Teoria dóbr publicznych i powiązany z nią efekt gapowicza to jedne z najbardziej fundamentalnych mechanizmów ekonomicznych, mechanizmów, które decydują o kształcie życia społecznego. W istocie, można bez cienia przesady powiedzieć, że efekt gapowicza jest jedną z zasad, która rządzi światem.
Teoria dóbr publicznych wskazuje, że jeśli do powstania jakiegoś dobra –
(a) konieczne jest jego współfinansowanie przez dużą grupę osób,
(b) wpłaty pojedynczych jednostek są zbyt małe, by wpłynąć na fakt jego sfinansowania/niesfinansowania,
(c) nie istnieje efektywna metoda wykluczenia z korzystania zeń tych, którzy (chcąc uniknąć kosztów) wymigiwać będą się od jego współfinansowania –
– to istnieje duże prawdopodobieństwo, że duża część osób będzie migać się od płacenia, w związku z czym dobro to nie zostanie sfinansowane.
Dziać będzie się tak dlatego, że racjonalną (maksymalizującą zysk) strategią działania będzie w takim wypadku miganie się od płacenia za to dobro, w nadziei, że zostanie ono sfinansowane przez pozostałe osoby i że migająca się osoba będzie mogła korzystać z tego dobra za darmo. Jeśli jednostki nie będą motywowane jakąś zewnętrzną ideologią, ale wyłącznie swym wąsko rozumianym interesem, będą próbowały jechać na gapę na wpłatach innych jednostek, w efekcie czego dobro publiczne nie powstanie. Zauważmy, że choć motorem działań gapowiczów będzie ich zysk, działania te prawdopodobnie doprowadzą ich do strat – dane dobro nie zostanie bowiem sfinansowane. Unikający płacenia gapowicze przechytrzą nie tylko chcących płacić frajerów, ale i samych siebie – na niesfinansowaniu dóbr publicznych ucierpi cała społeczność. Jednostkowa racjonalność zaowocuje tu kolektywną nieracjonalnością: choć optymalnym rozwiązaniem dla danej grupy byłoby złożenie się na dane dobro (wszyscy zyskaliby na jego istnieniu), optymalną strategią dla poszczególnych jednostek będzie miganie się od wpłacania pieniędzy, czego konsekwencją będzie niesfinansowanie tego dobra, na czym stracą wszyscy.
Wojsko
Najlepszym przykładem dobra publicznego wydaje się wojsko. Wyobraź sobie, że żyjemy w ładzie bezpaństwowym, w którym nie ma państwowego wojska. Wobec groźby inwazji ze strony krajów ościennych powstaje konieczność stworzenia prywatnego wojska. Załóżmy, że jakaś firma (czy grupa firm) jest w stanie zorganizować obronę militarną na tym obszarze, by to jednak zrobić, musi zgromadzić odpowiednią ilość funduszy. Firma ta ogłasza, że by utrzymać wojsko, każda z 20 milionów zamieszkujących ten obszar dorosłych osób wnieść musi roczną opłatę w wysokości 300 zł. Czy mamy prawo wierzyć, że społeczności żyjącej w ładzie bezpaństwowym udałoby się sfinansować w ten sposób powstanie wojska? Teoria dóbr publicznych może wskazywać, że – o ile nie mielibyśmy do czynienia z silnym działaniem jakiejś ideologii na jednostki – byłoby to mało prawdopodobne. Dlaczego?
Wynikałoby to z trzech czynników:
(1) Od tego, czy pojedyncza osoba wpłaciłaby swoje 300 zł, nie zależałoby powodzenie projektu. Wycofanie się pojedynczej osoby nie uniemożliwiłoby sfinansowania wojska (brak 300 zł oznaczałby np. że jeden z czołgów miałby nieco mniejsze zapasy paliwa lub że jeden z żołnierzy ćwiczyłby strzelanie kilka dni mniej niż pozostali).
(2) Jeśli społeczności udałoby się sfinansować wojsko, nie byłaby ona w stanie wykluczyć osoby, która nie wpłaciła swoich 300 zł, z czerpania korzyści z istnienia wojska. Ponieważ głównym celem finansowania wojska byłoby odstraszanie potencjalnych najeźdźców, niepłacący zyskiwaliby na tym odstraszaniu tyle samo co płacący (nie da się wykluczyć gapowiczy z korzystania z bezpieczeństwa, które zapewnia stacjonujące na danym obszarze wojsko).
(3) Ponieważ niezapłacenie 300 zł wiązałoby się z realną oszczędnością, nie wiązałoby się zaś z żadnymi kosztami (wojsko powstanie lub nie, niezależnie od tego, czy jednostka zapłaci), racjonalną decyzją dla każdej jednostki byłoby miganie się od wpłaty.
Ponieważ od tego, czy zapłacę za obronę wojskową nie zależy to, czy ona powstanie i czy będę mógł z niej korzystać, istnieje bardzo silna zachęta ekonomiczna, by nie płacić. Gdyby wszystkie osoby kierowały się wyłącznie wąsko rozumianym prywatnym interesem, za wojsko nie chciałby płacić nikt i nie mogłoby ono powstać. Efektem mógłby być podbój ładu bezpaństwowego przez państwo ościenne. Jeśli wolnemu społeczeństwu nie udałoby się stworzyć bądź wystarczająco silnej ideologii, bądź efektywnej technologii społecznej, by wyeliminować gapowiczów, mogłoby ono mieć problem ze sfinansowaniem wojska.
Nauka
Innym typem dobra, które niełatwo byłoby sfinansować na wolnym rynku byłaby nauka i ona bowiem charakteryzuje się cechami typowymi dla dobra publicznego: choć wszyscy zyskujemy na rozwoju nauki, to ponieważ wpłaty pojedynczej osoby są zbyt małe, by wpłynąć w realny sposób na jej rozwój, i nie istnieje metoda, by wykluczyć z korzystania zeń tych, którzy odmówili jej współfinansowania, każdej jednostce opłacać będzie się jechać na gapę na wpłatach innych i nie składać się na finansowanie badań naukowych. Efektem mogłoby być – o ile nie pojawiłyby się jakieś dobrowolne metody rozwiązywania tego problemu – radykalne niedofinansowanie nauki na wolnym rynku.
Troska o środowisko
Podobny mechanizm działałby w wypadku ekologii. Każdemu z nas opłaca się, by ludzie troszczyli się o środowisku, jednak ponieważ od tego, czy konkretna jednostka żyje ekologicznie, czy nie, nie zależy los środowiska (destrukcyjny wpływ na środowisko mają dopiero zsumowane działania setek tysięcy czy milionów ludzi), zaś zachowania proekologiczne wiążą się z realnymi kosztami (musimy np. inwestować w czyste technologie, ograniczyć zużycie surowców itd.), racjonalnym dla każdej jednostki zachowaniem jest brak dbałości o środowisko. Przykładowo, gdyby mieszkańcy jakiegoś obszaru kolektywnie ograniczyli emisję spalin samochodowych (jeżdżąc częściej komunikacją zbiorową lub rowerami, kupując samochody elektryczne itp.), wszyscy by na tym zyskali – byliby zdrowsi, żyliby dłużej i ponosiliby niższe koszty leczenia. Jednak żadnej konkretnej jednostce nie opłaca się zdecydować na takie rozwiązania – ograniczenie używania przez nią samochodu wpłynie na jakość powietrza w zaniedbywalnie mały sposób, wiązać będzie się za to z realnymi kosztami (dłuższe dojazdy do pracy, koszty czystych technologii itd.). Dlatego teoria dóbr publicznych przewiduje, że wobec braku jakiejś silnej ekologicznej ideologii (lub narzuconego odgórnie prawa ekologicznego), ludzie będą kierowali się swoim jednostkowym interesem i doprowadzą do niekorzystnego dla nich zanieczyszczenia powietrza.
Za inne interesujące przykłady dóbr publicznych uznać można np. zapobieganie cyklom koniunkturalnym, zapewnianie wystarczających zachęt do pracy twórcom informacji, walkę z globalnym ociepleniem, zapobieganie uodparnianiu się bakterii na działanie antybiotyków.
Czy problem dóbr publicznych dowodzi konieczności istnienia państwa?
W przekonaniu wielu ekonomistów problem dóbr publicznych może być rozwiązany wyłącznie dzięki interwencjom państwowym. Państwo – jako instytucja mogąca stosować przymus – wydaje się naturalnym kandydatem na rozwiązanie tego problemu: o ile bowiem wolny rynek jest wobec gapowiczów często bezradny, państwo może ich zmusić, by przestali pasożytować na prospołecznych zachowaniach innych i wnieśli swoją część wkładu. Przykładowo może ono: (a) nałożyć podatek, z pomocą którego sfinansuje stworzenie wojska, (b) nałożyć podatek, z pomocą którego wspomoże rozwój nauki, (c) wprowadzić przepisy zmuszające do ograniczenia emisji spalin (teoretycznie takie przepisy mogłyby również działać w społeczeństwie bezpaństwowych, ich egzekucja byłaby jednakże bardzo trudna).
Dysponując narzędziami przymusu, państwo może zapewnić odpowiedni poziom finansowania wszystkich dóbr, którym groziłoby niedofinansowane na wolnym rynku. Odpowiedź na pytanie, czy istnienie problemu dóbr publicznych uzasadnia powołanie państwa, może być uzależniona od tego, z jakimi konsekwencjami wiązałoby się niesfinansowanie pewnych dóbr. Jeżeli dobra te byłyby kluczowe dla pomyślności społecznej (dotyczy to np. wojska), a ład wolnorynkowy nie mógłby sobie z nimi poradzić, byłoby to racjonalnym argumentem za istnieniem państwa. Jeżeli jednak ład rynkowy nie umiałby sobie poradzić z produkcją jakichś dóbr, ale nie powodowałoby to jakichś katastrofalnych dla społeczności skutków (np. nauka stałaby na nieco niższym poziomie), nie stanowiłoby to wystarczającego uzasadnienia dla istnienia państwa.
Kontrola państwa jako dobro publiczne
Istnieje jednakże istotna wątpliwość względem teorii mówiącej, że państwo może być rozwiązaniem problemu dóbr publicznych. Uczynienie państwa odpowiedzialnym za rozwiązywanie tego problemu, wiąże się z koniecznością wyposażenia go w odpowiednie narzędzia. Ponieważ problemem wolnego rynku jest to – jak wskazują jego krytycy – że dobrowolne działania jednostek nie zawsze prowadzą do optymalnych społecznie efektów, rozwiązaniem tego problemu musi być przymus. Jednak w momencie, w którym wyposażymy państwo w narzędzia, za pomocą których będzie mogło kontrolować działania jednostek, zyska ono nad nimi istotną przewagę (nie może być inaczej – skoro zadaniem państwa jest przymuszanie jednostek do określonych działań, musi być ono od nich silniejsze, inaczej przymus nie byłby możliwy). A to oznacza, że istnieć będzie silna pokusa dla rządzących, by wykorzystać narzędzia władzy nie w celu rozwiązywania problemów społecznych, ale w celu realizacji swoich prywatnych interesów. Społeczeństwo musi więc w jakiś sposób kontrolować władzę, by ta działała w zgodzie z jej, a nie swoim interesem. I tu pojawia się paradoks – okazuje się bowiem, że dobro, jakim jest kontrola władzy, również ma charakter dobra publicznego. Choć dla całego społeczeństwa byłoby korzystne, by konkretne jednostki zdobywały wiedzę o działaniach państwa i protestowały, gdy wykorzystuje ono władzę dla swojego interesu, żadnej jednostce nie opłaca się tego robić. Ponieważ twoje zaangażowanie w sprawy państwa jest zbyt mało istotne, by wpłynąć na to, jak zarządzane będzie państwo, wiąże się natomiast z realnymi kosztami (stratą dużej ilości czasu i energii), racjonalnym rozwiązaniem jest nie interesować się polityką, nie angażować w działania społeczne i wykorzystać zaoszczędzony w ten sposób czas na polepszanie swojej jednostkowej sytuacji materialnej. Twierdzenie, że państwo może być rozwiązaniem dóbr publicznych, opiera się więc na sprzeczności – wymaga bowiem uznania, że ludzie nie potrafią się zorganizować i rozwiązywać problemu kolektywnego działania w kontekście problemów pojawiających się w sytuacji wolności, ale będą potrafili zorganizować się i rozwiązać problem kolektywnego działania w kontekście kontroli działań państwa. Wydaje się więc, że ten sam powód, który czyni państwo koniecznym, powoduje również, że państwo wyjęte będzie spod kontroli społecznej i że działać będzie w swoim, a nie społecznym interesie.
Czy da się rozwiązać problem efektu gapowicza bez udziału państwa?
Na koniec parę słów o tym, jakie czynniki osłabić mogą działanie efektu gapowicza:
(1) Im więcej musi zapłacić pojedyncza osoba, by sfinansować „swoją” część dobra, tym większy zysk z niepłacenia. Im niższa kwota składki, tym mniej osób migać będzie się od płacenia i tym większe prawdopodobieństwo, że altruistyczni płacący opłacą składki egoistycznych niepłacących. A to oznacza, że im bogatsze społeczeństwo, tym (ceteris paribus) mniej gapowiczów.
(2) Im większa liczba osób składających się na dane dobro, tym większa pokusa, by wymigiwać się od płacenia. Gdy liczba płacących jest bardzo duża, brak pojedynczej wpłaty wpływa w zaniedbywalnie mały sposób na ilość/jakość dób publicznych. Im większa liczba osób składa się na dane dobro, tym trudniej zlokalizować, wykluczyć bądź „zmusić” do płacenia (za pomocą presji społecznej) gapowiczów. Mała grupa może wywierać skuteczną presję na niepłacących, w dużej grupie taka presja może być nieskuteczna. W mniejszych społecznościach efekt gapowicza będzie (ceteris paribus) słabszy.
(3) Im większa finansowa homogeniczność grupy (wszyscy mają mniej więcej tyle samo), tym trudniej sfinansować dobro. Im większa różnorodność (obecność wielkich podmiotów), tym łatwiej zmobilizować niepłacących do płacenia. Wielcy gracze mają więcej do stracenia, łatwiej im skoordynować ich działania i wywrzeć presję na gapowiczów – można liczyć, że będą oni potrafili się zmobilizować, by doprowadzić do finansowania danego dobra.
(4) Efekt gapowicza może być również przełamywany za pomocą określonych technologii społecznych, takich jak zbiorowe finansowanie warunkowe (crowdfunding). W przypadku finansowania warunkowego, dobro powstaje tylko i wyłącznie wtedy, gdy złożą się na nie wszyscy, co w istotny sposób ogranicza problem nieistotności pojedynczej wpłaty (każda wpłata jest istotna, bo każda jest konieczna, by dobro powstało).
(5) Teoretycznie dobro publiczne to dobro, z korzystania którego nie da wykluczyć się gapowiczów. Jednakże w realnym świecie „czyste” dobra publiczne nie istnieją. Zawsze istnieje jakaś – przynajmniej teoretyczna – możliwość wykluczenia niepłacących, przeważnie jest ona jednak po prostu niezwykle kosztowna. Z biegiem czasu mogą pojawić się coraz lepsze i lepsze metody wykluczania lub wyłapywania i „zmuszania” do płacenia gapowiczów.
(6) Efekt gapowicza może być przełamany przez ideologię. Jeśli dana społeczność będzie żywić silne przekonanie, że moralnym obowiązkiem każdej jednostki jest opłacać finansowanie danego dobra, to efekt ten bądź przestanie istnieć, bądź zakres jego działania będzie na tyle ograniczony, że będzie można sobie z nim poradzić za pomocą pozostałych metod.
(7) W niektórych sytuacjach społeczności, w których państwo nie angażuje się w rozwiązywanie problemu dóbr publicznych, mogą jechać na gapę na rozwiązaniach państwowych stosowanych w innych krajach. Przykładowo, Polska mogłaby zrezygnować z finansowania nauki i korzystać z odkryć naukowych powstałych w innych krajach.
Podsumowanie
(1) Problem dóbr publicznych pojawia się wtedy, gdy – wobec braku możliwości wykluczenia niepłacących z korzystania z jakiegoś wymagającego współfinansowania dobra – część jednostek może zrezygnować z jego współfinansowania (wybrać strategię gapowicza), czego efektem będzie niepowstanie tego dobra.
(2) Rozwiązaniem problemu dóbr publicznych mogłoby być powołanie państwa, jednak kontrola nad państwem również ma charakter dobra publicznego. Jeśli społeczność nie potrafi działać kolektywnie w sytuacji wolności, nie będzie również potrafiła kontrolować państwa. Wyjęte spod kontroli państwo będzie przedkładać swoje interesy nad interesy społeczeństwa.
(3) Istnieją liczne czynniki, które mogą osłabić działanie efektu gapowicza i umożliwić finansowanie dóbr publicznych w sytuacji wolności, jednak ich występowanie jest zależne od lokalnych, historycznych i kulturowych (prawdopodobnie także biologicznych) uwarunkowań.
Jest jeszcze jeden efekt zmniejszający wagę gapowicza. Nie wiem czy ten efekt jest nazwany i określony w naukach społecznych.
Każdy dający ponad miarę (na przykład lokalny skuteczny przedsiębiorca) staje się osobą ważną dla społeczności i tym samym jest mu przyznawany dodatkowy wpływ na bieg decyzji. Nawet jeśli to tylko przyzwolenie na przejęcie inicjatywy w działaniach. Taki wpływ jest ważny dla ludzi z powodów nawet neurochemicznych (serotonina). Każdy lubi czuć się bardziej znaczącym i cennym. To przekłada się na wiele korzyści interpersonalnych i pozycję społeczną.
To bardzo ciekawe.
Myślę, że badania biologiczne mogą bardzo poszerzyć naszą wiedzę o możliwościach funkcjonowania ładów bezpaństwowych.
W takich przykładach zawsze się zakłada, że ludzie nie potrafią się ze sobą umawiać albo, że nie mogą wymieniać się informacją. W tym tekście jeśli zakłada się, że jest jakaś cena za jakąś zbiorową usługę, to po co dodatkowe założenie, że musi zapłacić każdy i to jeszcze po równo?
No zakłada się, że nie potrafią się ze sobą umówić, bo ogranizowanie umówienia jest również dobrem publicznym. Koszty tej organizacji są bardzo duże, a jedna osoba nie wpłynie na to, czy proces się powiedzie. Efekt gapowicza sprawia, że nie da się rozwiązać efektu gapowicza.
Co do konieczności płacenia po równo – tak jest w najprostszym modelu. Wskazywałem, że obecność wielkich gracze może zmieniać układ sił.
Swoją drogą – jeśli zakładamy subiektywizm, to rzeczywiście nie ma sensu upierać się przy równości wpłat, bo tyle samo pieniędzy to nie tyle samo użyteczności dla różnych ludzi.
1. Nauka nie jest dobrem publicznym! O efekcie gapowicza nie decyduje tylko to, czy wszyscy korzystają; ale przede wszystkim , czy finansowanie przez zbiorowość jest konieczne do realizacji projektu. W wolnym społeczeństwie, gdzie nauką nie zajmuje się panstwo, badania finansuje jedynie prywatny inwestor, grupa, firma itd itp , po drugie – reszta społeczności nie korzysta z efektów nauki jako gapowicze, tylko musi zapłacić za wszelkie dobra, usługi wykorzystujące zdobycze nauki.
2. Częściowym rozwiązaniem jest być może zmiana nastawienia: jesli zamarzył mi się piękny ogród , zrealizowałem to marzenie, to pojawiają się osoby z sąsiedztwa, ktore korzystają mając piękny i kojący widok za oknem. Za darmo . Czy świadomość tego psuje mi przyjemność ? A może poprawi ją właśnie uświadomienie sobie, że oprócz spełnienia swego marzenia poprawiłem też samopoczucie sąsiadów ?
Lub inaczej : powiedzmy, że na 100 mieszkańców wioski , która potrzebuje oczyszczalni, 10 chce być gapowiczami , lub są zbyt biedni, a wszelkie rodzaje ostracyzmów towarzysko- handlowych zawiodły. Należy wtedy policzyć, ile musiałby zapłacić każdy z 90 chętnych. Potem należy spytać, czy przy tej kwocie te osoby wciąż są zainteresowane budową. Jesli tak , to są 2 wyjścia : albo bierzemy pod uwagę naszą złość na 10 gapowiczów i rezygnujemy, albo ” zapominamy ” o nich , podejmujemy projekt tak, jak gdyby mieszkańców było 90. Mniej złych emocji, oczyszczalnia stoi, a ..tych 10 ? gryzie wstyd, bo wszyscy wytykają ich palcami.. A wcześniej czy pózniej i oni coś bedą chcieli…
To oczywiście łatwo rozważać, gdy mowa o oczyszczalni , albo oświetleniu ulic, całkiem inaczej ma się sprawa z obronnością, ale : sam jestem ciekaw odpowiedzi , moim zamiarem jest nie dać zgasnąć dyskusji, bo ten temat wcześniej czy poźniej zawsze się pojawia w sporach z etetystami, przyda się każdy argument.
1. I tak, i nie. Nauka nie jest dobrem homogenicznym. Istnieją obszary nauki z łatwymi przedłużeniami technologicznymi, które mogą być produkowane prywatnie, i istnieją obszary, z którymi mogą być problemy na wolnym rynku (np. jakaś bardzo zaawansowana kosmologia itp.).
Co do jechania na gapę to robiłyby to inne firmy (a nie klienci), które nie opłacałyby badań, ale wdrażałyby nowe technologie powstałe na ich podstawie.
2. Tak, też myślę, że 90% poradziłoby sobie, że 10% gapowiczów i ostatecznie „wymusiłoby” na nich współpłacenie.
🙂 ” problemy z kosmologią ..na wolnym rynku ” ? Nie ma sensu ZAKŁADAČ, że kosmo- technologia jest potrzebna , bo wtedy właśnie otrzymujemy takie kwiatki. Jesli nikt nie będzie chętny do sfinansowania danej gałęzi nauki, to oznacza jedynie ( i aż) , że nie była potrzebna . I po „bulu” .
To podobnie , jak przy argumencie zwolenników praw autorskich : będzie mniej wynalazków . Pomijam, ze niekoniecznie , to zawsze wtedy pytam :
– a jaka ilośc wynalazków w danym czasie jest właściwa!?
Tak, to jest problem z wszystkimi teoriami mówiącymi o konieczności interweniowania państwa, by zapewnić właściwy poziom X. Co więcej, przeważnie nie tylko nie wiadomo, ile powinno być X, ale X nie da się również mierzyć (jak mierzyć ilość nauki, kultury, wynalazków, edukacji itp).
Świetny tekst, dziękuję za możliwość jego przeczytania. Chciałbym dodać od siebie pewien sposób, który został nieco pomięty lub po prostu nie nazwany przez pana doktora jak i komentujących. Chodzi o reklamę. Mobilizacją do wpłat na realizację dóbr publicznych na wolnym rynku może być reklama najhojniejszych darczyńców. Czy to przy budowie drogi (możliwość postawienia billboardu, banneru), oświetlenia (flagi reklamowe) czy nawet wojska (reklama na umundurowaniu). Pozdrawiam