowych” – zdecydowanie za słabo znam się na tych testach, żeby to stwierdzić.
Pozostałe Twoje przykłady na pewno mnie nie przekonują, to jakieś beztroskie spekulacje psychologii ewolucyjnej z nauką mające niewiele wspólnego, połączone z karykaturą poglądów drugiej strony (“kulturyści zakładają istnienie wszechświatowego spisku”). Tu znowu nie podajesz przykładów, ale nawet gdybyś podawał, to opowieści o agresywnych mężczynach pilnujących zasobów to nie są żadne dane naukowe.
>>>>>>>>>Bo jeśli uważasz, że nie, to zrozumiałe, że uważasz moją teorię za fantazję.
Nie ma znaczenia, co uważam. Mój zarzut brzmi “Ok, przyjmijmy że lewica powszechnie odrzuca dane naukowe – nie dajesz powodów, by myśleć, że wynika to z błędu moralistycznego”.
>>>>>>>>>Nie pokazuję. Tylko jak to pokazać?
Można by stworzyć 2 grupy studentów-lewicowców. Pierwsza przeszłaby semestr zajęć z filozofii moralnej (…)
To jest projekt badania (projekt moim zdaniem mocno nieudany, ale zostawmy to na razie), które mierzyłoby, czy jest psychologiczna relacja między przekonaniem o ułomności IQ-science a przekonaniem, że nie da się przejść od “jest” do “powinno być” u osób o lewicowych poglądach. Nawet jeśli okazałoby się, że jest, nie wiedzielibyśmy, czy ktokolwiek popełnia błąd moralistyczny.
>>>>>>>>>Można by również zbadać różnice w tym, co lewicowcy mówią publicznie i prywatnie. Jeśli prywatnie mówiliby, że różnice istnieją, a publicznie, że nie, to mogłoby to wskazywać na teorię szlachetnego kłamstwa.
To jest z kolei projekt badania tego, czy lewicowcy odrzucają jakieś dane naukowe i czy robią to szczerze. Ono też nie ma nic wspólnego z błędem moralistycznym.
Ok, więc jako psycholog siedzący w tematach o których pisze autor… po prostu pisze głupoty.
Teza „zdolności kognitywne są w istotnym stopniu uwarunkowane biologicznie” nie tylko nie znajduje poparcia, ale wręcz jest niemożliwa do odniesienia do jednostek. Jest tak, bo gdy mówimy o tym, że dana cecha jest w X% determinowana genetycznie, to ZAWSZE mówimy o tym w odniesieniu do konkretnej populacji funkcjonującej w określonych warunkach. Zmieniamy warunki, X się zmienia (na plus lub minus).
Idąc dalej, teza „zdolności kognitywne są jednym z najważniejszych czynników decydujących o tym, w jaki sposób ludzie radzą sobie w otaczającym świecie” również jest nieprawdziwa, podobnie jak teza „zróżnicowanie to koreluje (na różne sposoby) z innymi istotnymi czynnikami różnicującymi ludzi (płcią, rasą, narodowością itd.)” i teza „testy IQ są bardzo dobrym narzędziem szacowania zdolności kognitywnych.” Innymi słowy, autor „wychodząc poza swoje kompetencje” stawia wnioskowanie logiczne w którym CZTERY Z PIĘCIU stawianych przesłanek są sprzeczne z wiedzą naukową ORAZ demonstruje brak zrozumienia podstaw tej wiedzy (błąd kategorii w kontekście wyników populacyjnych).
Co zabawne, wnioski autora można odnieść do niego samego – zarzuca drugiej stronie „motivated reasoning”, ale oczywiście to samo „motivated reasoning” można odnieść do niego. Czego już nie dostrzega. Efekt ślepej plamki się kłania.
Idąc dalej, autor posługuje się pojęciem „rasy”. To pojęcie nie jest uznawane przez genetyków. Ponownie demonstruje więc brak wiedzy i opiera na nim swoje postulaty (klasyczny efekt Dunninga-Krugera w działaniu).
Następnie powołuje się na psychologię ewolucyjną, która w obecnej postaci jest w najlepszym razie protonauką, jeśli nie pseudonauką, ze względu na swoją tendencję do „just-so-stories”. Znów – nie wie czego nie wie.
Wykazuje również brak wiedzy antropologicznej, powielając mit „kobiet wychowujących dzieci i mężczyzn zdobywających zasoby”. Dziś wiemy, że i dzieci wychowywane były przez całe plemię i całe plemię pracowało przy zdobywaniu zasobów (w tym polowaniu na grubego zwierza, którego całe plemie – a czasem kilka w koalicji – naganiało, hałasując, na bagna, do wykopanych jam lub z klifu, unieruchamiając, okaleczając i ułatwiając dobicie bez ponoszenia ryzyka).
Dalej nie chce mi się już czytać, prawdę mówiąc. Autor bowiem zaczyna od podstawowych braków – w wiedzy – i na tej niestabilnej bazie buduje swoje teorie. Cóż, w programowaniu panuje zasada GIGO – garbage in, garbage out. Jak wrzucisz śmieci, śmieci wyjmiesz. Autor powinien więc solidnie się dokształcić i dopiero próbować zabierać głos w tematach, w których obecnie ma nie tyle wiedzę, co powielane mity i „kłamstwa dla dzieci”.
Teza, że zdolności kognitywne są w istotnym stopniu uwarunkowane biologicznie jest możliwa do odniesienia do jednostki i nie stoi to w sprzeczności z faktem, że związek ten zachodzi w określonych warunkach środowiskowych.
Owszem może tak być, że prowadząc badania dotyczące tego w jakim procencie dana cecha jest warunkowana genetycznie badamy daną populację w określonych warunkach, co nie zmienia faktu, że teza u biologicznym uwarunkowaniu zdolności kognitywnych nie jest błędna. Grupa badawcza może być potrzebna po to, żeby ująć pewne zależności statystycznie. Nie oznacza to, że nie zachodzi związek przyczynowo-skutkowy między genami, a zdolnościami kognitywnymi konkretnej jednostki.
Z pewnością pojęcie rasy jest używane przez lekarzy w praktyce klinicznej, w podręcznikach, artykułach (np. występuje jako czynnik ryzyka niektórych schorzeń). Sądzę, że jest używane również przez genetyków.
Jak rozumiem krytyka psychologii ewolucyjnej dotyczy trudności w udowadnianiu teorii
i hipotez (just-so-stories). Wydaje się jednak, że pomimo tych trudności jest to ugruntowana dziedzina nauki. Występowanie trudności metodologicznych w przypadku niektórych hipotez i teorii nie dyskredytuje dziedziny jako takiej. Z pewnością nie podoba ona się antropologom kultury traktującym kulturę jako byt samoistny (wnioski psychologii ewolucyjnej mogą przeczyć ich teoriom) oraz konstruktywistom społecznym, którzy chcieliby sami od początku do końca zaprojektować jak wyglądać ma społeczeństwo (wnioski psychologii ewolucyjnej mogą sugerować, że ich projekty są trudne lub niemożliwe do implementacji).
Liczne inwektywy i argument z autorytetu w pierwszym zdaniu świadczą o tym, że autor zamiast życzliwie wyliczyć błędy, silnie zaangażował się emocjonalnie. Dlaczego?